Rozdział VI

1.2K 78 121
                                    

Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Miałam ochotę otworzyć te drzwi i uciec gdzie pieprz rośnie, bez względu na prędkość karocy. Ze znudzoną miną wpatrywałam się w krajobraz za oknem, opierając policzek o dłoń. Zauważyłam kątem oka, że Ciel mi się przyglądał. Co mu odbiło? Przecież w sukni na bal wyglądałam tak samo jak wcześniej. Odrzuciłam kosmyk włosów za ramie i spojrzałam na niego zakładając ręce na piersi.

  — Nie burmusz się już tak. Na tym balu nie musi być tak źle, jak ci się wydaje.

  — Będzie. Ja to wiem — przewróciłam oczyma ­­— gdyż byłam już na wielu balach i na żadnym nie było ani zabawnie, ani ciekawie.

  — Na żadnym balu nie jest zabawnie.

  — No tak, ale nie mogę się na nich dobrze bawić! Nic w tym fajnego.

— Wiem. Ja też nie widzę w tym przyjemności, ale czasem trzeba uczestniczyć na takim balu. Reputacja przede wszystkim.

— Ja już straciłam reputacje — uznałam i nagle coś mi się przypomniało. Spojrzałam na chłopca znacząco.

— Spokojnie. Na balu jesteś moją nauczycielką gry na pianinie, która przyjechała zza granicy. Nikt cię nie pozna w tej masce.

Podał mi błękitne pudełko z czarną wstążką. Szybko je otworzyłam, a moim oczom ukazała się piękna, szafirowa maska, ozdobiona czarną koronką i granatowymi piórami.

Przejechałam palcami po piórach, uśmiechając się do siebie lekko.

— I jak? — wzdrygnęłam się lekko słysząc pytanie.

— Śliczna, dziękuję.

— Zapomniałem ci powiedzieć, że to bal maskowy. Lizzy zawsze wtrącała swoje pomysły, co do organizacji balu przez swoich rodziców. Zawsze co innego. Raz każdy musiał mieć na sobie coś różowego — przypomniało mi się kolejne nieprzyjemne zdarzenie, gdy Elizabeth łaziła za mną krok w krok, nie mogąc ustać z podziwu mojej różowej opaski do włosów! — innym razem goście dostali przypinki z misiami, a jeszcze innym niezbędnym elementem ubioru była biała róża. Płeć piękna za lewym uchem, a mężczyźni w kieszonce od garnituru. Bez niej nie można było się pokazać w holu...

  — Ciekawe, co jeszcze przyjdzie jej do głowy — westchnęłam.

*

  — Wow... — szepnęłam do siebie pod rezydencją Mildford. — Zdaje mi się, czy ona jest większa? — dodałam głośniej.

  — Co roku zostają dobudowane kolejne części tejże willi — usłyszałam za sobą głos Sebastiana.

  — I tak widziałem większe — wtrącił Ciel. — A teraz chodźmy, bo Lizzy zabije mnie za choćby minutę spóźnienia... — westchnął.

Przytaknęłam i podążyłam tuż za nim. Oddychałam głęboko, jakby zbierając zapasy powietrza wiedząc, że za chwilę dorwie mnie potworna duchota w środku. Kiedy lokaj hrabi otworzył drzwi weszłam pierwsza, ubolewając nad tym, że to panie idą przodem, bo od razu zwróciłam uwagę blond włosowego wulkanu radości. Od razu podbiegła w naszą stronę oczywiście rzucając się na Ciela, dusząc go.

  — L-Lizzy, nie mogę oddychać! — wydyszał.

  — Cieelll! Już myślałam, że nie przyjedziesz — to drugie zdanie wypowiedziała takim głosem, jakby zaraz miała się rozpłakać.

  — Dlaczego miałbym się nie zjawić na balu mojej narzeczonej? — Gdy to usłyszałam poczułam lekkie ukłucie w klatce piersiowej.

  — Awwwww! Na szczęście! Już zaraz zabawa się rozkręci! Zobaczysz, będzie ci się podobać. Wszystko przygotowałam. Na stole na przekąski jest szarlotka i ciasto z truskawkami specjalnie dla ciebie! W dodatku na każdym parapecie stoi wazon z białymi różami, takie jak lubisz! —  powstrzymywałam się od śmiechu. Chodź przyznam, że to nawet słodkie, że tak się dla niego starała.

Odmienić los | Kuroshitsuji | Ciel x OC|✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz