Koktajl Mołotowa

47 3 3
                                    

                                                                                 ROK PÓŹNIEJ


Oddychałam płytko, kuląc się za stertą drewnianych skrzyń w kształcie sześcianów. Słyszałam jego kroki- delikatne szuranie, jakby wiatr rozdmuchiwał piasek po ulicy gorącym latem. Wiedziałam, że wyczuwa wszystkie negatywne emocje. Też mogłam je poczuć, odbierając część jego duszy, jeśli można było tak ją nazwać. Energia, która we mnie buzowała nie tylko przyciągała tych wysłanników piekła, ale miała inne właściwości. To jak przy posługiwaniu się tak zwanej piły ,,moja twoja". Kiedy opanowywałam ją w sobie mogłam pochłaniać ją od kogoś, jednak jeśli pozwalałam jej emanować ktoś mógł ją pochwycić i się nią żywić. Mając na myśli kogoś, miałam oczywiście wszystkie zmory, które prześladowały mnie od tamtego, jesiennego wieczoru. Bianca pokazała mi jak mogę kontrolować własną moc, więc nie szczędziłam z nauką. 

-Wiem, że gdzieś tu jesteś.-Jego kroki delikatnie smyrały betonową podłogę, a ja starałam się nie oddychać. Robiłam to tylko wtedy, kiedy naprawdę już musiałam. Czułam jego gniew, żądzę i podniecenie. Nie miałam pojęcia jak coś takiego mogło cokolwiek czuć. Wzdrygnęłam się, kiedy się zatrzymał i wszystko dookoła ucichło. Zauważył mnie. Na pewno mnie zauważył. Serce tłukło mi się w klatce jak oszalałe. Dlaczego Bianca teraz nie wyskoczyła i po prostu nie zionęła w niego ogniem? Minął rok i mimo, że udało mi się opanować dość dobrze przyciąganie tych stworów to i tak niektóre były dość silne, żeby mnie odnaleźć, choćby po delikatnej wibracji w polu elektromagnetycznym. On był właśnie jednym z nich i niestety ogień cierpienia na niego akurat nie podziała, gdyż miał w sobie dalej coś z dobroci. To taki wyjątek o jakich uczyłam się na języku ojczystym. Nic nie poradzisz. Tak już jest i koniec kropka. 

Żeby go zniszczyć potrzebowałam użyć własnej mocy tylko był jeden problem. Chcąc jej użyć muszę ją z siebie uwolnić, a to przywoła go do mnie w mgnieniu oka. Wiem, że gdy go zobaczę mogę nie skupić się na czas. Nie przy nim. 

Siedziałam cicho za skrzyniami i nasłuchiwałam. Mych uszu dobiegł jedynie cichy szmer, a włosy musnął delikatny podmuch, który on wywołał. Wewnątrz starego magazynu, gdzie właśnie się znajdowałam było cicho i ponuro. Stara, wyblakła farba odchodziła z krzykiem ze ścian, a betonowa podłoga pokryta była kałużami, które utworzyły się tu przez dziurawy dach. Środek nocy wcale nie pomagał, chociaż dzięki temu, że światło tu nie działało nie rzucałam cienia i mogłam lepiej się ukryć. Musiałam jednak pamiętać, żeby nie myśleć w zły sposób. On wyczuwał każdą negatywną drobnostkę. Każdy zły neuron w moim ciele. Był w końcu Aniołem Ciemności.

Jego czarne jak smoła skrzydła zahaczyły mój wzrok, gdy on przemierzał magazyn, śmiejąc się teraz głucho w przestrzeń. Jego blade jak światło księżyca ciało sunęło między starymi pudłami, oświetlając mu drogę. Oczy miał jednak błękitne. Był to brudny błękit, jakby zmieszał go z własną duszą. Widziałam go, kiedy zaczepił mnie kilkanaście minut temu na środku ulicy, jak gdyby nigdy nic. Wyglądał jak normalny mężczyzna. Zwykły facet. Nie miałam pojęcia, że spotkam kolejnego z tych wygłodniałych demonów, choć teraz o tym myśląc wyczuwałam wtedy wszystkie otaczające mnie złe emocje. To był znak. 

Zerknęłam w bok nie odwracając głowy, żeby przez przypadek nie przykuć jego uwagi. Był odwrócony do mnie plecami, więc spokojnie z sercem z kamienia podniosłam się z ziemi i na czworakach wolnym ruchem starałam się okrążyć skrzynię, żeby nie dać się zauważyć. Myślałam tylko o tym, że mi się uda, by nie pozwolić mu się wyczuć. Na szczęście upadając ze swojej niebiańskości utracił zdolność kierowania się dobrem. Kroczyłam powoli i starałam się nie zwracać uwagi na to, że zanurzyłam dłoń w lodowatej kałuży, która mogła odzwierciedlać chłód bijący od niego, kiedy staliśmy oko w oko. W oddali słyszałam szmer jego skrzydeł, które zaczęły coraz szybciej się poruszać. To mnie zaniepokoiło. Raz. Dwa. Raz. Dwa. Raz dwa. Raz dwa. Raz dwa. Raz, dwa, trzy, cztery...Liczyłam tempo w jakim poruszał skrzydłami i zrozumiałam. Zaczął unosić się do góry. Jeśli podleci zbyt blisko nie mam szans. 

CATCHEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz