Rozdział 7 - Dwór SlytherinuHarry siedział już przy stole Ślizgonów, gdy do Wielkiej Sali zaczęli wchodzić uczniowie powracający z przerwy świątecznej. Choć miło spędził ferie, ucieszył się raczej na widok Theo. Zaskoczyło go to, nigdy nie myślał, że mogłoby mu brakować drugiej osoby. Choć nadal używał przy chłopcu masek, zachowywał się przy nim swobodniej niż przy innych. Kto wie, może jeśli tak dalej pójdzie, w końcu będzie mógł być przy Theo całkowicie sobą. Przynajmniej lubił tego chłopca, co było dobrym znakiem, biorąc pod uwagę, że rzadko czuł do ludzi sympatię.
- Cześć, Harry.
Głos Theo wyrwał go z zamyślenia i uśmiechnął się nieznacznie.
- Cześć, Theo - powitał go. - Jak ci minęły ferie?
- Były w porządku, nic specjalnie ekscytującego, spędziłem je z rodziną we Francji. A twoje?
- Były... pouczające.
Theo uśmiechnął się i potrząsnął głową. Naprawdę nie miał pojęcia, czemu oczekiwał innej odpowiedzi. Z tego, co wiedział o Harrym, nie sądził, by ten spędził święta bawiąc się i relaksując. Mógł się założyć, że Harry przesiedział cały ten czas w bibliotece, choć dla Harry'ego klasyfikowało się to pewnie jako dobra zabawa.
Otrząsnął się z własnych myśli, gdy ujrzał Jugsona wchodzącego do Wielkiej Sali. Prawie instynktownie oczy chłopaka spoczęły na stole Ślizgonów i natychmiast odnalazły Harry'ego. Zaczął iść w ich kierunku. Theo był zdumiony, gdy dotarło do niego, że wcale nie zaskoczył go taki rozwój sytuacji, choć nie rozumiał, dlaczego tak było.
Marcus Jugson był zażartym obrońcą czystej krwi, który traktował każdego, kto nie mógł udowodnić, że posiadał czystokrwistych przodków co najmniej pięć pokoleń w tył, jak śmiecia i szumowinę. Jednak Harry był czarodziejem pół-krwi i Jugson niemalże go wielbił. Theo wiedział, że nie miało to nic wspólnego z tytułem Chłopca, Który Przeżył. Na początku roku widział spojrzenia pełne pogardy i niesmaku, które Jugson wysyłał Harry'emu. Czasami Theo obawiał się nawet, że Jugson postanowi w jakiś sposób zaatakować chłopca. To jednak uległo zmianie po pierwszym miesiącu spędzonym w Hogwarcie.
Wszystko zmieniło się tej nocy, gdy Jugson i czterech jego kolegów wylądowało w Skrzydle Szpitalnym. Nadal nie wiedział, co się stało, ale był pewien, że Harry był w to zamieszany. Nie miał pojęcia, jak się to stało, ale Harry zdefiniował hierarchię w Slytherinie, przynajmniej do czasu, aż ktoś postanowi złożyć mu wyzwanie.
Jeśli miał być ze sobą szczery, nie mógł powiedzieć, że był zaskoczony. Znając w pewnym stopniu Harry'ego, miał pewność, że chłopiec nie miał zamiaru tolerować sytuacji, w której nie był w czymś najlepszy, nie znajdował się na samym szczycie. Nie sądził, by Harry kiedykolwiek bezczynnie stał i patrzył, gdyby ktoś powiedział lub zrobił coś sugerującego, że był lepszy od niego. Zauważył, jak chłopiec patrzył na tych, których przyłapał na rozmawianiu o czystości krwi. Przychodziło mu na myśl określenie "mordercze spojrzenie". Tak więc, choć nie wiedział, co dokładnie się stało, był pewien, że Jugson i jego koledzy spróbowali czegoś i Harry się z nimi rozprawił. Czego by nie dał, by móc to zobaczyć.
Harry mógł się kryć za anielską twarzą i niewinnym uśmiechem, ale czasem prawdziwy Harry wychodził na wierzch. "Diabelski geniusz" - to określenie przychodziło mu do głowy, gdy myślał o chłopcu. Za każdym razem, gdy widział ten okrutny, sadystyczny uśmiech, Theo z trudem powstrzymywał śmiech. Postawiłby wszystko, co pozostało z majątku Nott'ów, że Chłopiec, Który Przeżył nie był ani trochę taki, jak go sobie wyobrazili. Nie żeby Theo był z tego niezadowolony, wręcz przeciwnie.
![](https://img.wattpad.com/cover/87196516-288-k950415.jpg)
CZYTASZ
Narodziny Czarnego Pana
Fanficnie moje opowiadanie autorka: Little.Miss.Xanda Tłumaczka :Niedoslowna Link to oryginału: s/8195669/1/The-Rise-of-a-Dark-Lord Dumbledore był pewien, że dokonał właściwego wyboru. Dziesięć lat później Harry uświadamia mu, jak bardzo się mylił. Nie og...