Stiles bał się meczu. Z jednej stronie miał Scotta, który za przegraną go zabije, a z drugiej Dereka, który jeszcze bardziej go znienawidzi. Z dwojga złego, wybierał opcje numer jeden.
- Drętwota! - krzyknął i po chwili Scott leżał na ziemi. Ćwiczyli wszystkie poznane im zaklęcia, co bardzo nie spodobało się klasie. Robili to już czwarty raz z rzędu i po prostu mieli dość.
- Stary, to pierwsze zaklęcie, które udało ci się dziś dobrze wypowiedzieć. Gratuluję - powiedział Scott, uśmiechając się złośliwie. Doskonale wiedział, dlaczego mu nie wychodziło.
Czasami miał go dość. McCall był chamski, bezczelny, pozbawiony uczuć i niemiły. Ale w końcu byli przyjaciółmi i akceptował go takiego jaki był, chociaż mógłby kiedyś po prostu go pocieszyć.
Zadzwonił dzwonek, a nauczyciel szybko zadał im pracę domową. Uczniowie spakowali się i wyszli z klasy.
Stiles skrzywił się, kiedy jakiś głupi duch przez niego przeszedł. Nienawidził tego.
Razem ze Scottem poszli na obiad do Wielkiej Sali.
- Nie lubię tego całego Jacksona - mruknął z kpinął McCall, patrząc na wysokiego blondyna. - Myśli, że skoro jego ojciec jest ministrem, to jest kimś wielkim.
- Ale ty masz problemy - westchnął Isaac, dosiadając się. Wyglądał na zaniepokojonego.
Chłopaki spojrzeli na niego zdziwieni.
- Wszystko dobrze? - zapytał Stilinski.
- Danny'ego ktoś zrzucił ze schodów, ledwo się rusza.
Stiles poczuł się słabo. Mahealani był ich obrońcą i po prostu nie mogli go stracić. Bez niego wygrana była niemożliwa.
Ale z drugiej strony Derek nie będzie na niego zły.
- I był to Hale.
CZYTASZ
Slytherin /sterek
FanfictionStiles należy do Slytherinu, a Derek się tym brzydzi. Pierwsza część Opowieści z Hogwartu. EDIT 1)◽