Rozdział V

1.3K 82 144
                                    

Powiem szczerze, że praca przy porządkach jest męcząca. Nareszcie skończyłam wszystko co miałam. Czułam się wyczerpana, a musiałam tylko wymienić wodę w misce, umyć jedno okno w bibliotece, zmieść kurz i pozamiatać kuchnię. Właśnie byłam w trakcie kończenia swojego ostatniego zadania, czyli zmycia naczyń po obiedzie. Tylko cztery słowa na ten temat: jak ja tego nieznoszę!

Usłyszałam za sobą cichy chichot. Super, jeszcze tego mi brakowało.

— Może zostałabyś moją pokojówką? — jego głos był równie irytujący, jak ta sterta brudnych garów.

— Jeśli ma zamiar się panicz ze mnie naśmiewać, to ja podziękuję z propozycji  — odpyskowałam trochę zbyt dumnie. Nie chciałam, żeby tak wyszło.

— Przede wszystkim nie tym tonem — jego głos był... łagodny? Co takiego? Spodziewałam się ochrzanu, ostrej krytyki, kazania na temat dobrego wychowania i gatki typu ,,Miej do mnie szacunek, bo daję ci chleb i dach nad głową". Niczym mój ojciec, kiedy źle dobierałam słowa.

— Przepraszam. — W sumie nie czułam skruchy. 

— Tym razem ci wybaczę — odpowiedział dumnie. Następnie ni z gruszki, ni z pietruszki podszedł do mnie i rozwiązał fartuch zawiązany na moich plecach na wysokości talii. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. — Koniec twojej pracy na dziś, możesz iść.

Uradowana, że nie muszę skrobać zeschniętych resztek z garów wykrzyknęłam wesołe ,,Dziękuję", wytarłam ręce i zniknęłam za drzwiami klepiąc jeszcze po drodze hrabiego po ramieniu.

***

Nie miałam co ze sobą zrobić. Było około piętnastej, a ja siedząc bezradnie na kanapie w bibliotece bawiłam się włosami kręcąc je na palcu, odrzucając do tyłu i szukając rozdwojonych końcówek. Moja służąca zawsze mówiła: ,,Szlachcianka z rozdwojonymi kocówkami to nie szlachcianka!". Zawsze mnie tym bawiła, głównie z powodu jej głosu. Zazwyczaj miała piskliwy, a gdy chciała mi coś wytłumaczyć zmieniała na poważny, zupełnie do niej niepodobny. Do tego podnosiła wskazujący palec do góry, podkreślając powagę sytuacji. Zawsze się z tego śmiałam. Ona przy tym za każdym razem zdziwiona pytała, co mnie tak śmieszy.

Odrzuciłam myśli o mojej dawnej służbie, która teraz już pewnie nie żyje. Wstałam i skierowałam się do sali muzycznej. Kocham pianino. Grałam zawsze z mamą od małego. Miałam może 5 lat, kiedy zagrałam pierwszy raz ,,Wyszły w pole kurki trzy". Uśmiechnęłam się na wspomnienie z mamą i usiadłam na stołku. Otworzyłam ,,klapkę", a dalej już samo przyszło. Grałam melodię ,,Bad apple"*, a kiedy skończyłam wstęp nawet nie zauważyłam, że moje usta postanowiły jednak zaśpiewać słowa piosenki.

W koło raz po raz, stoję w miejscu, mija czas
Nienawiść tym co mam, mą agonią karuzela ta
I znów zgubiłam się, widzę ciemność, nie wiem już
Jak kraty złamać te, jak wydostać się - i
Prześlizguję się, przez szczeliny, w których dni
To co najwyżej ból i paraliż wspomnień, powiedz mi
Kim mogłabym dziś być, a kim jestem? Gubię się
Już nie wiem jak i gdzie, chcę wydostać się, i...
Kłamstwa to, czy sen? Może wszystko mi się śni
Jednak gdy poproszę Cię, nie pomożesz wcale mi.
Tak mnie męczy ciągły ból! Czy cierpienie to ma cel?
Moje życie czarne jest, zapomniałam co to biel.
Śmiało powiedz jak mam żyć, że powinnam dotrzeć gdzie,
Ale serce moje już nie przejmuje wcale się.
Nigdy już nie wyjdę stąd, bo gdy zrobię chociaż krok
Zapanuje znowu czerń, świat spowije tylko mrok!
Kiedy w końcu wstanie dzień? Czy ta noc pokona mnie?
Czy w ciemności pustki tej, zagubiłam całkiem się?
Czy to rana? Czy to ból? Czy mam zostać czy mam gnać?
Zapomniałam w gardle słów, pozostaje tylko trwać.
Czy mam wziąć kolejny krok? Czy znów walczyć mimo ran?
Nie rozumiem żadnych słów, ludzi lgnących do mych bram.
Jeśli kiedyś zmienię się, jeśli w świetle znajdę cel
To obrócę wszystko w pył, zapanuje znowu biel.
W koło raz po raz, stoję w miejscu, mija czas
Nienawiść tym co mam, mą agonią karuzela ta
I znów zgubiłam się, widzę ciemność, nie wiem już
Jak kraty złamać te, jak wydostać się - i
Prześlizguję się, przez szczeliny, w których dni
To co najwyżej ból i paraliż wspomnień, powiedz mi
Kim mogłabym dziś być, a kim jestem? Gubię się!
Już nie wiem jak i gdzie, chcę wydostać się, i...
Kłamstwa to, czy sen? Może wszystko mi się śni?
Jednak gdy poproszę Cię, nie pomożesz wcale mi.
Tak mnie męczy ciągły ból! Czy cierpienie to ma cel?
Moje życie czarne jest, zapomniałam co to biel! Śmiało powiedz jak mam żyć, że powinnam dotrzeć gdzie,
Ale serce moje już nie przejmuje wcale się.
Nigdy już nie wyjdę stąd, bo gdy zrobię chociaż krok
Zapanuje znowu czerń, świat spowije tylko mrok!
Kiedy zrobię chociaż krok, kiedy tylko ruszę się,
Wszystko wkoło runie w pył, nie zostanie nic tu, nie.
Moje łzy rozwieje wiatr, ciemność stłumi bólu wrzask. 
Czy odnajdę drogę swą? Ja chcę odejść tam, gdzie blask!
Proszę, zdradź mi imię swe! Czy gdzie jestem, powiesz mi?
Zapomniałam, czym jest wzrok, oczy me zakryły łzy.
A gdy już otworzę je, ciało me ogarnie szok.
Zapanuje wieczna czerń, cały świat ogarnie mrok.

Odmienić los | Kuroshitsuji | Ciel x OC|✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz