Rozdział IX

1.6K 96 322
                                    

Powitał go kościotrup.

Jesse McCree jak zawsze był spóźniony, ale jak na kogoś, kto od początku dnia przytulał się do muszli klozetowej z potwornym bólem głowy, mógł powiedzieć, iż jego czas był bardzo dobry. Ubiegłej nocy zdecydowanie przeholował i dręczył go najgorszy kac w życiu. Dreszcze przechodziły mu po plecach, a światło sprawiało, że łzawiły mu oczy. Czuł się jak robak, będący całe życie pod ziemią, nagle wyciągnięty na wierzch.

Kiedy wreszcie wziął się w garść, postanowił coś zjeść. Nie spodziewał się tylko, że przed drzwiami do stołówki będzie czekał na niego pan Trupek. Dawniej służył Reinhardowi za pomocnika, gdy ten próbował uczyć młodych agentów Blackwatch biologii. Od tamtej pory minęło tak wiele lat, jednak szkielet wciąż wyglądał tak samo, nawet brakowało mu kilku kości, które kiedyś ukradł wraz z Genjim. Jedyną różnicą był fakt, iż ktoś postanowił ubrać go w strój pirata i zakryć prawy oczodół przepaską.

Uwagę McCree przyciągnęły pomarańczowe kartki w jego dłoni. Ostrożnie wyciągnął jedną z nich, spomiędzy kościstych palców. Było to zaproszenie na halloweenowe przyjęcie, które miało się odbyć dziś o dziesiątej w nocy w pokoju powitań. Zmarszczył brwi. I tak nie mógł się na nie wybrać, gdyż był już umówiony z Hanzo, lecz przyjęcie dzień po katastrofie w Gizie? Gdzie była granica dobrego smaku?

Wszedł do środka stołówki, krzywiąc się przez jaskrawe światło. Głowa znowu dała o sobie znać, pulsując bólem. Rozejrzał się po tym miejscu. W związku z Halloween przeszło małą metamorfozę. Stoliki przykryto obrusami z duszkami, uszytymi kiedyś przez Mei. Z lamp zwisały plastikowe nietoperze i dynie. Każde z dań również było przystrojone: marcepanowe kły na naleśnikach, kromki chleba w kształcie faz księżyca... Wszystko wyglądało naprawdę apetycznie.

Na jego widok rozległ się głośny pisk i szum. Zakrył sobie uszy, jednak większość zgromadzonych wstała, aby go wyściskać i pogratulować tego, że z nimi zostaje. To był naprawdę miły gest z ich strony i nawet Torb uścisnął mu rękę. Od niego dowiedział się również, iż Jack zmienił kurs lotu i teraz podróżowali ku Ilios.

Cała radość trwała dwie minuty, może trzy, po czym wszyscy wrócili do jedzenia. Jesse nałożył sobie bekon i jajka, po czym podszedł do swojego miejsca. Jack jadł przy osobnym stoliku wraz z Torbem. Nawet Hanzo się dziś pojawił, choć nie zwracał na nikogo najmniejszej uwagi, siedząc przy najdalszym stole. Reszta agentów, poza Zenyattą i Bastionem (tej dwójki dziś nie było, pewnie poszli zająć się ogrodem), siedziała razem, rozmawiając i śmiejąc się.

— Widzieliście już nowe plany dnia? — zapytała Hana. McCree, podobnie jak większość osób siedzących przy stoliku, pokręcił przecząco głową. Winston lub Jack pewnie przesłali mu już rozpiskę, ale komunikator musiał wciąż leżeć gdzieś na biurku, zawalony przez puste butelki po alkoholu oraz papiery. − Wraca rywalizacja! Szykuj się na zemstę, Lena!

— Nadal myślisz, że jesteś szybszy niż nabój, Genji? — zapytał McCree. Shimada roześmiał się, pewnie na samą myśl o tym, jak walczyli za czasów Blackwatch.

To Gabe pierwszy zadał mu to pytanie. Genji snuł się po bazie wiecznie wkurzony i mroczny. Nie przywykł wtedy do swojego nowego ciała i odmawiał brania udziału w treningach, czym doprowadzał Morrisona do białej gorączki. Reyes tylko się śmiał, widząc zdenerwowanego Jacka. Wreszcie żołnierz nie wytrzymał i zapytał, czy on potrafiłby jakimś cholernym cudem zmusić tego dzieciaka do czegoś bardziej produktywnego niż wyżywanie się na drużynie i materacach w swoim pokoju (Genji lubował się w drapaniu w swoje łóżko, tak długo, aż je rozwalił). McCree pamiętał, że Gabriel obrał zupełnie inną taktykę. Cyborg w Blackwatch był dla niego kuszącą propozycją, ale swoje pytanie w dużej mierze zadawał głównie z ciekawości. Odpowiedź na nie sprawdzali kilka razy, jednak za każdym razem to Shimada okazywał się szybszy.

Overwatch: Smok w PołudnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz