ten

291 44 27
                                    

Obudziłem się i z powoli rosnącym wewnątrz mnuie przerażeniem zerknąłem na postać leżącą obok mnie. Na jego c-durowe usta i włosowy wyglądające zupełnie jak wata cukrowa, którą, kiedy byłem mały mama zawsze kupowała mi na festynach. Wręcz miałem ochotę oderwać kawałek jego włosów i spróbować, czy smakują tak samo, jak wata w moich wspomnieniach. Delikatnie pogładziłem go po głowie, mierzwiąc jego fryzurę, na co chłopak zareagował uśmiechem.

Pochyliłem się i delikatnie pocałowałem go w jego miękkie, ciepłe wargi.

- Przepraszam. - wyszeptałem wprost w jego usta. Nie powinienem był go jeszcze budzić. Powinien się wysypiać.

Najciszej jak to było możliwe wstałem i wyszedłem z pokoju, ręką wygładzając pomięte od spania ubrania. Rozejrzałem się powoli, wzrokiem mierząc korytarz i nagle zawróciłem, kierując się w stronę drzwi wyjściowych.

Nie zasługuję na niego. Jest dla mnie za dobry. Zasługuje na kogoś normalnego, na kogoś, przy kim będzie mógł być sobą, a nie taką osobę jak ja.

Zamknąłem za sobą drzwi i opuściłem jego podwórko. Przymknąłem oczy, kiedy furtka cicho zaskrzypiała podczas zamykania. Powstrzymując rosnące we mnie emocje, odwróciłem się i zacząłem iść przed siebie.

Jest dla ciebie za dobry.

Zziębniętymi dłońmi założyłem kaptur na głowę, a spojrzenie wbiłem w swoje czarne vansy. Nie jestem dla niego odpowiedni. To wszystko nie ma prawa bytu. No bo czemu niby taki ktoś jak on chciałby w ogóle mieć doczynianie z tak bardzo pocharatanym emocjonalnie człowiekiem jak ja?

Emocje w końcu wylały się na całe moje ciało, przygniatając moją klatkę piersiową, nie pozwalając mi nabrać powietrza. Moje płuca po raz kolejny w tym tygodniu zajęły się ogniem.

Nagle zauważyłe, że znalazłem się na moście. Zatrzymałem się i opadłem na kolana, zwijając się, żeby chociaż trochę się przed tym osłonić. Ale przecież to wszystko działo się tylko wewnątrz mnie. Ten ogień, pożar, który zajął moje płuca i przemieszczał się w stronę mózgu.

Po czasie, który niemal wydawał się wiecznością, poczułem jak ktoś otacza mnie ramieniem. Rozpoznałem jego zapach. Przyszedł po mnie. Ocalił mnie przed samym sobą, znowu.

- Tyler.. - wyszeptał, przyciągając mnie do siebie.

Słyszałem jak wszystkie moje kości strzelają, przy każdym, najmniejszym nawet ruchu, co tylko uświadomiło mi, jak długo tutaj jestem.

- Przepraszam.. - wyszeptałem. - Mówiłem, że nie jestem dobrą osobą do pokochania.

Popatrzyłem się na zalaną łzami twarz Josha, czując, jak moje policzki także pokrywają się cieczą.

- Poradzimy sobie z tym. - powiedział całując mnie w czubek głowy. - Zobaczysz.

- Przepraszam, tak bardzo przepraszam. - łkałem. - Nie zasługuję na ciebie. Jesteś dla mnie za dobry.

- Nie mów tak. - zganił mnie delikatnie, jeszcze mocniej do siebie przyciągając. Po chcwili wstał, biorąc mnie na ręce.

- Wracamy do domu. - powiedział.

Wtuliłem się w niego, czując, jak moje łzy przemaczają jeko koszulkę. Po chwili zasnąłem, ukołysany jego pocieszającymi słowami.

***

- Tyler. - wyszeptał prosto do mojego ucha.

Jęknąłem i niechętnie otworzyłem oczy. Przekręciłem się na bok i popatrzyłem na chłopaka leżącego obok mnie, który tak promiennie się do mnie uśmiechał i już wiedziałem, że ten dzień będzie dobry.

- Dzień dobry. - powiedziałem sennie, ziewając.

- Cześć. - uśmiechnął się. - Musimy iść do szkoły. Chyba, że chcesz dostać przeze mnie kolejną naganę.

Zaśmiałem się na jego słowa. 

- Już się ogarniam. - powiedziałem. - Ymm, Josh, gdzie jest moje bluza?

Rozejrzałem się nieznacznie po pokoju, mając nadzieję, że gdzieś tutaj leży.

- Nie wiem. - powiedział różowowłosy. - Jak cię wczoraj znalazłem byłeś w samej koszulce.

Westchnąłem cicho, zakrywając twarz dłońmi.

- Jeżeli chcesz, możesz coś ode mnie pożyczyć. - stwierdził chłopak ze śmiechem, siadając obok mnie i zabierając ręce z mojej twarzy, po czym delikatnie całując moje usta.

- Ale to by znaczyło, że.. - zacząłem powoli.

- Może już czas się ujawnić? - zapytał śmiejąc się. Skinąłem głową i wstałem z łóżka, cały czas uważnie mu się przyglądajac.

Chłopak podszedł do mnie i otworzył szafę, gestem zachęcając mnie, bym do niej zajrzał. Roześmiałem się, zauważając, że wszystkie rzeczy Josha miały na sobie motyw kosmitów lub kotów. Różowowłosy był chyba najbardziej charakterystycznie ubierającą się osobą, jaką znałem. Dotąd mi to nie przeszkadzało, ale teraz... Chwyciłem za jedyną czarną bluzę w jego szafie, która miała na sobie logo Nasa i niepewnie popatrzyłem się na Josha.

- Dobry wybór. - zaśmiał się.

Podszedł do mnie, zabierając ode mnie bluzę. Przybliżył się do mnie i polowi, żeby w razie czego móc zareagować na mój nawet najmniejszy sprzeciw, zdjął mi koszulkę. Złapał mnie na nadgarstki i wykręcił mi je tak, by móc widzieć wszystkie moje blizny, a ja poczułem jak twarz oblewa mi się rumieńcem. Pierwszy raz ktoś bezpośrednio na nie patrzył, przez co czułem straszne zażenowanie.

- J-jaa... - zacząłem, chcąc się wyrwać.

- Nie. - ścisnął mnie mocniej za nadgarstki, po chwili przybliżając sobie moją rękę do twarzy i zaczął składać pocałunki na każdej mojej bliźnie, przez co poczułem przyjemne ssanie w moim żołądku.

- Od kiedy po raz pierwszy zauważyłem twoje blizny chciałem je po prostu pocałować. Chciałem scałowywać ból z twoich rąk i szeptać, że wszystko będzie dobrze.

- Josh.. - powiedziałem, a z moich oczy zaczęły skapywać niekontrolowane łzy. Był dla mnie za dobry.

- Csii. Wiem, że to brzmi jak jakiś tani podryw, albo tekst emo nastolatki z tamblera.. - zaśmiałem się cicho przez łzy. - Ale... Kocham cię. I chcę, żebyś wiedział, że jestem przy tobie. - puścił moje dłonie i delikatnie ujął moją twarz w swoje ręce, kciukiem ścierając płynące po policzkach łzy.

- Też cię kocham. - wyszeptałem. Josh odsunął się ode mnie, po czym złapał swoją bluzę i pomógł mi ją założyć.

- Pamiętaj. - powiedział przysuwając mnie do siebie, przez co jego usta znajdowały się na wysokości mojego policzka, a jego oddech niesamowicie mnie. - Zawsze będę przy tobie.


i want to drown in your hands |joshler|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz