Litery.
Dla wielu to po prostu znaczki naniesione na papier. Coś, co powstało do komunikacji, rachunków, dokumentowania różnych rzeczy. Dla mnie są całym życiem. Odkąd pamiętam siedzę nad długim zwojem w tym ciemnym pomieszczeniu.
W powietrzu unosi się zapach stopionego wosku i potu. Oprócz skrobania staromodnego, łabędziego pióra zawsze słychać tu szybkie kroki i czyjeś dyszenie. Kroki dawniej były żwawsze, ale teraz mój towarzysz ledwie powłóczy nogami. Często się potyka i z trudem łapie równowagę biegając w kółko zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Chociaż uważam go za przyjaciela, nigdy nie widziałam jego twarzy ani nawet nie zamieniliśmy słowa. Nie wolno mi odwrócić wzroku od biurka, a jemu przestać biec. Jesteśmy niewolnikami własnego losu. Powstaliśmy jako słudzy i nimi pozostaniemy.
Pamiętam, jak płakałam nad własnoręcznie wypisanymi zdaniami, gdy się do nich śmiałam, lub ich nienawidziłam za to, że istnieją.
Kiedy moje pismo było jeszcze dziecięce, a zwój zapełniony tylko w jednej stopie, obok mnie płonęła świeca wysoka i gruba jak paschał kościelny. Teraz wygląda jak zaledwie kupka wosku. Chcę, aby zniknęła cała. Chcę tego, chociaż boję się ją stracić. Choć pragnę się uwolnić... kocham swoje litery. Wlałabym mieć je przy sobie na zawsze, są dla mnie jak dzieci. Uwielbiam ten pokój, ten odgłos biegania i głębokich oddechów za każdym razem, gdy mój przyjaciel okrąża pomieszczenie, tą świecę i głuche uderzenia mojego serca.
Kolonia Eupherius została objęta kwarantanną na czas usunięcia zarazy z pomocą detonacji ładunków.
Do kroków mojego przyjaciela dochodzą kroki z korytarza. Drzwi są za moimi plecami, ale wiem, że to korytarz. Zwykle rozbrzmiewają przez chwilę, czasem trochę dłużej. Dzisiaj jednak zbliżają się nieubłaganie.
Zerkam na świecę. Niewiele już z niej pozostało.
Prawie jednogłośnie podjęto decyzję – projekt został ostatecznie uruchomiony.
Szczęk zamka. Moje serce bije szybciej, lecz nie przestaję pisać.
Rząd Odrodzonej Galaktyki Centralnej, świadomy swojej decyzji, wydał rozkaz.
Ktoś wchodzi do pokoju. Słyszę dwa dźwięki wyciągania noży z pochew. Rozbrzmiewa pełen ulgi śmiech starca. To z pewnością mój przyjaciel.
Generał Wadsworth Henderson osobiście wdusił przycisk aktywujący detonację.
Serce wali mi jak opętane. Płomień świecy zaczyna dogasać. Ktoś staje za mną. Nie! Nie teraz! Muszę to napisać, muszę!
Fala uderzeniowa objęła całą galaktykę.
Za plecami słyszę, jak ostrze wbija się w ciało mojego przyjaciela. Nie mogę poruszyć ręką – zastygłam. Tak! Niech mnie zabiją! Tylko niech zostawią moje dzieło. Robiłam je tak długo, nie mogą go zniszczyć! Moje litery... Niech one zostaną ocalone.
Nóż wbija mi się w plecy i przebija na wylot. Kilka kropel krwi plami puste miejsce pod moimi ostatnimi słowami. Chwieję się chwilę na krześle, po czym padam do tyłu na plecy pod nogi postaci w długiej szacie. Kaptur ma naciągnięty na twarz. Odzyskuję władzę nad ciałem, ale tylko w niewielkim stopniu. Wykorzystuję to by spojrzeć po raz ostatni na kilometry zwoju, które zapisałam przez te wszystkie lata. Wszystkie litery...
Patrzę w miejsce pod kapturem, gdzie jak gwiazdy skrzy się para srebrzystych oczu.
- Ja... Ja...
Mój głos brzmi staro. Drży z żalu i braku sił. Postać ucisza mnie gestem i pochyla głowę w akcie zrozumienia. Uśmiecham się. Ufam jej.
Świeca gaśnie. Teraz jestem pogrążona w mroku i już nie martwię się tak o moje litery. Czasy przychodzą i odchodzą. Tak było zawsze. Kolejne historie też muszą zostać napisane.
CZYTASZ
One-Shoty, Creepypasty, Crossovery i inne tego typu raki
RandomDziwne rzeczy znajdziecie tutaj. Jak wiecie, żyję głównie Fanficami, ale znajdzie się też tu parę w miarę oryginalnych prac. Na dodatek każde opowiadanie będę oznaczać odpowiednimi tagami. Na dzień dzisiejszy obowiązują te: [Fanfiction] - czyli opie...