Rozdział Pierwszy (Crossover wszystkiego) [Szacun jak się połapiesz]

31 0 14
                                    

Nie spodziewaliście się, co?

Nikt się nie spodziewa hiszpańskiej inkwizycji.

Od sierpnia cierpię na przypadek posiadania husbando z siódmej generacji Pokemon. I nie, nie jest to Gladion. Mówię o Guzmie. Jak jesteś na bierząco z anime lub grałeś(aś) w grę Pokemon Ultra Moon, to najpewniej jesteś zaznajomiony(a) z tą postacią. A jak nie, to to jest taki średnio ogarnięty bully z białym gniazdem na głowie, który jest zajebisty i go kocham. Mam nadzieję, że znajomość postaci ani gry nie jest tu jakoś mega potrzebna, ale dla jasności wyjaśnię, o co cho z kilkoma aspektami.

Co to Ultra Wormhole?
W grze Pokemon Sun/Moon i Ultra Sun/Moon to takie tunele międzywymiarowe, co się spontanicznie pojawiają od tak dla wesołego chuja w niebie.

Kim jest Zora?
Moja OC z Pokemon Ultra Moon. Istnieje też jej wersja z Pokemon Sun, ale to zupełnie inna osoba, która nikogo nie obchodzi.

Co tu się właściwie dzieje?
Za długo wyjaśniać.

Czy będzie tego dalsza część?
Jak się komuś spodoba, a mi starczy życia, motywacji i czasu by to napisać - pewnie.

Gdzie niby twoja motywacja miałaby odejść?
Biol-chem.

End nał - endżoj.

BTW, w końcu nauczyłam się pisać w miarę długie rozdziały.

---------------------------------------------------------

Dziurawy Kocioł z dnia na dzień robił się bardziej ruchliwy. Coraz więcej czarodziejów i czarownic, szczególnie tych w wieku szkolnym, pojawiało się w jego progach, by wynająć pokój na czasem kilka tygodni, a potem całymi dniami znikać na ulicy Pokątnej, na którą wejście znajdowało się z tyłu tego cudownego wręcz lokalu. Podłoga trzeszczała, stare drzwi trzaskały, bezzębny barman pojawiał się i znikał, przynosząc i zabierając tace z posiłkami. A dwa pokoje, które tak często odwiedzał, zamieszkiwało na razie pięć osób. Dwie czarownice i czarodziej zamieszkiwali ten większy, z dwoma łóżkami, w tym jednym podwójnym, w którym właśnie przesiadywali z nimi dwaj młodsi chłopcy z sąsiedniego lokum, z czego jeden z nich otrzymał już swój pierwszy list ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Na początku września, który miał rozpocząć się już za trzy tygodnie, wszyscy się tam wybierali, chociaż tylko on miał się tam znaleźć po raz pierwszy. Reszta wciąż oczekiwała na ich własne koperty z pieczęcią opatrzoną godłem szkoły.

- Myślicie, że na Pokątnej przyjmą mi Rupee? - zapytał ten najmłodszy, siedzący na podłodze ze skrzyżowanymi nogami, dalej ściskając swoją listę podrzebnych podręczników, którą otrzymał w kopercie. Był to drobny chłopak, ubrany w błękitną, haftowaną tunikę ze skórzanym pasem, lniane spodnie i wysokie buty (o wiele za ciepłe na aktualną pogodę), o niesfornych, zapuszczonych blond włosach. Ile z nich zdołał, związał w kitkę z tyłu głowy, ale spora część została, zwisając kosmykami po bokach jego twarzy, tworząc grzywkę lub trzymając się założone za jego długimi, szpiczastymi uszami. Lewą ręką poklepywał pękatą sakwę przypiętą do pasa, a wielkimi, błękitnymi oczami wpatrywał się uparcie w dziewczynę, leżącą płasko na pojedynczym łóżku, ze spojrzeniem utkwionym w sufit.

- Nie - odpowiedział mu siedzący na ziemi czarnowłosy dzieciak z drugiego końca pokoju. Odznaczał się chorobliwie żółtawą cerą, podobną do skóry trupa we wczesnym stadium rozkładu. Ciemne połyskliwe włosy miał sztywne i zmierzwione, jakby mył je codziennie, ale rzadko czesał, a na sobie czerwony tank top i czarne szorty. W dłoniach obracał kostkę rubika, której nie przestawał układać nawet, gdy podniósł oczy na teraz z jakiegoś powodu naburmuszonego kolegę. Twarz miał młodą, przynosił na myśl chłopca najwyżej szesnastoletniego, ale w szaroniebieskich, zimnych oczach był taki błysk, co powinien się znaleźć u starego weterana, który widział wiele wojen i śmierci.

One-Shoty, Creepypasty, Crossovery i inne tego typu rakiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz