Rozdział 2.

524 15 3
                                    

 Genny pov.

- Żartujesz!- wykrzykuje moja przyjaciółka. Zaraz po rozmowie z moją mamą zadzwoniłam do niej i poprosiłam o spotkanie w naszej ulubionej kawiarni.
  -Uwierz , chciałabym- mówię smutno. Boże dlaczego mnie to spotkało?! - Tak bardzo cię przepraszam. Wiem jak zależało ci na tym wyjeździe. Może pojedziesz z Liv? Zastąpi mnie przez te dwa tygodnie a potem...
  -Przestań- krzyczy nieco za głośno, przez co ludzie z sąsiednich stolików spoglądają w naszą stronę. - Jak możesz w ogóle tak myśleć! Nigdy w życiu nie zastąpię cię Liv! Dlaczego ci to przyszło do głowy?!
  Wiem, że nigdy by mnie nie zastąpiła kimś innym i nie chodzi o to, że jestem zazdrosna o Liv. Po prostu nie chce aby jechała sama. Liv to jej koleżanka z przedszkola. Niedawno się spotkały przez przypadek w galerii i postanowiły odnowić kontakty.
  -Nie chce żebyś jechała sama.- mówię to co myślę.- Proszę weź Liv a za dwa tygodnie wrócisz i przyjedziesz do mojego brata na tak długo jak będziesz chciała. Nie będzie z tym problemu, naprawdę.
  -Nigdzie. Bez. Ciebie. Nie. Jadę.- mówi cicho Ale dobitnie. Boże to dopiero jest najlepsza przyjaciółka.- Pojedziemy za rok. Nic się nie martw . A do twojego brata przyjadę już za dwa dni. Zaraz po zakończeniu roku i zostane na caaaałe wakacje.
  Uśmiecha się szeroko. Odwzajemniam uśmiech bo jest zaraźliwy. Jestem w szoku. Jest szczęśliwa, mimo że nie jedziemy na nasze upragnione samotne wakacje. Kocham ją tak mocno.
  -Idziemy? - pytam kiedy już skończyłysmy nasze kawy.
  -Tak jasne. Muszę pomóc ci się pakować. - znowu się uśmiecha a ja kręcę głową. Jest niemożliwa.
  Wychodzimy z kawiarni i idziemy na parking. Jestem jedną z pięciu osób w naszej klasie, które zdały prawko i mają własne auto. Wsiadamy do pojazdu i wyjezdżamy na drogę. Bree cały czas gada o tym co będziemy robić skoro nie wyjeżdżamy nad morze. W pewnym momencie przestaję jej słuchać. Moją głowę zaprząta Peter. Nie widziałam się z nim od świąt Bożego Narodzenia. Tak wiem że minęło tylko kilka miesięcy Ale dla mnie to wieczność. Zawsze byłam blisko z bratem. On też nienawidzi Cartera i dlatego wyprowadził się jak tylko mama i on postanowili się pobrać. Nie mógł zabrać mnie ze sobą bo jeszcze byłam niepełnoletnia. Z początku widywalam się z nim codziennie i jeździłam do niego w co drugim weekend. Od roku się to zmieniło. Postanowił zacząć studia. Dość późno, ale lepiej ze w ogóle się za nie wziął. To będzie jego drugi rok na prawie i ponoć ma ambicje na naprawdę dobrego adwokata a nawet lepiej. Cieszę się i jestem z niego bardzo dumna. W sumie to z nim mam najlepszy kontakt w rodzinie. Dziadkowie od strony taty odwrocili się od nas od czasu ślubu mamy z Carterem. Rozumiem ich. Znalazła nowego partnera ledwie rok po śmierci mojego taty i postanowili się pobrać. Dziadkowie obiecali ze Beda utrzymywali kontakt ze mną i Peterem Ale potem urodziła się Amy i gdy dziadek Antonio się dowiedział stwierdził że nie są w stanie już się z nami kontaktować. Bardzo z tego powodu cierpialam bo to byli jedyni dziadkowie, których mieliśmy z Peterem. Rodziny mamy nigdy nie poznaliśmy. Nigdy nawet o niej nie mówiła. Z kolei dziadkowie Amy to najgorsi ludzie na świecie. Uznają tylko małą, Cartera i moją mamę. Nienawidzę ich za wszystko co mi zrobili i za to że sami mnie nienawidzą. A najbardziej ich nie znoszę gdy muszę zmieniać plany z ich powodu.
  Sama Amy jest uroczym dzieckiem. Naprawdę ją kocham i nie jest tak że nie chce jej znać bo jestem zazdrosna i jej rodzina od strony ojca jest jakaś nienormalna. Przecież to nie jej wina.
  -Ty mnie w ogóle nie słuchasz!- wyrywa mnie z zamyślenia Bree.
  -Przepraszam myślałam o Amy. Co mowilas?
  Bree wzdycha ciężko i kręci głową.
  -Mówiłam że dawno nie widziałam się z twoim bratem i pytałam czy bardzo się zmienił. I jak mu idzie na tych studiach.
  -No to już ci mówię.- uśmiecham się szeroko i zerkam w jej stronę. Kręci z niedowierzaniem głową.- Peter prawie wcale się nie zmienił . Od 16 roku życia imprezuje, co już wiesz, na studiach radzi sobie świetnie i jestem z niego dumna . Ale zobaczysz się z nim za dwa dni więc sama możesz go spytać.
  Wybuchamy śmiechem. Podjeżdżam pod dom i wysiadamy z auta wciąż się śmiejąc. Po chwili zapominamy z czego się tak śmiejemy. Ale głupawka trwa dalej. Wchodzimy do mieszkania i kierujemy się w stronę mojego pokoju. Wyciągam z szafy walizki i bierzemy się do pracy.
  -wiesz tak sobie myślę-mówi Bree po chwili.- Masz tyle tych ciuchów i innych rzeczy, że ja się chyba z tego wypisuje.
  Patrzę na nią i znowu wybuchamy śmiechem. Nagle do pokoju wchodzi Carter.
  -Słuchaj, młoda-warczy.- mam w dupie że przyszła ta twoja psiapsiółeczka od siedmiu boleści i ze bawicie się świetnie, ale zamknij wreszcie mordę, bo rżysz od kiedy przyszlas.
  Patrzę na niego ze złością. Co on sobie do cholery wyobraża.
  -Nie to ty posłuchaj dupku.-dre się na niego.- nie interesuje mnie to że jesteś mężem mojej matki i ze mieszkasz w tym domu, ale nie masz Orawa zwracać mi uwagi , bo gówno dla mnie znaczysz! Dotarło? To teraz wypad z mojego pokoju!
  Patrzy na mnie jakby mnie pierwszy raz na oczy widział. Wiem że trochę przegięłam, ale mnie wkurzyl. Zerkam na Bree. Stoi z oczami jak pięciozłotówki. Wzruszam ramionami i wyjmuję ciuchy z szafy. Moja przyjaciółka robi to samo. 
 
  Jest już 22:00. Bree powinna już być w domu, ale chyba zostanie u mnie, na noc. Nasze mamy na pewno się zgodzą, mimo że to środek tygodnia. Carter już ani razu nie wszedł do mojego mokoju. Założę sie, że powie o wszystkim mamie, ale jakoś nieszczególnie mnie to interesuje. I tak nie oddaje mnie bratu zamiast walczyć z Elizabeth, więc nie obchodzi mnie jej zdanie. Już postanowilam. W te wakacje poszukam sobie jakiegoś mieszkania. Ale najpierw muszę iść do pracy. Tak to będzie moja misja wakacyjna. Uśmiecham się do siebie na to określenie.

SąsiadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz