Rozdział XVI

886 56 162
                                    

 Genji Shimada.

 Hanzo obracał wąską karteczkę między palcami, co kilka sekund ponownie spoglądając na eleganckie, kształtne litery. Za każdym razem, prychał i wściekał się na siebie, bo wewnątrz miał nadzieję, że to wszystko jest jedynie wymysłem jego wyobraźni. Że znów ma halucynacje.

 To McCree jako pierwszy powiedział mu o świątecznej tradycji Overwatch, czyli losowaniu kartek z imieniem konkretnego agenta, aby później podarować mu prezent. Oczywiście można było też dać coś komuś innemu, ale zazwyczaj były to jedynie drobnostki, które miały świadczyć o wdzięczności i uznaniu. Hanzo nigdy przedtem nie obchodził świąt - było to sprzeczne z jego religią, a ojciec uznawał to za stratę czasu. Może gdyby wylosował kogoś, kogo łatwiej byłoby uszczęśliwić, mógłby bawić się lepiej.

 Hanzo był dobrym słuchaczem. Wiedział, że Hana marzy o nowej palecie cieni do powiek, Winston o encyklopedii, a Torb nowym młocie. Genji w przeciwieństwie do nich, nigdy nie mówił o swoich pragnieniach. Naturalnie, łucznik mógł iść na łatwiznę i sprezentować mu kubek z głupim napisem. Tak tanie zagranie nie leżało jednak w jego naturze. 

 — Tu jesteś, Legolasie! — zawołał Lúcio, podjeżdżając do Hanzo na rolkach. Shimada błyskawicznie zgniótł kartkę, wrzucając ją do swojej kieszeni. Od kilku godzin ukrywał się w sali treningowej, w oczekiwaniu, aż wylądują w Chinach. Tam miała rozpocząć się ich misja, ponoć dość prosta i przyjemna, polegająca jedynie na powstrzymaniu Blackwatch przed przedostaniem się do gabinetu jednego z naukowców, który pracował nad nowym metalem, z którego można by stworzyć najbardziej wytrzymałe omniki na świecie.

 Agenci czekali już na dole, a temat prezentów nie schodził im z ust. Z tego powodu, oficjalnie Hanzo chciał im wmówić, że wolał ćwiczyć w samotności w wolnym czasie, aby być przygotowanym na każdą ewentualność. Nieoficjalnie, nie potrafił spojrzeć na swojego brata.

 — Ćwiczyłem — oznajmił Shimada. Rozłożył ręce, aby chłopak mógł zobaczyć łuk i kołczan, leżące przy jego stopach. Wątpił, aby Lúcio dał się nabrać, skoro Han nie był nawet spocony, jednak młodzieniec nadal się uśmiechał, zajmując miejsce obok. Japończyk upewnił się, że karteczka jest bezpieczna w jego kieszeni, po czym spojrzał na swojego towarzysza.

 — W porządku, przecież nie przyszedłem, aby urządzać ci przesłuchanie, chłopie. — Muzyk poklepał Hanzo po ramieniu. Z słuchawek chłopaka wydobywała się jakaś klubowa muzyka, prawdopodobnie jego nowy utwór. 

 — Stresujesz się, co?

 — Bzdura! — wykrzyknął Shimada, przekonany, że Lúciowi chodziło o sytuację z Genjim. Dopiero chwilę później zrozumiał, że tak naprawdę chłopak pytał o walkę. Nie mógł przecież wiedzieć o sekrecie, który tak ciążył w jego kieszeni.

 — Nikomu nie powiem — obiecał Lúcio, kładąc rękę na sercu. Słysząc to, Hanzo roześmiał się z ulgą, nieco histerycznie. Odbijało mu. Najchętniej podzieliłby się swoimi obawami z McCree, jednak... Kowboj rozpłynął się w powietrzu. Nie przyszedł na śniadanie, nie odpisywał na wiadomości. Najgorszy był fakt, że nikogo to nie obchodziło. Kiedy tylko wypowiadał słowo ,,McCree", ludzie natychmiast go ignorowali, nawet Genji.

 Hanzo wcale się nie martwił. Wykazywał jedynie przyjacielską troskę. 

 — Ja... — Przez chwilę Shimada zastanawiał się, czy powinien powiedzieć młodemu muzykowi o tym, co go trapiło. Intuicja podpowiadała mu jednak, że nie byłaby to rozsądna decyzja. Lubił Lúcia, naprawdę, ale wolał nie dzielić się z nim poważnymi sekretami. Zwłaszcza, że przyjaźnił się z Haną, która z łatwością mogła wydobyć od niego każdą informację. 

Overwatch: Smok w PołudnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz