Rodział XI

790 46 127
                                    


Nagle rozległ się głośny huk i krzyki kobiet. Odskoczyliśmy na dźwięk tegoż hałasu. Zdążyłam zdezorientowana i przestraszona spytać: ,,Co to było?", gdy pojawił się tuż obok nas Sebastian.

Moja głowa słabo przetwarzała informacje. Każde kolejne wydarzenia działy się w zbyt szybkim tempie. Razem z Cielem i Sebastianem pobiegliśmy na salę balową. Na miejscu zoriętowaliśmy się, że w dachu była ogromna dziura
(Sala balowa była w odzielnym jednopientrowym budynku połączonym z willą dop. Aut.). Ktoś, albo coś, co musiało spowodować ten huk, było sprawcą tych zniszczeń.
Blask księżczyca wpadał do środka. Wszystkie świece w pomieszczeniu zgasły. Ciężko było się przedostać między biegającymy we wszystkie strony balowiczami. Tylko Aleister stał na scenie wraz z Aleksandrem i rozpaczał nad ilością zniszczeń.

Zdezorientowany Ciel krzyknął do swojego lokaja jego imię. Ten mu odpowiedział, że nie wyczuwa niczego paranormalnego. Ciel przyznał mu rację, sam nie czuł nic podejrzanego. Sebastian po chwili dodał: „Zaraz...", po czym w błyskawicznym tempie zniknął. Chwilę później wrócił, ciągnąc za czerwone włosy mężczyznę, ubranego w ten sam kolor. Poznałam go, widziałam go na balu Elizabeth. Tłum uciekających ludzi stopniowo malał, aż na sali zrobiło się dosyć cicho.

Grell dość poirytowany zaczął poprawiać swoje włosy, po chwili wracając do swoich dziwnych marzeń, mówił o tym, jakie to było podniecające, choć mogło być mniej bolesne. Zniesmaczony Ciel spytał go, co on tu robi.

- No jak to co? Jestem w pracy. Sebuś Słonko, przecież to przeznaczenie, że tak często cię spotykam na zmianie!

W tym momencie zaczął się kleić do kamerdynera, a ten tylko odpychał go z niezadowoloną miną.

- Zaraz zaraz - myślał głośno Ciel. - Na zmianie? To znaczy że...

- Niedługo ktoś tu zginie - rzekł jakiś głos, który mnie sparaliżował.

Obróciliśmy się wszyscy. Osoba, która się odezwała wskoczyła na parkiet prosto z dziury w suficie. Dzięki blasku księżyca można było dostrzec sylwetkę. Był to wysoki mężczyzna, ubrany w poobdzierane, ciemne szaty, brązowe, luźne spodnie, oraz wysokie buty tego samego koloru. Na szyi miał zawiazaną pelerynę, twarz zasłaniał kaptur oraz jakaś ciemna chustka. Rękawy miał związane paskami, do których przyczepiona była kabura na nóż oraz inne pokrowce na diabeł wie, co. Dobrze znana mi była ta postać.

Osoba, której obawiałam się od wielu miesięcy. Wiedziałam, że wreszcie się pojawi. Wpadł na mój trop i znów zaczął siać śmierć i zniszczenie.

Cofłam się o krok. Czułam, że serce zaraz wybije dziurę w mojej klatce piersiowej. Zakapturzony wskazał palcem w moją stronę.

- Ty - zaczął głosem mrożącym krew w żyłach - to ty jesteś tą, która jest winna temu wszystkiemu.

Czułam na sobie wzrok wszystkich tu zgromadzonych. Kątem oka zauważyłam powoli wycofującego się Druitt'a, który chwilę potem zniknął za kurtyną.

- Dlaczego - urwałam, mówiąc zimnym, głośnym tonem. - Dlaczego mnie prześladujesz i niszczysz mi życie?

Mężczyzna zaśmiał się kpiąco.

- To ty, bachorze, nie wiesz, co dzierżysz? - rzekł.

Zdezoriętowana spuściłam z niego wzrok. Spojrzałam na osoby, które w milczeniu i zdziwieniu przyglądały się całemu zajściu.

Odmienić los | Kuroshitsuji | Ciel x OC|✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz