Siedziałam na kanapie wciśnięta między tatę, a mamę, ale było coś bardziej ściśniętego w tej chwili, niż moje ciało.
Moje drogi oddechowe.
Dziwna drgawka przewlokła się leniwie przez wszystkie żywe komórki, jakie do tej pory jeszcze przeżyły ten szok, a ja miałam ochotę wrzasnąć, by każdy padł na ziemię, jak po wyrzuceniu granatu, informując o zagrożeniu w postaci kobiety-człowieka-ducha. Sama jeszcze nie wiedziałam kim dokładnie była lub czym...
Niestety to wszystko rozgrywało się tylko wewnątrz mojej wyobraźni, gdyż naprawdę siedziałam dalej nieruchomo. Mama po lewej stronie wydawała się zainteresowana słowami reporterki, a tata po prostu był zachwycony tym, że organom bezpieczeństwa w końcu udało się kogoś złapać. Ja bezwładna i bezsilna jak ręka w dłoni tego psychopaty tylko wpatrywałam się w obrazy przewijające się po ekranie, na którym pojawił się teraz z powrotem Sheldon. Oczywiście tak, jak myślałam rodzice natychmiast oderwali wzrok od serialu i zaczęli ożywioną dyskusję.
-Kochanie! To przecież niewiarygodne!-Mama wyrzuciła dłonie do góry.-Ten mężczyzna mógł wedrzeć się do naszego domu! Kto wie, co mogło się stać!-Pisnęła i zakryła sobie usta.
Co mogło się stać? Prychnęłam wewnątrz swojej głowy. Chyba miała na myśli, co może nam się stać, jeśli ta kobieta nadal przebywa w naszym domu i o ile nie była wytworem mojej wyobraźni w wyniku szoku po ujrzeniu tego psychopaty. Pewnie zamordował tę kobietę. Niby skąd wziąłby sobie rękę? Do Halloween zostały jeszcze dwa tygodnie, poza tym nie ogłosiliby tego w wiadomościach, gdyby nie była prawdziwa... Czułam jak chłód przeszywa moje ciało i natychmiast podskoczyłam na kanapie na myśl o widmie tej kobiety.
-Maryl, uspokój się...wystraszyłaś Lavender...-Tata zaczął głaskać mnie po ramieniu, a ja odetchnęłam, czując ciepło własnego ciała, które teraz wzrosło w tym miejscu.
-Ojej, córeczko nie chciałam!-Jeszcze raz pisnęła, ale teraz przejęta tym, że wystraszyła dziecko, które już myślała, że nie jest dzieckiem, gdyż właściwie nim nie było, tylko tata dramatyzował kolejny raz...
-Naprawdę nic mi nie jest!-Fuknęłam zrezygnowana i poirytowana.-Może lepiej pójdę już spać.-Czułam jak policzki mi czerwienieją i szybko zerwałam się z miejsca idąc na górę. Nagle znów przeszedł mnie ten okropny dreszcz na myśl o tym, że ona może tam czekać...ale z drugiej strony nie mogłam do końca życia spać z rodzicami i łazić za nimi krok w krok. -Dobranoc.-Uśmiechnęłam się słabo, by w razie, jeśli coś mi się stanie zapamiętali mnie w ten sposób. Wchodziłam powoli po schodach zastanawiając się, co może mnie tam czekać lub co może na mnie czekać i z rezerwą pociągnęłam w dół klamkę. Drzwi bezszelestnie uchyliły się, a ja odetchnęłam z ulgą spostrzegając, że nikogo tam nie ma. Zamknęłam za sobą drzwi na kluczyk w razie, gdyby jakiś nieproszony gość chciał wtargnąć do mojej sypialni i władowałam się do łóżka, okrywając się kołdrą od stóp do głów.
Nie mogłam zasnąć przez dłuższy czas, ale tej nocy nie wydarzyło się już nic.
-Dzięki, że odpowiedziałaś na mój telefon.-Bianca, która była moją najlepszą koleżanką z liceum uśmiechnęła się szeroko, kiedy szłyśmy przez mokrą od deszczu ulicę zasypaną lawiną kolorowych liści. Słońce świeciło ciepło ukazując tę dobrą stronę jesieni, a przyjemny wietrzyk muskał moją twarz.
-Wiesz...chyba potrzebowałam towarzystwa.-Wzruszyłam ramionami i schowałam blade dłonie do kieszeni mojego czarnego płaszcza.
-Mieszkamy niedaleko, a za każdym razem, gdy próbowałam dotrzeć do twojego pokoju, twoi rodzice mówili, że cię nie ma lub, że źle się czujesz.-Spojrzała na mnie wymownie, ale w jej oczach wirował smutek.
-Nie miej im tego za złe. Kazałam im to mówić. Chciałam odpocząć.-Westchnęłam oblizując spierzchnięte od wiatru wargi.
-Odpocząć? Od czego?-Jej oczy rozszerzyły się, a czoło zmarszczyło.
-Bianca. Liceum było takim cudownym okresem w moim życiu...poznałam tylu znajomych...zawarłyśmy tyle przyjaźni...i nagle wszystko zniknęło. Rozumiesz? Musiałam odpocząć od tej dziwnej samotności.
-Siedząc w samotności?-Parsknęła.
-Czym się zatrułaś, tym się lecz.-Zaśmiałam się. Wzięłam głęboki oddech świeżego powietrza i poczułam jak schodzi ze mnie cały ciężar wczorajszych wydarzeń.
-Super, że zgodziłaś się iść ze mną jak co roku do supermarketu wybrać najlepsze ozdoby Halloweenowe, jakie widziała ta Ziemia.-Bianca rozciągnęła po miękkiej twarzy swój szeroki, leniwy uśmiech.
-Drobiazg. Wiesz, że strasznie podobają mi się te pomarańczowe lampki.
-Może w końcu je sobie kupisz, zamiast tylko mówić jakie są świetne?
Zastanowiłam się przez chwilę, bo w zasadzie nie wiedziałam, dlaczego nigdy tego nie zrobiłam.
-Może...
-Ej! Lav! Patrz!-Bianca machała do mnie ręką, jak osoba topiąca się na basenie, by zwrócić moją uwagę. Wywróciłam oczami.
-Rogi diabła są przereklamowane.-Prychnęłam.-To jest o niebo lepsze!-Zaśmiałam się, pokazując jej moje skrzydła nietoperza.
-Myślisz?-Wydęła sarkastycznie wargi.-Poczekaj tylko, aż przymierzę to! Tylko nie podglądaj!
-Okej...-Odwróciłam się plecami i zaczęłam wodzić wzrokiem po produktach, które stały na półkach, a moje spojrzenie przykuła starsza pani wybierająca owoce. Patrzyłam na jej starą twarz, marząc o tym, bym mogła dożyć tego wieku, co ona, o ile wcześniej nie umrę na zawał. Patrzyłam dłuższą chwilę, aż chyba wyczuła mój wzrok i uniosła swoje ciepłe oczy na mnie. Jej uśmiech wypełnił pulchną twarz, ale coś sprawiło, że żółć podeszła mi do gardła. Wyraz jej twarzy stał się nieruchomy, jak u tej kobiety wczoraj w salonie...Chciałam spojrzeć na Biancę, ale coś mi nie pozwoliło. Bałam się, że zaraz moje włosy zaczną unosić się do góry, ale nic takiego się nie wydarzyło. Patrzyłam na staruszkę i nagle łzy wezbrały mi w oczach, kiedy jej szczęka zaczęła bezgłośnie się otwierać, pokazując bezzębne wnętrze, z którego wypływała krew.
Mnóstwo gęstej krwi.
Potem jej oczy wywróciły się białkami do góry, pozostawiając tylko widoczne żyłki. Chciałam już krzyczeć, kiedy odzyskałam wdech, ale wtedy mój wzrok pobiegł w bok, gdzie dwójka policjantów podbiegła i złapała starszą kobietę zakuwając ją w kajdanki. Jej twarz znów wyglądała normalnie. Zadrżałam odwracając się, by spojrzeć na Biancę, która wydawała się równie oszołomiona.
-Widziałaś?-Zapytałam z nutą nadziei w głosie. Koleżanka wciąż patrzyła w ich stronę.
-No oczywiście! Co ta biedna kobieta im zrobiła? Cały czas widziałam, jak wybiera owoce,gdy odwróciłam się, żeby pokazać ci tą czapkę! Nie zrobiła nic złego...
Wtedy mój żołądek znów wywrócił fikołka. Czyli tylko ja to widziałam... Mam omamy.
-Hej! Dobrze się czujesz?-Bianca spojrzała na mnie troskliwie, ale trochę przestraszona i zaczęła grzebać w torebce.
-Dlaczego pytasz?-Zmarszczyłam czoło nie rozumiejąc.
-Z twojej buzi leci krew...-Wskazała dłonią, podając mi chusteczkę,a ja szybko z bijącym sercem zerknęłam w stronę staruszki, która jakby wiedziała, że to robię i odwróciła głowę w moją stronę, by ostatni raz uśmiechnąć się krwawo.
CZYTASZ
CATCHER
FantasyZłodzieje, mordercy, widma, demony i wiele więcej. Zawsze wmawiano mi, że to tylko ludzka wyobraźnia. Tak też myślałam, do pewnego, jesiennego wieczoru, kiedy wszystko się zmieniło. Raz na zawsze. Zaczęłam widzieć ich coraz częściej...w każdym dniu...