W końcu weekend. Gdy byłam jeszcze wtedy z Dakotą, zawsze spędzaliśmy te dwa dni razem, a to na zakupach albo na objadaniu się. Zaskakujące było to, że potrafił zjeść więcej odemnie, bez żadnych wyrzutów sumienia, a potem to wszystko spalić by nie zniszczyć sobie sylwetki. Tak, jakby to ona decydowała o wszystkim. O tym, jak potoczy się jego życie.
Ale czy to było takie ważne? Dziewczyny tak czy siak na niego leciały. Niektóre były przeszczęśliwe, że zwrócił na nie uwagę. Jednak po części go rozumiałam. Wszyscy się patrzą na wygląd. Mogą zaprzeczać, że tak nie jest, ale proszę was. Czy to charakter widać na pierwszy rzut oka? Nie, to wygląd. Jeżeli ktoś jest mało atrakcyjny, nie podejdzie się do niego. Choć to też po części zależy od charakteru. Jeżeli będziemy marudzić na swój wygląd, to raczej nie przyciągnie nam to adoratorów. Chyba, że pogodzimy się z każdą naszą wadą.
Ale Dakota był troszkę inny. Gadał z każdą dziewczyną. Bez wyjątku. Kiedy rozmowa się kleiła, zapraszał ją na kolejne spotkanie. Choć nie często się to zdarzało.I strasznie mnie to dołowało. To pierwszy weekend bez niego. Co on właśnie robi? Poznaje kogoś? A może siedzi w domu i myśli tak samo jak ja? Cóż, brakuje mi go, ale myśl, że niedługo mnie odwiedzi stawiała mnie na nogi. Nie będę pesymistką.
Więc... Mam jakieś plany? Na naukę za wcześnie, a poza tym, nie chce kisić się w domu. Nie mam jak zaprosić kogokolwiek do kina albo do siebie, bo nie mam żadnego numeru moich znajomych. Żadnego prócz Kastiela. Inne numery jakie mam, należą do mojej rodziny z Austarlii, wujka Borysa i Dake. Jednak myśl, że miałabym z swojej inicjatywy gdzieś kogoś zaprosić sprawiało, że byłam chora na cokolwiek.
Dlatego spakowałam książkę oraz telefon ze słuchawkami i postanowiłam wyjść z domu, do pobliskiego parku, który widziałam, gdy biegłam i wracałam ze szkoły. Nie mam innych planów, więc skorzystam z tego.
Powiadomiłam wujka o swoich planach, po czym wyszłam z domu, wraz z dziwnym entuzjazmem. W końcu poznam trochę bardziej miasto. Dotychczas znałam drogę do szkoły. Koniec. A teraz, może pochodzę, może odnajdę ciekawe miejsca. Gorzej jak się zgubię.
Jednak teraz, miałam w planach park. Nie zwiedzanie i tego się trzymajmy.Usiadłam na ławce obok jeziora, na którym pływały dwa łabędzie i garstka kaczek. Było tu dosyć spokojnie, nie uwzględniając w tym rozumowaniu rodziny z małym, płaczącym dzieciek w wózku. Jednak inni zdawali się to ignorować. Wiedzieli, że kiedyś byli w podobnej sytuacji. Ba, kiedyś każdy z nas był małym, płaczącym dzieckiem. Szkoda, że wiele dorosłych o tym zapomina.
Otworzyłam swoją nową książkę na pierwszej stronie. Była to moja ulubiona książka [wybrany autor], którą zawsze chciałam przeczytać, ale nie miałam wystarczająco czasu. Teraz jest na to pora.
Jednak nie mogłam sie skupić. I nie przez słuchawki z moją ulubioną i starą playlistą tylko przez... Mętlik w głowie. Sama nie wiedziałam skąd się wziął.
Ale spróbowałam to zignorować. Tak, jak robiłam to zawsze.I wyszło mi to. Może nie przestałam się dziwnie czuć, ale mogłam udawać, że naprawdę tak jest. Zaczęłam czytać książkę, którą mogłam czytać z dużą łatwością, ze względu na wyciszone przezemnie otoczenie. Mimo, że musiałam czytać czasami coś dwa razy przez rozkojarzenie.
Po przeczytaniu z jednej -czwartej książki, poczułam szturchnięcie w ramie. Na samym początku chciałam to zignorować, bo przez myśl przeszło mi, że to dziecko albo starsza pani, która przez przypadek mnie szturchnęła. Jednak nie wiedziałam kto to był. I chyba przez to postanowiłam spojrzeć.
Obok mnie siedział Kastiel, który ciągle coś mówił, z smyczą w dłoni. Chyba się grubo pomyliłam co do swoich podejrzeń. Jednak skąd on się tu wziął?- Poczekaj. - wyjęłam słuchawki z uszu - Coś mówiłeś?
- Żartujesz, prawda? - Spojrzał na mnie nie dowierzająco, kierując oczy ku górze - Po co sie produkowałem, skoro ty miałaś te jebane słuchawki?!