Rozdział 10.

272 7 0
                                    

  Brian pov.

    Siedzimy w pokoju Genny . Dziewczyny na łóżku a my na dywanie. Opieram się plecami o szafę.
  Zamówiliśmy pizzę już jakieś pół godziny temu więc niedługo powinna być. Trzymam w ręce piwo i bawię się sznurkiem od bluzy. Od razu kiedy wróciliśmy przebrałem się w normalne ciuchy i pożyczyłem coś Chazowi. Dziewczyny zrobiły to samo.
  W pokoju panuje cisza. Chyba to ten czas kiedy Gen powie nam o swojej przeszłości. Bree przesuwa się na łóżku i schodzi z niego. Podchodzi do biurka i bierze z niego tabliczkę czekolady. Wraca na łóżko i otwiera słodycz. Łamie ją na kawałki i wsuwa jeden do ust. Przekazujemy sobie czekoladę a kiedy już nie ma połowy, Gen chrząka i poprawia się na łóżku.
  -Więc...jedenaście lat temu poszliśmy do szkoły. W wakacje byłam nad morzem, poznałam Nicka, a potem poszliśmy do pierwszej klasy. - mówi cicho i spokojnie. Wydaje się być obojętna Ale w jej oczach widać że dziewczyna jest na granicy łez.- Widywalismy się normalnie.- kontynuuje.- I wtedy...nadeszła Wielkanoc. Mój tata wracał z pracy. Następnego dnia mieliśmy jechać do babci na śniadanie świąteczne. Ale około godziny osiemnastej, mama dostała telefon, że tata miał wypadek i ze właśnie go operują. Kazała nam się szybko ubrać i po jakiś dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Tam powiedzieli nam...Ze...powiedzieli...
  -Że robili co mogli Ale nie udało sie uratować jego życia.- kończy szeptem Bree. Genny chowa twarz w poduszkę i zaczyna szlochać. Bree kładzie się obok niej i przytula mocno.
  Czuję w środku okropny ból. Pan Forbes był najlepszym człowiekiem na świecie. Nigdy nie krzyczał na mnie ani żadne z nas. Okazywał nam miłość mimo że ja, Chaz i Bree nie byliśmy jego dziećmi.
  -Kurwa- szepcze Chaz i wychodzi na balkon. Łzy szczypią mnie pod powiekami więc pozwalam im się uwolnić. Po chwili wyje i kołysze się w przód i w tył. Chaz chyba to słyszy bo wraca do pokoju i mocno mnie przytula. Zaciskam dłonie w pięści i przyciskam je do oczu. Chcę przestać płakać, ale nie mogę. Po chwili czuję jak jakaś ciepła dłoń dotyka mojego ramienia. Podnoszę wzrok i widzę Gen.
  -Przepraszam- szepcze.- Przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej.
  Przyciągam ją do siebie i przytulam. Biedna tyle przeszła. Nasza mała Genny.
  -Co się działo potem?- pyta Chaz. Ma zaczerwienione oczy od płaczu .
 
  Peter pov
 
   Stoję pod drzwiami pokoju Genny. Ma gości. Co najmniej jedną osobę. Jednak nie ilość gości czy sam fakt co oni tu robią każe mi stać pod jej pokojem. Szedłem właśnie do swojej sypialni gdy usłyszałem to jedno zdanie:
  ''...robili co mogli Ale nie udało się uratować jego życia..."
  Stoję jak sparaliżowany. Minęło jedenaście lat ale rana po stracie taty jest tak głęboka, że nigdy się nie zagoi.
  Myślałem że Genny już się z tym pogodzila, że żyje normalnie, że była zbyt mała żeby pamiętać tyle szczegółów. Myliłem się. Bardzo.
  Z pokoju słychać odgłosy chodzenia, płaczu, pojedyncze przekleństwa...i zdanie:
  -Co się działo potem?
  -Niedługo potem matka znalazła nowego faceta. Kutasa jakiś mało.- mówię wchodząc do pokoju.- Udaje dobrego Ale za plecami matki traktuje nas jak gówno. Mają córkę, Amy. Dobre dziecko, naprawdę. Kiedy zdecydowali się na ślub dziadkowie od strony taty odwrocili się od nas. W sumie to ostatecznie kontakt się urwał tuż po narodzinach Amy. Kiedy tylko było mnie stać na wynajem kawalerki, wyniosłem się z domu. Po jakis duch latach wprowadziłem się tu, bo znalazłem dobrze płatną pracę i mogłem wziąć kredyt na dom. Odizolowałem się od rodziny. Zacząłem nowe życie. Poszedłem na studia...i zapomniałem o Genny. Nie do końca zapomniałem...po prostu...
  -Spokojnie Peter- uśmiecha się lekko Genny. - Naprawdę nie obwiniaj się. Cieszę się że zacząłeś żyć normalnie a zostawiles przeszłość za sobą. Już się z tym pogodziłam. Serio.
  Podchodzę do niej i biorę ją w objęcia. Jezu jak ja ją kocham. Moja mała siostrzyczka taka mądra i dobra. Myślałem że sam sobie przypieprze jak przyszła do mnie w nocy do pokoju się przywitać. Dlaczego pomyślałem, że nie potrzebuje mojej pomocy. Dlaczego zostawiłem ją samą z życiem. I z Carterem. Jestem najgorszym bratem ever.
  -Słuchajcie- mówi Bree. Lubię ją. Jest  cholernie inteligentna i całkiem ładna. Idzie z Gen przez życie odkąd pamiętam. Zawsze było jej pełno w naszym domu. Nie przeszkadzała mi jej obecność. Wręcz przeciwnie. Byłem szczęśliwy, że Gen ma kogoś takiego jak ona . - Tak sobie pomyślałam...jest piątek, właśnie skończyliśmy szkołę, jesteśmy pełnoletni, przyda nam się trochę alkoholu, zwłaszcza tobie, Genny...

  -Boże, kobieto- mruczę niezadowolony.- Dojdź wreszcie do sedna.

  Wybuchamy śmiechem, co jest dobre, bo napięta atmosfera niemal znika.

  - Haha- śmieje się dziewczyna sarkastycznie.- Bardzo śmieszne. No ale dobrze. Pomyślałam że pójdziemy do klubu, na imprezę i porządnie schlamy.
  Wszyscy wydają okrzyk zadowolenia. Wszyscy poza mną. Nie lubię kiedy Genny pije . Jest jeszcze za młoda...
  -Nie jestem!- wrzeszczy moja siostra.- Mam prawie dziewiętnaście lat, Peter!
- Cholera- mrucze pod nosem.- Powiedziałem to na głos?
  Dziewczyna kiwa głową i siada na łóżku z miną obrażonego dzieciaka. Wiem, że nie obraża się na serio .
  -Gens- mówię i siadam obok niej. - Tak, Masz dziewiętnaście lat, ale to nie zmienia faktu, że jesteś jeszcze młoda i w ogóle...Nie pójdZiesz do klubu dzisiaj.
  -Ale Peter!- wstaje gwałtownie i patrzy na mnie ze złością.- Jestem pełnoletnia! Mogę robić co chcę!
  -Może robiłaś co chciałaś ,ale jak mieszkalas z mamą i Carterem, ale teraz jesteś u mnie i nie życzę sobie takiego zachowania.
  Genny patrzy na mnie oczami jak pięciozłotówki i szeroko otwartą buzią. Spoglądam na resztę . Oni też mają taką minę jak Gens. Haha Ale ich zdziwiłem! Śmieję się w duszy.
  -Żałujcie, że nie widzicie swoich min!- Śmieje się już na głos.- Serio pomyśleliscie, że mówię na poważnie? Hahahaha
  Dzieciaki dochodzą do siebie i wybuchają śmiechem. Spoglądam na Chaza, który zaraz poplacze się ze śmiechu. Zresztą nie tylko on.
  -Nieźle ziom- mówi Brian i orzybija mi piątkę. Myślałem że ty tak na serio.
  -Dobra jak się już ogarneliscie , to dzisiaj robię imprezę. Pomożecie mi. Mamy cztery godziny! Do roboty!
  Wszyscy w mgnieniu oka zrywają się z łóżka i podłogi i lecą na dół żeby zacząć sprzatc dom.
 

SąsiadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz