7

1.3K 140 15
                                    

Stiles bał się meczu. Z jednej stronie miał Scotta, który za przegraną go zabije, a z drugiej Dereka, który jeszcze bardziej go znienawidzi. Z dwojga złego, wybierał opcje numer jeden.

- Drętwota! - krzyknął i po chwili Scott leżał na ziemi. Ćwiczyli wszystkie poznane im zaklęcia, co bardzo nie spodobało się klasie. Robili to już czwarty raz z rzędu i po prostu mieli dość.

- Stary, to pierwsze zaklęcie, które udało ci się dziś dobrze wypowiedzieć. Gratuluję - powiedział Scott, uśmiechając się złośliwie. Doskonale wiedział, dlaczego mu nie wychodziło.

Czasami miał go dość. McCall był chamski, bezczelny, pozbawiony uczuć i niemiły. Ale w końcu byli przyjaciółmi i akceptował go takiego jaki był, chociaż mógłby kiedyś po prostu go pocieszyć.

Zadzwonił dzwonek, a nauczyciel szybko zadał im pracę domową. Uczniowie spakowali się i wyszli z klasy.

Stiles skrzywił się, kiedy jakiś głupi duch przez niego przeszedł. Nienawidził tego.

Razem ze Scottem poszli na obiad do Wielkiej Sali.

- Nie lubię tego całego Jacksona - mruknął z kpinął McCall, patrząc na wysokiego blondyna. - Myśli, że skoro jego ojciec jest ministrem, to jest kimś wielkim.

- Ale ty masz problemy - westchnął Isaac, dosiadając się. Wyglądał na zaniepokojonego.

Chłopaki spojrzeli na niego zdziwieni.

- Wszystko dobrze? - zapytał Stilinski.

- Danny'ego ktoś zrzucił ze schodów, ledwo się rusza.

Stiles poczuł się słabo. Mahealani był ich obrońcą i po prostu nie mogli go stracić. Bez niego wygrana była niemożliwa.

Ale z drugiej strony Derek nie będzie na niego zły.

- I był to Hale.

Slytherin /sterekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz