Ciemność...

3.2K 236 13
                                    

Ostatnie co pamiętam... ciemność, później okropny ból. Takiego jeszcze nigdy nie doświadczyłem. Mimo iż z bólem jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.
Zacząłem odzyskiwać przytomność... dlczego? KURWA DLACZEGO? DLACZEGO NIE MÓGŁ MNIE DOBIĆ?! ZAJEBAĆ?!
Lezalem chyba na łóżku... było miękko. Głowa mnie bolała, ręka też, żebra i noga. Zajebiście...
Otworzyłem oczy... Ale nic nie widziałem. Ciemność. Nic więcej. Czarno.
Od razu zacząłem panikować, krzyczeć. Bałem się, że pochowali mnie żywcem, lecz coś pogłakalo mnie po policzku.
-Ciii... spokojnie. Jestem przy tobie.- rozbrzmiał znajomy głos. Ten znajomy niski głos... którego sie tak panicznie bałem. To był on... mój Pan. Znieruchomiałem na chwilę. Po czym zacząłem krzyczeć:
-Dlaczego nic nie widzę? Dlaczego jest ciemno?! Co się dzieje!- czułem, że mężczyzna ujął moją twarz w dłonie. Miał przyspieszony oddech.
-Skarbie... jak spadłeś ze schodów to... uderzyłeś g-głową o ścianę... I przez to nie widzisz...- powiedział jąkając się. Jego ton był troskliwy i czuło się w nim zmartwienie. Po tych słowach rozpłakałem się.
DLACZEGO JA?! DLACZEGO TO AKURAT MUSIAŁO MNIE SPOTKAĆ?!
Zapłakany i rozedrgany, zacząłem się rzucać. Byłem chyba na łóżku Pana... bo było duże.
-Ci... F-Fabian... będzie dobrze... zaopiekuję się tobą. -powiedział zmartwiony i przytulił mnie. Nie wiem dlaczego, ale ten gest trochę mnie uspokoił. Chociaż bałem się mu uwierzyć...
Nie potrafiłem mu zaufać... Ale sam nie dałbym rady.
To był chyba jakiś żart... oślepłem.
Jestem jeszcze bardziej niepotrzebny niż wcześniej.
Ciężko oddychałem i zarchyplym głosem zacząłem mówić:
-P...proszę... za...zabij... m..mnie.. -po czym rozpłakałem się.
Mój Pan wtedy doznał chyba szoku, po przycinsnął mnie do siebie.
-Nie mów tak! Proszę... nie mógłbym Cię zabić. Wybacz za to wszystko. Wiem... byłem potworem... to przeze mnie nic nie widzisz.-mówił cicho.
Czy on przeprasza...? Nie możliwe... niemożliwe by mu na mnie zależało. Nikomu nie zależy!
-To daj mi coś ostrego... s...sam to zrobię-powiedziałem drzacym głosem. Ja już nie mogę... już nie dam rady. Po prostu chce to skończyć... nie chce być jeszcze wiekszym problemem.
Co mnie jeszcze trzyma na tym świecie...?
W sumie nic... chyba przez to ze jestem tchórzem.
Nienawidzę... nienawidzę siebie...  I jego! Tego potwora! W moim życiu nigdy nie było kolowo... Ale to jest już przesada. Mogłem się już wcześniej zapierdolić...
Zacząłem ryczeć... bo to już nie był płacz.
-Nienawidzę Cię! Nienawidzę! Nienawidzę bardziej niż mojego ojca, który się nade mną znęcał całe życie! Dlaczego mi to zrobiłeś potworze?!- szlochałem, rozedrgany.
On nic nie odpowiedział.
-No powiedz, szmato! Powiedz! Powiedz dlaczego!-krzyczałem wymachując rękoma bo chciałem go uderzyć, on tylko złapał moje dłonie i zaczął całować każdą bliznę i ranę na moich rękach.

Nie! Nie! Nie! Proszę nie... ja już nie rozumiem... pomocy.
Dlaczego on to robił...? Przecież on mnie nienawidzi. Przecież jestem tylko jego zabawką. O co chodzi?

================================
Hej, hej ^-^
A oto kolejny rozdział.
Wybaczcie, że tak rzadko dodaje... Ale mam mało czasu ostatnio :/
Postaram się jak najszybciej dodawać następne ^-^
Mam nadzieję, że się wam podoba!

BliznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz