13

1K 72 10
                                    


   Pani dyrektor wyjaśniła wszystkie zasady, oraz cel pierwszego etapu biegu. Mieliśmy dotrzeć do naszego fizyka, po czym zacząć drugi etap. Mamy mapę, to będzie prostę. Z geografii nigdy nie byłam najlepsza, ale mapę używać umiem.
    Jedna z nauczycielek rozpoczęła wydarzenie, a my zaczęliśmy biec wraz z innymi. Gorzej było gdy wszyscy się rozeszli, a my zostaliśmy z Kastielem sami.

- To gdzie teraz? - zapytałam.

- ... - nie odpowiadał mi.

   W końcu to on ma mapę. Niech się popiszę swoją umiejętnością korzystania z mapy. Jednak nie pokoiła mnie ta cisza. To nie w jego stylu...

- Kasiel? Gdzie teraz? - zapytałam grzecznie.

   Dziwnie mi tak stać przy starcie, gdy nauczycielka patrzy na nas jak na idiotów.

- ... - Nadal milczał jednak teraz to przerwał - Zgubiłem mapę.

- Oesu.

   Nie wiedziałam czy żartuje, czy mówi na poważnie. To nie możliwe by ją zgubił. Przecież dopiero co zaczęliśmy! Nikt nie ma aż takiego pecha. Jednak znam jego poczucie humoru, przez co mniej więcej się orientuję kiedy żartuje. Najgorzej, że to nie jest ten moment...

- Co? Tobie się nigdy coś takiego nie zdarzyło? - warknął na mnie.

   A potem będzie mówił, że nie jest lisem.
   Ale nie. Nie zdarzyło mi się, ponieważ nigdy nie miałam potrzeby korzystać z mapy. Więc nie miałam okazji by mi się coś takiego zdarzyło. Poza tym zdawałam sobie sprawę z tej odpowiedzialności pilnowania czegoś i zawsze sobie to odpuszczałam.

- Nic się nie stało. - uśmiechnęłam się pobłażliwie - Przynajmniej masz okazję pokazać mi swoją świetną orientację w terenie.

– Właśnie. Zobaczysz. Wyciągne cie z tego lasu sam bez pomocy mapy.– uśmiechnął się w końcu.

     Wiedziałam jak się może czuć. I wcale ocenianie kogoś nie pomoże. Tak samo jak czekanie na cud, przed któryn będziemy się kłucić. To wszystko jest dla zabawy. Nie bierzmy wszystkiego tak na poważnie. Nie dadzą nam się zgubić.

    I z tą myślą chodziliśmy przez jakiś czas po lesie, bez żadnego planu oraz znaleznienia drogi. Jednak w końcu, oboje ujrzeliśmy dróżkę, na której stał pan Farazowski. Od razu do niego ruszyliśmy, ponieważ zdaje mi się, że oboje nadal mieliśmy cichą nadzieję, że wygramy to wszystko.

   - Myślałem, że się zgubiliście. - rzekł z ulgą fizyk. Nie ty jeden tak myślałeś - Jesteście ostatnią parą. Zaraz was podbiję pieczątką, na dowód przejścia pierwszego etapu.

    Byłam w małym stopniu szczęśliwa. W końcu ruszyliśmy! Nie będziemy aż tak odstawać od innych, tylko będziemy powoli im dorównywać.
    Jednak mój entuzjazm minął tak szybko jak się pojawił, gdy zobaczyłam, że Farazowski nie może znaleźć pieczątki. Chciałam by miał ją w tylnej kieszeni. Żeby to okazało się głupim żartem, który będzie wisienką na torcie w tej karuzeli zabawy. Ale wyglądało to trochę inaczej.
    Przeszukał wszystko i nic. Czy ten dzień będzie składał się tylko z porażek?

- Zgubiłem pieczątkę... - odwrócił zawstydzony wzrok - Miałem ją jeszcze, gdy podbijałem pieczątkę Amber i jej koleżanką.

    Wszystko było już jasne. Choć nie do końca. Znam ją krótko, ale na tyle dobrze by wiedzieć, że była by do tego zdolna. Jednak nie mam dowodów. Nie będę jej bez podstawnie obwiniać, bo równie dobrze mogła to zrobić Iris. Nigdy nie wiemy co siedzi w drugiej osobie.
   
- Może my przejdziemy dalej, a pan podbije nam pieczątke gdy ją znajdzie? - zaproponowałam.

Kastiel x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz