Christmas Question

2.5K 97 17
                                    

24 grudnia

Słyszę głos budzika i sięgam ręką, aby go wyłączyć. Ktoś obok mnie mruczy i czuję, jak czyjeś ręce oplatają mnie ciasno w talii. Uśmiecham się lekko, gdy całuje mnie w plecy. Próbuję się wyrwać, słysząc głosy dobiegające z kuchni, które nie świadczą o niczym dobrym.

-Proszę. Proszę. Proszę. Chcę te płatki.

-Zamknij się Louis, bo każdego obudzisz idioto, a wtedy Julie mi tego nie wybaczy.

-Ale z Ciebie pantoflarz. - słyszę cichy śmiech przyjaciela.

-Ja przynajmniej mam dziewczynę.- Mogę się założyć, że blondyn wymawiając te słowa popatrzył z zatroskaniem na Louisa. Od kilku tygodni podejrzewał, że coś przed nami ukrywa, odkąd Natalie okazała się fałszywą, zdradziecką "kobietą", która zdradziła go z naszym sąsiadem z góry, Jacobem. Niestety Jacob stał się jej podwładnym i teraz razem mieszkają nad nami. Razem z Julie nie utrzymujemy z nią żadnych kontaktów, poza "cześć" na klatce schodowej.

Patrzę na telefon i czuję cudowne uczucie ciepła. Dziś Wigilia.
Dziś zjeżdżają się do nas wszyscy rodzice na obiad, abyśmy potem zjedli sobie sami kolację.
No oczywiście Gemma i Bart wprosili się na nią, uważając, że "ktoś odpowiedzialny musi przy nas być", nie zważając na uwagi, że mamy 18 lat i jest nas sześcioro, nie licząc Laury.

Wstając z łóżka, wymykam się cicho nie budząc Harry'ego. Szybko się ubieram w świąteczny sweter, związując włosy i kucyk. Wybieram numer do mamy, aby być pierwsza przed bratem, który na pewno nie wstanie wcześniej niż o 10.

-Wesołych świąt mamo! - mówię wesoło, gdy odbiera po trzecim sygnale. Słyszę w tle głos taty, który denerwuje się na warunki na drodze. - Jak tam podróż?

Spoglądam przez okno, widząc, że mimo wczesnej godziny życie nie zamiera. Pada śnieg, ludzie chodzą z choinkami krzycząc i się śmiejąc.

-Och kochanie, dziękuję i wzajemnie! Wiesz jedziemy sobie razem z Stylesami i tata i Robert krzyczą i puszczają te ich okropne piosenki... - słyszę, jak zaprzeczają w tle. Uśmiecham się, myśląc, jak bardzo się za nimi stęskniłam. - Za nami jadą rodzice Nialla i Julie a jeszcze dalej powinni Tomlinsonowie razem z Paynami i Laurą... Co mówisz Daniel?! No tak, zgubilismy ich trochę w tym korku, ale spokojnie, dojedziemy wszyscy. Mamy dla was jedzenie oraz ozdoby choinkowe. 

-Ozdoby? - pytam zdezorientowana wchodząc do pokoju i rozsuwając rolety. Widzę, że Harry przykrył sobie głowę poduszką, więc nie zważając na jego protesty zabieram ją.

-Tak kochanie, mam nadzieję, że nie ubraliscie choinki! Wprawdzie wczoraj byly twoje imieniny, no ale mieliście na nas poczekać. - No to już po nas.

-Oczywiście, mamo. - mówię, siląc się na spokój.

-A i choinka też jest żywa? Wiesz, że Robert nie może mieć sztucznej, dlatego ma nadzieję, że jego syn o tym nie zapomniał. 

-Skądże, wszystko w porządku. Muszę kończyć, do dzisiaj mamo!

Jak mogłam o tym zapomnieć?

-Harry, wstawaj. - mruczę, zabierając mu kołdrę.

-Vicky, jest 7 rano. Nie będę nigdzie wstawać, jest Wigilia. - odpowiada, patrząc na mnie jednym okiem.
Siadam obok niego, łapiac go za rękę.

-Musisz iść z chłopakami po żywą choinkę. Twój tata ma uczulenie.

Jego twarz momentalnie poważnieje, po czym Harry bije się dłonią w twarz. Śmieję się na ten widok i wstaję, kierując się w kierunku drzwi.

10 Questions / H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz