Rozdział11.

239 7 0
                                    

  Genny pov.

    Zamiast iść na imprezę do klubu, Peter zaproponował, że zaprosi znajomych i zrobimy domówkę. Oczywiście ja mogę zaprosić jeszcze Nicka i Liv, no co to za impreza bez nich, prawda?
  Tak więc właśnie stoję przed szafą i szukam odpowiedniego stroju na wieczór. Znając życie i mojego brata impreza przeniesie się do ogrodu, więc muszę się zdecydować na coś w czym w nocy nie zmarzne, ale żebym wyglądała zajebiście.
  Peter zabrał chłopaków i swojego ziomka Tobias'a na zakupy. Ja i Bree zostałyśmy w domu. Do imprezy zostało jeszcze jakieś pięć godzin, więc powinnam zadzwonić do Nicka i Liv, żeby się szykowali na najlepszy melanż w mieście.
  Jak postanawiam tak robię i po chwili siedzę na kanapie w salonie z telefonem w ręku. Wybieram numer Nicka i czekam...
  -Zadzwoń w tym czasie do Liv.- mówię do Bree między sygnałami.
  -Halo?- pyta zaspany głos w słuchawce.
  -Nick?- upewniam się.
  -Nie twoja matka.- mruczy chłopak w odpowiedzi.
  -Weź mi nie przypominaj.- jęczę. Chłopak wzdycha.- No ale DZwonię w innej sprawie. Słuchaj...dzisiaj mój brat robi imprezę i wiesz...obecność obowiązkowa, dupku.
  -Ej no tylko nie dupku, suko.- Śmieje się Nick. Oczywiście to są żarty. Nigdy się tak do siebie nie odzywamy na poważnie. Cmokam do słuchawki i śmieje się głośno. Kątem oka widzę jak Bree rozmawia z naszą przyjaciółką.
  -To widzimy się o 20 u mojego brata, adres wyśle ci smsem. Eloszki skarbie.
  -Boże, dobra przyjdę.- jęczy Nick.- Baj .
  Kończę połączenie i od razu wysyłam przyjacielowi adres do domu mojego brata. W odpowiedzi dostaje "😓" śmieje się cicho pod nosem. Wiem że z tym również żartuję bo on nie opuszcza żadnej imprezy o jakiej tylko dojdą nas słuchy .
  Nie odpisuje bo nie ma takiej potrzeby i podchodzę do Bree. Ona akurat kończy rozmowę z Liv. Spogląda na mnie smutno.
  -Liv nie da rady przyjść bo jutro o 6 ma samolot do Włoch. - oznajmia przyjaciółka.
  -Oo...- mrucze pod nosem i Kiwam głową.
  -No to w sumie i tak nie pojechalaby z nami do Polski.
  Bree kiwa głową i razem idziemy do mojego pokoju. Fakt, do imprezy zostało 4,5 godziny Ale jesteśmy w takim polu, że możemy się nie wyrobić. Bree rzuca się na łóżko a ja znowu staje przed szafą .
  -Breeeee...-jęczę.- Nie mam się w co ubrać...
  -Jak to nie masz?!? Masz więcej ciuchów niż cała moja rodzina razem wzięta a przypomnę tylko ze mam trzech młodszych braci i dwójkę dorosłych w domu co daje razem sześć osób, idiotko.
  Śmiejemy się głośno i wracamy do przeglądania szafy. Po chwili wstaje i podchodzę do komody z telewizorem i znajduje Eskatv. Ustawiam głośniej . Akurat leci Ghost Town- Adama Lamberta. Uśmiecham się do Bree i wracam do szafy. Po chwili obie śpiewamy i tańczymy śmiejąc się jak wariatki i z byle powodu.
  Kocham takie chwile z moja przyjaciółką. Padamy na dywan i śpiewamy refren. Oczywiscie Bree specjalnie przekreca słowa piosenki co wprowadza nas w jeszcze większe rozbawienie. Śmiejemy się jeszcze głośniej i nagle do mojego pokoju wkraczają chłopcy i śpiewają ostatnią zwrotkę.
  Naszą chwilę przerywa telefon.  Podchodzę do telewizora i zciszam muzykę. Bree jęczy zawiedziona a ja posyłam jej szeroki uśmiech i przewracam oczmi.
  Biorę komórkę i patrzę na wyświetlacz. Amy. Unoszą brwi a obok mnie pojawia się Peter . Spoglądam na niego. Kiwa głową żebym odebrała. Robię to.
  -No część słoneczko- mówię z entuzjazmem. Nie myślcie, że jest on udawany, bo nie jest. Jak już wspomniałam wcześniej, Amy jest dla mnie ogromnie ważna i nie liczy się dla mnie kto jest jej ojcem i jakie mam z nim relacje .
  -Część Genny.- mówi smutno.
  -Kwiatuszku, co się stało?- pytam i patrzę na brata. Moja panika rośnie z sekundy na sekundę. W końcu dzwoni do mnie smutne i z pewnością płaczące sześcioletnie dziecko! Peter gestem nakazuje bym włączyła tryb głośnomówiący. Ponownie wykonuje jego polecenie.
  -Mama pokłóciła się z tatą, bo była smutna że wyjechałaś z domu. Iiii tataa powiedział że bardzo dobrze i tak cię nigdy tu nie chciał.- przerywa i wybucha płaczem. Miałam rację co do jej stanu. - Powiedział też...on...Powiedział...że...
  -Że ...? - pytam powstrzymując łzy napływające mi do oczu. Obok mnie pojawia się Bree i mocno mnie do siebie przytula. Opieram jej głowę na ramieniu i czekam na odpowiedź siostry.
  - Że nigdy nas nie kochałaś.- jej płacz jest jeszcze bardziej nasilony. - C-c-czy to pra-a-awda Genny?- pyta i pociąga noskiem.
  -Kurwa mać- mruczy wkurzony Peter. Ja natomiast wybucham płaczem. Jak ten dupek mógł nagadac jej takich rzeczy!? Ona ma sześć lat do cholery jasnej!!!!
  -Nie kochanie!- szlocham do telefonu.- Nigdy przenigdy nie przestanę cię kochać! Pamiętaj o tym . Przecież wiesz że oddałabym wlasne życie za twoje.
  -Tak wiem, bo mi to zawsze powtarzasz Ale tata powiedział że to dlatego mnie zostawilas bo nie jestem twoją prawdziwą siostrą. Bo nie mamy tego samego tatusia.
  -Nosz zajebe kutasa- warczy Peter. Rozglądam się po pozostałej siódemce przyjaciół. Wszyscy są tak samo wkurzeni.
  -Skarbie będę u ciebie za chwilkę, dobrze? Pogadamy na spokojnie.
  -Dobrze, Genny, ale mama mówiła ze o 17 wyjeżdżamy.
  Sprawdzam godzinę. 15:47. Cholera mam mniej niż godzinę. Plus dojazd. Czyli mam około 20 minut samej rozmowy z  Amy.
  -Dobrze słońce. W takim razie rozłączam się i jadę do ciebie.
  - Dobrze.- odpowiada i kończy połączenie.
  Spoglądam na brata. Jest wkurzony na maksa. Nie dziwię mu się. Jednak musi jechać ze mną bo inaczej nie poradzę sobie sama z Carterem.
  -Peter?- zwracam na siebie jego uwagę i wyrywam się z objęć Bree. Podchodzę do niego i kładę mu dłoń na ramieniu.
  -Jest w porządku.- zapewnia.- po prostu nienawidzę jak ten zasraniec cię obraża albo nagaduje coś Amy. Tak nie mam najlepszego kontaktu z naszą siostra Ale tylko dlatego że się wyprowadziłem. Ja naprawdę ja kocham. Przecież to nie jest jej wina jakiego ma ojca.
  -Wiem to Pet.- mówię i wtulam się w jego tors.- Ale ona nie jest tego taka pewna. Błagam jedź ze mną do nich bo nie mam siły na konfrontację z Carterem.
  W moich oczach znowu pojawiają się łzy. Peter klepie mnie po ramieniu i kiwa głową.
  - Ubieraj się. Za pięć minut w samochodzie, jeżeli chcesz to zaltwic zanim wyjadą do tej wariatki.
  Uśmiecham się i biegnę do szafy. Wyjmuję z niej tylko jakaś bluzę. Jestem gotowa. Na dole założę buty i możemy jechać.
  -A wy przygotujcie jakaś muzykę. Będziemy koło 17. Elo.
  I z tymi słowami opuszczamy mój pokój a następnie dom. Wsiadamy do mojego volvo i wyruszamy w drogę do mojego dawnego domu. I mojej kochanej młodszej siostrzyczki.

  
 

SąsiadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz