Rozdział 6 - T. M. R.Harry obudził się z obolałym karkiem, przez chwilę nie pamiętając, dlaczego znalazł się w takim położeniu.
Wczoraj był ostatni dzień przed przerwą świąteczną z okazji obchodów Jul. Pożegnał się więc z Theo i gdy okazało się, że był jedynym Ślizgonem, który został w zamku, postanowił zrobić sobie długą kąpiel we wnętrzu swojego kufra. Po niej zdecydował się pozostać w środku, wziął więc do ręki książkę i rozsiadł się na fotelu w salonie, gdzie najwyraźniej zasnął, czego efektem był zesztywniały kark.
Ostatnie kilka miesięcy było spokojne, za co Harry był wdzięczny. Najbardziej ekscytującym wydarzeniem w tym czasie były lekcje latania. Wyglądało na to, że członkowie jego domu zrozumieli lekcję i przynajmniej na razie zachowywali się bez zarzutu. Pewien był, że prędzej czy później będzie musiał przypomnieć ją jakiemuś idiocie. W obecnej sytuacji miał nadzieję, że nie stanie się to wkrótce. Od czasu, gdy zatrzymał go w klasie po lekcji eliksirów, profesor Snape nie odezwał się do niego ani razu, ale Harry wiedział, że mężczyzna go obserwuje. Zdawał sobie sprawę z niechęci, jaką żywił do niego profesor i wiedział, że mężczyzna winił go za to, co stało się z Jugsonem i jego przyjaciółmi. Dlatego też pilnował, by zawsze mieć na twarzy swoją dziecinną maskę, zwłaszcza jeśli profesor był w pobliżu. Wolałby więc, aby nikt w najbliższym czasie nie sprawiał mu problemów, dając mu okazję do przypadkowego ujawnienia czegoś więcej przed Snape'em.
Zaskoczyło go jednak zachowanie Jugsona. Zamiast unikać go jak ognia i planować zemstę, chłopak zaczął spędzać z nim więcej czasu. Był przy jego boku niemalże tak często jak Theo.
Co najmniej dwa razy w tygodniu, przysiadał się do nich w bibliotece. Zwykle zajmował się odrabianiem zadania domowego, ale pewnego razu widząc nad czym pracuje Harry i zrozumiawszy, że chłopiec interesuje się runami, zaproponował swoją pomoc. Zaoferował się sprawdzić runy, które Harry już nauczył się rysować lub rzeźbić i był nawet chętny pożyczyć mu swoje notatki z lekcji, aby chłopiec mógł lepiej zrozumieć ten przedmiot.
Harry zgodził się na to, ciekaw, czego chciał Jugson, ale jak dotąd chłopak jedynie odrabiał zadania i rozmawiał z nim o runach. Musiał przyznać, że rozmowy te były interesujące, ponieważ runy były ulubionych przedmiotem Jugsona, wiedział więc bardzo dużo na ten temat.
Harry przeciągnął się i poszedł do łazienki, aby wziąć prysznic. Uwielbiał zamek, ale cieszył się, że nareszcie miał czas tylko dla siebie i mógł w głębi własnego kufra zrzucić wszystkie maski. Ale choć chętnie spędziłby w środku całe ferie, wiedział, że nie mógł tego zrobić i opuścił go w końcu, aby udać się na lancz.
Ponieważ jedynie kilku uczniów pozostało w Hogwarcie na święta, profesorowie postanowili, że wszyscy będą jedli wspólnie przy jednym stole. Celem tego zabiegu było podobno zachęcenie ich do poznania nowych osób i spędzenia wspólnie czasu, niezależnie od domu, do którego przynależeli.
Dla Harry'ego nie miało to znaczenia. Inni uczniowie trzymali się od niego z daleka, większość z nich wierzyła, że był kolejnym Czarnym Panem, pomimo że odkąd zaczął naukę w Hogwarcie, zachowywał się wzorowo. Zastanawiał się, czy rzeczywiście byli wystarczająco głupi, aby uwierzyć w coś takiego, czy jedynie udawali, aby nikt nie posądził ich o wspieraniemrocznegoŚlizgona. Nie mógł się zdecydować, co było gorsze: głupota czy tchórzostwo. Miał przecież jedenaście lat! Co oni sobie myśleli, że wieczorami przesiadywał z Theo w swoim pokoju, planując przejęcie władzy nad światem?
Mamrocząc pod nosem coś o kretynach, postanowił usiąść bliżej profesorów i wybrał krzesło obok Quirrella. Nie wiedział dlaczego, ale jego aura działała na niego uspokajająco. Podejrzewał, że powodem była magia mężczyzny. Miał przeczucie, że używał on masek nie rzadziej, niż on sam.
CZYTASZ
Narodziny Czarnego Pana
Fanfictionnie moje opowiadanie autorka: Little.Miss.Xanda Tłumaczka :Niedoslowna Link to oryginału: s/8195669/1/The-Rise-of-a-Dark-Lord Dumbledore był pewien, że dokonał właściwego wyboru. Dziesięć lat później Harry uświadamia mu, jak bardzo się mylił. Nie og...