Rozczarowanie

1.4K 76 7
                                    

      Draco Malfoy wszedł do ciemnego pomieszczenia, które oświetlało tylko parę świec i świateł nad sceną. Przez cały czas siedział z Blaisem i oglądał występy kobiet. Owszem, był mężczyzną, ale bardziej zajmował się poznawaniem bogaczy z miasta, z którymi siedział przy jednym stoliku. Znajomości bardziej się przydadzą w późniejszym życiu. Blaise cały podekscytowany nie mógł oderwać wzroku od kobiet na scenie. Draco na wszelki wypadek przypominał mu, że ma żonę i dziecko, ale Blaise od razu mu odpowiadał:- No przecież wiem, za kogo ty mnie masz. I pukał się w czoło, jakby chciał mu pokazać, że myśli jak jakiś idiota. Dlatego też dał już sobie z tym spokój. Nagle wszystkie światła zgasły i zaczęła się kolejna część występu. Kelner nalał mu kolejny kieliszek wytrawnego wina, kiedy rozmawiał z przedsiębiorcą Hollywood. Był mężczyzną z głową do interesów i poznawania nowych, wpływowych ludzi. Jego rozmowę przerwały oklaski biznesmanów, więc spojrzał na scenę. Zaskoczył go widok jakiejś blondynki. Jej włosy opadały na ramiona. Smukłe ciało kryło się pod krótką, ale elegancką i niezbyt wyzywającą sukienką. Miał dobre miejsce, więc mógł jej się dokładnie przyjrzeć. Po raz pierwszy poczuł zainteresowanie tym występem.- Drodzy panowie, teraz wystąpi przed wami uwielbiana przez was, kobieta waszych marzeń, Carmen Grant! Carmen Grant? Nie kojarzył żadnej kobiety o tym imieniu i nazwisku. Dziwne... Wydawało mu się, że skądś zna tę kobietę. Delikatna twarzyczka, spojrzenie brązowych oczu, podkreślonych seksownym makijażem, ładnie wykrojone usta, zadarty nosek. Wyglądała bardzo kobieco, ale miała w sobie też coś niewinnego jak dziewczynka. Kiedy zaczęła śpiewać, poczuł się bardzo dziwnie. Ten głos też wydawał mu się znajomy.- Blaise, kojarzysz ją może? – spytał cicho przyjaciela. Ten odwrócił lekko rozkojarzony wzrok na niego i odpowiedział z uśmiechem.- Już chcesz mieć ją w swoim apartamencie?- Nie chrzań głupot, tylko się jej przyjrzyj. Skądś ją znam.- Chyba chcesz poznać – mruknął jego przyjaciel, a Draco wywrócił oczyma. Nie miał zamiaru już dalej brnąć w tą rozmowę. Blaise nawet nie chciał dokładnie się przyjrzeć tej całej Carmen. Najzwyczajniej w świecie sobie z niego żartował. Kobieta skończyła śpiewać i posłała tak cudowny uśmiech w ich stronę, że poczuł jak robi mu się gorąco. Jak można mieć w sobie tyle seksapilu i elegancji? Astoria może i była ładna i nosiła drogie ciuchy, ale nigdy nie zrobiła na nim takiego wrażenia. Draco wiedział, że zapłaci każdą cenę, by porozmawiać choć przez chwilę z piękną blondynką. Carmen powiedziała parę słów, czym jeszcze bardziej go zainteresowała i spojrzała na pusty stolik. Zauważył, że jakoś posmutniała, ale nie dała tego po sobie poznać. Zaczęła śpiewać ponownie. Jej cudowny głos niósł się po pomieszczeniu, światła lamp padały na jej sylwetkę. Jednak Carmen nie emanowała już taką energią jak podczas pierwszego utworu. Czy ktoś, kto miał siedzieć przy tamtym stoliku był dla niej kimś ważnym? Nagle złapał spojrzenie tych magicznych, brązowych oczu i połączył je ze swoimi, szarymi. Kolejna, dziwna fala przeszła przez jego ciało. Carmen natomiast przestała śpiewać. Wyglądała jak spetryfikowana. Zakryła usta dłonią i uciekła ze sceny. Wszyscy wydali z siebie pomruki i okrzyki, pełne oburzenia. Niektórzy kręcili się niewygodnie w fotelu. Jednak nie zapowiadało się, by Carmen Grant wróciła na scenę. I czuł się dziwnie, bo kobieta przestała śpiewać wtedy, kiedy napotkali swój wzrok. Może jednak się znali? Może jego przeczucie nie było mylne?- Smoku, laska ci zwiała ze sceny – parsknął śmiechem Blaise i spojrzał na niego rozbawiony.- Diable, muszę się dowiedzieć, kim ona jest.- Jest zajęta – odpowiedział natychmiast przyjaciel.- A ty skąd wiesz? – zainteresował się.- Daj spokój, takie kobiety zawsze są zajęte. Draco zignorował przyjaciela i odszedł od stolika. Prowadzący wyszedł na scenę, próbując przeprosić za zaistniały incydent i zakończyć występ.- Naprawdę bardzo panów przepraszamy, sam nie mam pojęcia, co tej kobiecie się stało. Sami wiecie panowie, że to nieprzewidywalne istoty. Piękne, ale nieprzewidywalne.Draco spojrzał oczekująco na kumpla.- Wstawaj, wychodzimy.Blaise bez zbędnych komentarzy podniósł się z fotela i zaczęli iść do wyjścia. Draco skorzystał z zamieszania i podszedł do pustego stolika. Leżała na nim kartka z imieniem i nazwiskiem nieobecnego gościa.Andrew Shane Draco przyjrzał się uważnie pochyłym literom i zakodował je sobie w głowie. Miał nadzieję, że ten mężczyzna będzie mógł mu co nieco opowiedzieć o Carmen Grant. Może i nie mieli takich samych nazwisk, ale wydawało mu się, że te dwie osoby w jakiś sposób się znają. Hermiona siedziała w sypialni na wygodnym krześle przy toaletce, a obok niej stała Ginny, oparta o białe szafki. Włosy Hermiony wróciły już do swojego normalnego koloru, ale makijaż wciąż był rozmazany od łez. Obydwie były ubrane w swoje piżamy.- Jesteś pewna, że to był on? – spytała przejęta Ginny. Bała się trochę, że to ona w jakiś sposób nie zadbała o tajemnicę i Draconowi udało się w końcu znaleźć Hermionę. Chociaż nie wydawało jej się, by mężczyzna rozpoznał ją na scenie. Przecież miała swoją kreację i wystąpiła pod innym pseudonimem.- Tak Ginny, to na pewno był on. Wydaje mi się, że Blaise też tam był. – szlochała dziewczyna i szybko zmyła i tak już zmazany makijaż.- Blaise? – Ginny zmarszczyła brwi. – Przyszedł na występy kobiet? Niech no ja go tylko dorwę...Hermiona mimowolnie się uśmiechnęła. Nagle drzwi otworzyły się i stanęła w nich mała Scarlett.- Co się stało, kochanie? – spytała Hermiona starając się, by jej głos brzmiał normalnie.- Agnes już śpi, ale ja jakoś nie mogę – odpowiedziała córka i podeszła do matki, by usiąść jej na kolana. Przyjrzała się uważnie twarzy brązowowłosej, a jej szare oczy były nieprzeniknione. – Dlaczego płakałaś, mamusiu? Ginny rzuciła zaniepokojone spojrzenie na Hermionę, ale ta odpowiedziała tylko.- Nie płakałam, jestem po prostu bardzo zmęczona. Spróbuj usnąć, skarbie – Hermiona pocałowała Scarlett w blond loki, a dziewczynka zsunęła się z jej kolan. Miała już właśnie wyjść, kiedy usłyszały smutny głosik.- Dlaczego nie ma jeszcze Andrew? Czy on o nas jeszcze pamięta, mamo?Hermionie błysnęły łzy w oczach. Wstała z łóżka i uklęknęła przy córce, która tak niemiłosiernie przypominała prawdziwego ojca.- Tata nas kocha, ale jest bardzo zajęty, idź już spać – przytuliła córkę, a samotna łza popłynęła jej po policzku. Scarlett wspięła się na palce i pocałowała mamę w policzek, by po chwili zniknąć za drzwiami. Rudowłosa spojrzała na Hermionę ze współczuciem. Kobieta podeszła do swojej szafki nocnej i wyjęła z niej komórkę. Wykręciła numer i przyłożyła słuchawkę do ucha. W pokoju trwała nieprzenikniona cisza. W końcu Hermiona rzuciła telefon na łóżko, cała wściekła.- Ginny, może i okłamuję sama siebie, ale nie mogę okłamywać Scarlett – ukryła twarz w dłoniach, ale nie płakała. Wrzuciła telefon do szafki i wyjęła z niej jakieś opakowanie z tabletkami. Wysypała dwie tabletki na rękę i popiła je wodą.- Co to za świństwo? – spytała, siadając obok przyjaciółki.- Tabletki uspokajające.- Dużo ich bierzesz?- Codziennie. To przez te wszystkie problemy. Ja już nie wytrzymuję. – Hermiona położyła się na miękkie poduszki i utkwiła wzrok w suficie.- Co to za problemy, Hermiono? – odparła Ginny, a Hermiona wzięła głęboki oddech.- Andrew za wszelką cenę chce wziąć ze mną ślub. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale strasznie na to nalega. Ja jeszcze nie jestem gotowa. Zresztą jak ja mam wejść w związek małżeński z mężczyzną, którego bardzo rzadko widuję?- Musisz porozmawiać na poważnie z Andrew – wtrąciła rudowłosa.- Już rozmawiałam. Jednak do niego nic nie dociera. Co mi po jego słowach, że mnie kocha, skoro w ogóle nie spędza ze mną czasu ani ze Scarlett. A mała potrzebuje ojca.- Wróć ze mną do Londynu, Hermiono – zaproponowała Ginny. – Muszę ci pomóc.- Ginny, naprawdę wystarczą mi tylko leki na uspokojenie i jakoś daje radę przeżyć kolejny dzień – starała się wytłumaczyć Hermiona.- Wolisz się truć jakimś świństwem niż dać sobie pomóc?! – syknęła gniewnie przyjaciółka. – Gdzie się podziała ta twarda Hermiona Granger?!Hermiona podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała jej prosto w oczy, które były teraz tak samo ogniste jak włosy Ginny. Słowa jej młodszej przyjaciółki podziałały na nią jak siarczysty policzek. Ginny miała rację. Zgubiła po drodze swoją duszę. Nie była już tą ambitną, dzielną Gryfonką. Jako najzdolniejsza czarownica od czasów Ravenclaw trafiła do jakiegoś pustego, bogatego domu w mugolskiej dzielnicy, miała beznadziejną pracę, w której nie miała jak się wykazać. Dawno już nie używała swoich umiejętności. Co się z nią do jasnej cholery stało?- Ginny, wiesz dlaczego nie mogę znaleźć swojej duszy? Dlaczego nie mogę być dawną Hermioną Granger?- No słucham, powiedz mi – rozkazała Ginny.- Bo moja dusza została z nim. Ja odeszłam, ale zostawiłam za sobą swoją duszę.- To wracaj ze mną do Londynu! Dlaczego nie możesz tego dla mnie zrobić? Tam jest Harry i Ron, twoi rodzice. Oni nigdy nie widzieli wnuczki na oczy! Zastanów się, co robisz, kobieto. Krzywdzisz nie tylko siebie, ale też innych.Hermiona westchnęła ciężko. Dlaczego słowa muszą tak bardzo ranić? Dlaczego muszą tak bardzo uświadamiać jej jaka beznadziejna się stała? Co ona w ogóle wyprawiała? Tak nie można. Powinna się wziąć za siebie, zrobić cokolwiek w tym swoim okropnym życiu, które nie miało najmniejszego sensu. Jednak nie łatwo jest tak po prostu wyplątać się z tego, w co się brnęło od całych pięciu lat.Usłyszały trzask drzwi na dole. Ginny spojrzała na nią dziwnie, ale powiedziała tylko.- Zastanów się, czy chcesz pomocy, a ja zrobię wszystko, by jakoś to odkręcić. Dobranoc, Miona.Wstała z łóżka i wyszła z jej sypialni. Hermiona padła na poduszki i zgasiła światło, zostawiając tylko malutką lampkę obok jej łoża. Usłyszała kroki na schodach i po chwili drzwi się otworzyły, a do sypialni wszedł Andrew.- Okropny dzień – skomentował i zdjął marynarkę, rzucając ją na krzesło. To samo zrobił z krawatem i koszulą.- Co ty nie powiesz – prychnęła Hermiona i spojrzała na niego z wyrzutem. Przed jej oczami przez chwile ponownie stanęła twarz Malfoya. Merlinie, jak on wyprzystojniał...Otrząsnęła się z myśli. Powinna bardziej się zastanawiać, jakim cudem on znalazł się w Hollywood. Przyjechał tutaj przez przypadek, czy może w końcu wpadł na jakiś jej trop? To pytanie nie dawało jej spokoju. Dziwnie się czuła w środku. Nie miała ochoty na kolejne z nim spotkanie. Nie zauważyła nawet jak Andrew zniknął w łazience. Zastanawiała się też nad słowami Ginny. W jaki sposób ona chce jej pomóc? Przecież tego tak łatwo nie da się odkręcić. Była zaręczona, miała Andrew, a Scarlett miała tutaj przyjaciół i znajomych. Nie mogła tak wszystkiego rzucić i wyjechać. Bała się tego, że Ginny wyjedzie i znów będzie całkowicie sama. Sama, w tym zimnym domu. Nie chciała tego. Ginny bardzo dużo wniosła do jej życia. Mogła porozmawiać z kimś, kto ją znał, a nie z kimś, kto wiedział o niej tylko tyle, że ma bogatego męża. Była pewna, że gdyby została bez grosza, to jej znajome od razu by ją opuściły. Przecież nie pasowałaby już do ich grupy.I tak nigdy nie była taka jak one.Jednak zawsze miała z kim pogadać, nawet jeśli były zapatrzone tylko i wyłącznie w pieniądze, ciuchy i kosmetyki. Niestety nie dało się z nimi porozmawiać na takie tematy, które ją interesowały. Bardzo często też chodziła do biblioteki, gdzie poznała przemiłą i inteligentną dziewczynę, z którą była w ciągłym kontakcie. Nagle z łazienki wyszedł Andrew. Położył się obok niej, ale ona się od niego odwróciła. Nie miała ochoty z nim rozmawiać. Znów ją zawiódł. I nie tylko ją. Scarlett też odczuwała jego brak. Najzwyczajniej w świecie je zaniedbywał. Owszem, praca jest ważna, ale skoro to jego firma, to dlaczego nie może jako właściciel wcześniej zwalniać się z pracy?- Obraziłaś się? – usłyszała za sobą jego głos. Nastała chwila ciszy.- Daj mi spokój – mruknęła i zgasiła światło. Było strasznie gorąco, dlatego zrzuciła z siebie cienką kołdrę. Poczuła jak Andrew łapie ją za ramię i kładzie na plecach.- Przepraszam, że nie mogłem wcześniej wyjść – zaczął, ale Hermiona go od siebie odsunęła.- I wciąż to samo – warknęła. – Dlaczego nie możesz wcześniej wyjść z pracy? Jeśli chcesz wziąć ze mną ślub, to musisz też dbać o swoją przyszłą rodzinę.- Hermiono, ja cię bardzo kocham. Proszę cię, nie myśl tak. Po prostu firma ma teraz kłopoty.Kobieta utkwiła wzrok w jego oświetlonej światłem księżyca twarzy. Nie wiedziała już, czy może mu ufać. Jednak musiała przyznać, że czuła coś do niego. To on jej pomógł i był przy niej. Nie mogła się zachowywać jak jakaś niewdzięcznica.- Wybacz, po prostu przykro mi się zrobiło, kiedy nie byłeś na występie.Andrew pochylił się nad nią i pocałował. Wtuliła się bardziej w ciało mężczyzny i przytuliła się. Tak dawno nie miała go przy sobie. Tęskniła za jego obecnością.- Najmocniej cię za to przepraszam. Obiecuje ci, że kiedy staniesz się panią Shane, będę dbał o ciebie jak o najcenniejszy diament. Hermiona ponownie go pocałowała. Jednak temat ich ślubu wciąż dziwnie jej ciążył na duszy. Nie wiedziała, czy chce tego ślubu. Bała się, że nawet po nim sytuacja się nie zmieni. Nie chciała być wiecznie samotna. W jej myśli znów wpłynęła osoba pewnego blondyna, którego dziś zobaczyła. Przez chwile wyobraziła sobie, że to wcale nie ramiona Andrew ją obejmują, a te usta też nie należą do niego. Natychmiast się otrząsnęła.Nie może tak myśleć! Odsunęła się od swojego narzeczonego z wyrzutami sumienia. Powiedziała krótkie dobranoc i odwróciła się w drugą stronę, by nie widzieć jego twarzy. Wpatrywała się w mocno świecący księżyc nad dzielnicą Bel Air. Tej nocy jeszcze długo nie zmrużyła oczu. Draco obudził się niezwykle niewyspany. Nie mógł zmrużyć oka. Po raz pierwszy od pięciu lat myślał tak długo o jakiejś innej dziewczynie poza Granger. Wciąż nie mógł zapomnieć tych oczu, tej figury i tego głosu. Wiedział, że już kiedyś na pewno się spotkali. Jednak nie przypominał sobie, by kobieta była kiedyś którąś z jego kochanek. Musiał się dzisiaj dowiedzieć nieco więcej o niejakim Andrewie Shane. On mógł wiedzieć coś o Carmen. Jednocześnie musiał też poszukać Granger. Zbudził go dźwięk rozbijanego talerza, a po chwili coś innego poszło za tym w ślad. Od razu wiedział, że to sprawka Blaisea. Kto inny bił talerze o tej porze? Spojrzał na zegarek i zdziwił się, widząc godzinę jedenastą na zegarku. Zwlekł się z łóżka i wyszedł z sypialni w swoim apartamencie. Wszedł do kuchni, która była połączona razem z salonem i zobaczył Blaisea w...- Merlinie, oszczędź mój wzrok. – zawołał przerażony widokiem swojego przyjaciela w różowych, obcisłych gaciach.- Moje pośladki są o wiele seksowniejsze niż twoje! – poskarżył się czarnoskóry, a Draco pokręcił głową nad głupotą kumpla. Blondyn podszedł do ekspresu z kawą, którego nauczył się obsługiwać dzięki Hermionie i zrobił sobie mocną kawę na przebudzenie. Blaise spojrzał na niego ukradkiem i zdusił śmiech.- Co? – spytał zdziwiony Draco.Tym razem Blaise nie wytrzymał i się zaczął śmiać. Draco spojrzał na niego jak na idiotę. Od tego czasu cały czas jak Blaise mijał go w mieszkaniu, to dostawał głupawki i tarzał się ze śmiechu. No dobra, Draco wiedział, że on jest jakiś upośledzony umysłowo, ale o co mu chodziło? I kiedy poszedł do łazienki, dowiedział się, o co. Jego twarz była cała pomalowana czarnym atramentem. Blaise zrobił mu podbite oczy i zakręcone wąsy. Sam parsknął śmiechem na widok swojej twarzy, ale szybko się opanował.- BLAISE!- Co, fretko? – usłyszał rozchichotany głos przyjaciela.- ZAPŁACISZ MI ZA TO. JAK JA DZISIAJ WYJDE Z DOMU?- Powodzenia! Draco odwrócił wściekłą twarz w stronę lusterka, ale nie mógł się opanować i sam się zaczął śmiać, kiedy zmywał to paskudztwo z twarzy. Musiał przyznać, że jego przyjaciel miał niezwykły talent do przerabiania ludzkich twarzy. Draco wszedł do środka Ministerstwa Magii i podszedł do głównej sekretarki, która miała spisane wszystkie nazwiska pracujących w tym miejscu czarodziejów.- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – uśmiechnęła się do niego powitalnie.- Chciałbym się spytać, czy pracowała tutaj Hermiona Granger?Czarnowłosa popatrzyła na niego nieufnie.- Nie wolno mi zdradzać danych pracowników.- Ależ ja nie proszę o żadne dane – uśmiechnął się, a kobieta się zarumieniła. – Myślę, że nic się nie stanie jak zdradzisz mi, czy pracuje tutaj Hermiona Granger, piękna.- No nie wiem... - kobieta była bardzo niezdecydowana.- Obiecuję, że to zostanie między nami. – mrugnął do niej flirciarsko.- No dobrze, proszę poczekać – odpowiedziała mu uśmiechem i zniknęła między szafami z kartami pracowników. Draco czekał przez jakiś czas, dopóki nie wyszła z rumieńcem na twarzy.- Hermiona Granger nie pracuje tutaj już od czterech lat.- Co się stało? – zdziwił się. A więc Granger tutaj pracowała. Tylko, że aż cztery lata temu. Także była tutaj, ale czy na pewno została?- Wiesz może, dlaczego zrezygnowała z pracy? – dopytywał się Malfoy.- Nie mam pojęcia, ja tutaj pracuję od zaledwie roku, ale mogę się spytać Rogera, on jest z nas tutaj najdłużej – zaproponowała, a Draco pokiwał głową, dając znak, by poszła się spytać. Po chwili przyszła, przyprowadzając ze sobą jakiegoś starego czarodzieja w wyświechtanej tiarze, który powiedział mu, że pamięta przemiłą i pracowitą Hermionę.- Wiele razy mi pomogła. Naprawdę przemiła dziewczyna. Niestety wyrzucili ją zaraz po tym jak urodziła, ponieważ nie dawała sobie rady.- Wiesz, co się z nią później stało? – spytał zaniepokojony Draco. Tak bardzo obawiał się o Hermionę. Chociaż na ślubie wyglądała na szczęśliwą. Najwidoczniej potrafiła jakoś wybrnąć z trudnej dla niej sytuacji.- Nie mam pojęcia. Słuch o niej zaginął.- Dziękuję – powiedział Draco i nie zwracając uwagi na uśmiech młodej czarownicy, wyszedł z Ministerstwa Magii Hollywood. A więc wiedział już co nieco o tym, co się stało z Hermioną. Jednak od wyrzucenia jej z pracy minęły aż cztery lata. Rok później ją spotkał na weselu i wydawało się, że jakoś sobie radzi. Jednak co mogło się dziać przez całe trzy lata? Nie miał żadnych informacji na jej temat. Teraz jednak musiał się udać na spotkanie z Andrewem Shanem. Odnalezienie tego mężczyzny okazało się bardzo łatwe. Miał on swoje firmy w całej Ameryce i był szanowanym obywatelem. Draco musiał się podać za biznesmana, by umówić się z nim na spotkanie. Chciał się dowiedzieć, kim była Carmen. Czuł, że to jest ważne. Kojarzył tą kobietę. Ona mogła przecież go znać. Mogła znać też Hermionę. Miał nadzieję, że wkrótce wszystko się ułoży. Nie spodziewał się, że wszystko pójdzie tak gładko. Ten cały Shane miał głowę do interesów i szybko znalazł z nim wspólny język. Poznał mężczyznę i ubił z nim pewny interes. Był z siebie bardzo zadowolony. Siedział razem w gabinecie szefa i popijali razem wyśmienity trunek. Draco skłamał gładko, że przybywa z Londynu, by poznać tutejszych biznesmanów i nawiązać z nimi parę dobrych interesów oraz kontraktów. Od dziecka był doskonałym kłamcą. Był sprytny i zawsze miał jakiś plan. Umiał dokładnie wszystko obmyślić, by coś poszło po jego myśli. Po trzech godzinach pogawędek dowiedział się też, kim jest kobieta, która uciekła ze sceny. Carmen Grant okazała się być narzeczoną tego mężczyzny. Draco uznał, że doskonale trafił. Dowiedział się też, że Carmen Grant ma pewien sekret i dostał kuszącą propozycję.- Zapraszam cię do siebie na kolację w niedzielę. Myślę, że moja narzeczona zrobi coś wyśmienitego i sam ją poznasz. To naprawdę cudowna kobieta. To jak, przyjmujesz propozycję?Draco pogratulował swojej wspaniałości. Bez wahania przyjął zaproszenie.- Zgoda, Andrew.- No to się widzimy w niedzielę o osiemnastej – uśmiechnął się Andrew, zadowolony z nowej, dobrej i wpływowej znajomości. Draco wyszedł na zalane słońcem miasto. Musiał jakoś to uczcić. W niedzielę pozna Carmen, a wtedy będzie mógł się dowiedzieć czegoś więcej na temat tej kobiety. Będzie mógł się jej też spytać, dlaczego uciekła ze sceny, gdy tylko go zobaczyła. Teraz jednak zasługiwał na odpoczynek. Zrobił kawał dobrej roboty dzisiejszego dnia. Dlatego też bez najmniejszego wahania schował się w uliczce, w której nie było żywej duszy i teleportował się do swojego apartamentu przy plaży. Zamierzał iść po Blaisea i zapoznać się bardziej z atrakcjami jakie mu oferowało to miasto. Hermiona opalała się na plaży razem z Ginny. Agnes i Scarlett bawiły się w piasku przy oceanie. Fale spokojnie obmywały brzeg, a znad wody wiał delikatny, zbawienny wiaterek. Ginny czytała jakieś pisemko dla czarownic i komentowała czasami jakieś wpisy Hermionie. Kobieta natomiast rozglądała się ciekawsko po plaży. Nic nowego. Parę razy poszła popływać w oceanie z córką, by dotrzymać jej towarzystwa. Siedziały na plaży oddalonej od tłumu ludzi, by dziewczynki mogły poużywać sobie magii. Zresztą nie tylko one. Hermiona bawiła się swoją różdżką, by wystrzeliwać z niej kolorowe fajerwerki, które fascynowały obydwie dziewczynki. Nagle usłyszała dzwoniący telefon. Wyjęła go z torebki i odebrała. Ginny przyglądała się ciekawsko Hermionie i jej wyrazowi twarzy, który automatycznie się zmienił.- Naprawdę bardzo się cieszę, że będziesz dzisiaj tak wcześnie... - uśmiechnęła się promiennie. – Jak to zaprosiłeś kogoś na kolację?... Och, w porządku, nie ma sprawy, zrobię z Ginny jakąś kolację... Tak, ja też cię kocham, buziaki. Odłożyła telefon na koc i westchnęła ciężko. Ginny rzuciła gazetę na gorący piasek i popatrzyła na twarz przyjaciółki.- To Andrew?Kiwnęła głową.- O co chodziło? – dopytywała się. Zawsze była bardzo ciekawska i tym razem też musiała się dowiedzieć, co też się stało.- Wróci wcześniej z pracy z jakimś bogaczem. Mam zrobić kolację. Pomożesz mi?- O której?- O osiemnastej mają być – odpowiedziała Hermiona.- Jasne. Jednak nie zostanę na kolacji. Obiecałam Agnes i Scarlett wyjście na wesołe miasteczko. Sama się cieszę na to wyjście jak dziecko – uśmiechnęła się. – Nie obrazisz się?- Oczywiście, że nie. Zresztą jestem pewna, że ta kolacja nie będzie niczym miłym. – odrzekła Hermiona i poprawiła swoje długie włosy.Spojrzała na fale obijające się na klifie nieopodal. Miała dziwne przeczucie, że ten wieczór nie skończy się zbyt dobrze. Ostatnio wszystko stawało się jeszcze gorsze niż było. Na dodatek obawiała się, że przypadkiem spotka na ulicy Malfoya. A tego bardzo, ale to bardzo nie chciała. Wieczorem wszystko było jak należy. Ginny pomogła jej w zrobieniu wyśmienitej kolacji przy użyciu paru sztuczek magicznych i niedawno wyszła z dziewczynkami na miasto. Hermiona poprawiła jeszcze tylko dekoracje na stole i podeszła do lusterka, by poprawić swoje włosy, które spięła w eleganckiego koka. Powpinała we włosy spinkę wysadzaną drogimi kamieniami. Wiedziała, że Andrew bardzo by chciał, aby ją założyła. Miała na sobie kobiecy, delikatny makijaż i przylegającą do ciała, białą sukienkę. Wyglądała bardzo ładnie. Nie miała czego się stresować, chociaż musiała przyznać, że nie lubiła wspólnych kolacji z bogatymi znajomymi swojego narzeczonego. Zmieniała właśnie za pomocą zaklęcia wodę kwiatom, by czymkolwiek zająć ręce, kiedy usłyszała jak ktoś otwiera drzwi. Ruszyła na drżących nogach do holu, a serce biło jej niemiłosiernie mocno.

Dramione. Kropla miłości znaczy więcej niż ocean rozumu. CZĘŚĆ DRUGA!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz