Uwaga: to opowiadanie zawiera spojlery do anime "Attack on Titan"/"Shingeki no Kyojin"/"Atak Tytanów".
----------------------------------------------Wydarzenia mają miejsce po wyprawie za mur Rose w celu odbicia Erena Jaegera. Więc no, proszę mnie nie bić za niechronologię czy cuś.
----------------------------------------------Wciągnęłam głośno powietrze w płuca. Baza Zwiadowców jak zwykle pachniała lasem i czymś, co ja nazywałam "surwiwalem", a mój przełożony i swego rodzaju partner "stęchlizną". Do tej sporności dochodziło czasem inne stwierdzenie, należące do mojej trenerki, głoszące, że pachnie "zdecydowanie zbyt mało piwem cytrynowym". Edrin, bo tak miała na imię, akurat dziś nie było wśród nas. Została wyrzucona z korpusu za umyślne zniszczenie munduru zrzucając pelerynę na twarz tytana i zesłana do Korpusu Szkoleniowego jako trener na dwa lata. O ile wiem, jest jednym z najlepszych trenerów, jak nie najlepszym.
Eren Jaeger minął mnie kierując się do stajni, gdzie za zadanie miał nakarmić i napoić konie. Jego koleżanka, Mikasa, została przydzielona do sprzątania boksów. Jak znałam życie, skoro Eren dostał mniej roboty przy koniach, to każe mu się posprzątać przynajmniej jedno piętro zamku.
Sama udałam się do wnętrza bazy, by przekonać się, co mam do zrobienia. Przemierzając kolejne korytarze i schody uznałam, że kapral nie przesadzał aż tak bardzo, kiedy nazwał to miejsce chlewem. Cienka warstwa kurzu zaległa już na wszystkich płaszczyznach twierdzy, na której moje buty pozostawiały widoczne ślady, i tylko odkurzacz mógłby to okiełznać w miarę szybko. Problem polegał na tym, że musiałabym mieć kilkanaście bezprzewodowych odkurzaczy, które powinnam potem naładować innym wymiarze. Niestety, jakkolwiek uwielbiam życie żołnierza, tak brak technologii mnie dobija, jakby całą swoją wiedzę mieszkańcy przelali w sprzęt do trójwymiarowego manewru.
Weszłam machinalnie do najbliższego pokoju, w którym natknęłam się na nikogo innego, jak mojego kolegę z drużyny, czy tam oddziału (bardziej drużyny, bo dwuosobowy oddział tak trochę nie pasi) - kaprala Levi'a Ackermana. Zamiatał właśnie podłogę tego pokoju najprawdopodobniej krzywiąc się pod zasłaniającą mu pół twarzy chustką. Zapytacie, czemu taki noł nejm jak ja jest w drużynie z najsilniejszym przedstawicielem ludzkości? A czy wspomniałam już, że szkoliła mnie Edrin Jeter?
Levi podniósł wzrok znad swojego zajęcia i mnie zauważył. Zmarszczył brwi na widok moich zakurzonych i ubłoconych butów, ale nic nie powiedział. Ja natomiast, z mojej wytrenowanej nadgorliwości względem jego i Erwina, zasalutowałam żwawo.
- Kapralu.
- W samą porę, Iris - odparł tamten znudzonym tonem, który jego głos miał prawie zawsze. Nachylił się do łóżka i wolną od miotły ręką chwycił swój mundur. Dopiero teraz zauważyłam, że poza butami ma na sobie cywilny ubiór. Leżącą przy łóżku drugą parę butów również wziął w dłoń i wszystko to rzucił mi w twarz. Na szczęście dla mnie i mojej kariery, zdołałam złapać wszystko.
- Wypierz to - rozkazał beznamiętnie. - Jak to zrobisz, to posprzątasz te pokoje, które ci wskażę.
Naburmuszyłam się lekko.
- Rozkaz, kapralu - odparłam cicho i zeszłam na dół tą samą drogą, którą się tu dostałam. Zdaje się, że Historia na polu miała wiadro z wodą i również swój mundur doprowadzała do porządku. Czy Levi wykorzystuje mnie w ten sposób zawsze? No cóż, tak. Właśnie tak wygląda nasza drużyna: on mi rozkazuje, a ja służę. Pierwszy raz był, gdy wziął mnie do baru, zapytał, czy mam pieniądze, a następnie na mój rachunek wypił herbatę i zwrotu pieniędzy póki co na horyzoncie nie widać.
CZYTASZ
One-Shoty, Creepypasty, Crossovery i inne tego typu raki
RandomDziwne rzeczy znajdziecie tutaj. Jak wiecie, żyję głównie Fanficami, ale znajdzie się też tu parę w miarę oryginalnych prac. Na dodatek każde opowiadanie będę oznaczać odpowiednimi tagami. Na dzień dzisiejszy obowiązują te: [Fanfiction] - czyli opie...