Rozdział 1

55 5 37
                                    

Już za kilka dni 1 września.
Usiadłam na brzrgu jeziora i spojrzałam w moje odbicie w granatowej tafli wody.
Białe, połyskujące włosy z pasmami koloru kryształu na tle księżyca i gwiazd wydawały się być jeszcze bielsze, delikatniejsze i jeszcze bardziej błyszczące niż za dnia.
Oczy koloru morskiej głębiny ze złotymi nićmi.
Usta koloru dojrzałej czereśni na białej, jak najbielsza porcelana, twarzy.
Moje długie białe, lekko przeźroczyste palce dotknęły tafi wody. Okręgi, które powstały ze styknięcia się mojej świetlnej skóry, jak zwykłam nazywać moją nagą duszę, zastygły.
Tak, nie mam skóry. Moja dusza nie posiada ciała, a gdy tylko dotknę wody, ta zamienia się w najczystrzy kryształ.
- Pora stworzyć nową siebie Lilianno. - mruknęłam pod nowem i wstałam. Zamknęłam oczy i rozłożyłam ręce. Poczułam lekki ucisk na całej swej powierzchni. Włosy stały się cięższe. Opuściłam ręce i wróciłam do pozycji siedzącej. Otworzyłam oczy. To co zobaczyłam niezmiernie mnie przeraziło, chodziaż właśnie o ten efekt mi chodziło.
Złote jak złoto włosy, niebieskie jak niebo oczy, różowe usta i jasna, aczkolwiek właśnie taka jak ludzka, skóra. Straszne uczucie. Jak oni to wytrzymują?
Teraz tylko imie? Może wybiorę któreś z moich siedmiu? Przecież żaden czarodziej ani czarownica nie zna żadnego z nich.
- Anabelle. - szepnęłam i spojrzałam w stronę horyzątu. Księżyc już za parę minut zniknie. - Anabelle Moon.
Tak, to będzie moje nowe imię.
- Już świta, pani. - usłyszałam głos mojego znajomego centaura.
- Prawda. -odpowiedziałam i spojrzałam w przeciwną stronę.
Zza lini drzew właśnie wychodziło słońce.
- Piękna. - powiedział centaur. -Inna niż zwyke, ale i tak piękna.
- Dziękuję. Będzie mi Ciebie brakowało. - przutuliłam go.
- To wielki zaszczyt. - powiedział obejmując mnie.
- Przestań. Jesteś moim towarzyszem. Nie sądzisz, że mógłbyś kiedyś powiedzieć do mnie cokolwiek "na Ty"? - zapytałam.
- Jasne, mógłbym, ale dobrze wiesz, pani, że nie wypada.
- Mam to gdzieś. Mów do mnie tak, jakbym nie była tym kim jestem.
- Wedle życzenia, pani... znaczy Lilianno.
- Lepiej. - uśmiechnęłam się.
Tylko on wie kim jestem. Nikt nie powinien wiedzieć, ale sam się domyslił. Centaury są bardzo inteligentnymi stworzeniami.
Muszę dostać się na ulicę Pokątną. Boję się spotkania z istotą inną niż ja. Jeszcze zanim 11 lat temu moja dusza uzyskała jaki kolwiek kształt rozmawiałam z czarodziejami i czarownicami, ale było to bardzo dawno. Dowodzi to, że byli to Godryk Gryffindor, Helena Huffelpuf, Revena Ravenclaw i Salaraz Slytherin.
Dobra, muszę teleportować się na Pokątną.
Teleportacja nigdy nie sprawiała mi problemu. Pare sekund i już stałam na zatłoczonej ulicy.
Pare czarodziei podknęło się o mnie mówiąc pod nosem jakieś wyzwiska. Usłyszałam jak jakiś chłopiec mówi do swojej mamy mówi, co jest mu potrzebne do Hogwartu. Całe szczęście, że mam niezgorszą pamięć. Muszę tylko wyczarować pieniądze, ale z tym nie będzie problemu.
Dobrze, kociołek i inne takie już mam. Zostały jeszcze książki i różdżka.
Bez większego wysiłku znalazłam sklep pana Olivandera.
- Panny tu jeszcze nie widziałem. Można wiedzieć, jak się pani nazywa? - usłyszałam głos zza szarobrązowych pudełek poukładanych w wielkie, kanciaste stosy.
- Anabelle Moon. - odpowiedziałam niepewnie.
- Hmm..., a Twoi rodzice? Byli tu już kiedyś? - zapytał siwobrody.
- Yyy... nie wiem.
- Ups... przepraszam. Nie wiedziałem. - odparł zmieszany staruszek.
Potem na chwilę zniknął mi z oczu i wrócił z paroma pudełkami z różdżkami.
- Korzeń białej róży łza Testrala 12 i pół cala. - powiedział wręczając mi białą smukłą różdżkę. - Machnij.
Wykonałam polecenie. Nic się nie stało, a ja czułam tylko lekkie mrowienie w dłoni.
- Wygląda na to, że to ta. Nizwykłe, nietypowe. Do tego ten niezwykły rdzeń. Jest tylko kilka takich. - powiedział z uznaniem.
Wręczyłam mu pieniądze i wyszłam. Została tylko księgarnia.
Miałam już większość książek. Zostało jeszcze pare, ale to już wyższa półka. Dosłownie.
Stałam jak głupia pod regałem z zadartą głową i myślałam jakby tu zdjąć te książki. Gdybym ściągnęła je swoją "mocą" zaraz wzbudziłabym sęsacje.
W tym momencie na pomoc przychodzi mi czyjaś ręka.
- Dziękuję. - powiedziałam odbierając potrzebne mi książki.
Chłopak, który mi je podał był o głowę wyższy. Twarz szatyna znaczyły dwie blizny. To wilkołak. Od razu to wiedziałam.
Jego brązowe tęczówki przez cały czas były wpatrzone w moją twarz. Mam nadzieję, że mnie nie rozpoznał.
- Też idziesz na pierwszy rok? - zapytał. W odpowiedzi tylko pokiwałam głową. - Nazywam się Remus Lupin. - wyciągnął do mnie lekko trzęsącą się rękę.
Chyba się denerwuje. Kurcze, tylko tego nie zepsuj Lilianno.
- Anabelle Moon. - odpowiedziałam ściskając delikatnie jego rękę.
Razem z Remusem pokręciliśmy się po Pokątnej. Było popołudniu kiedy się rozstaliśmy. Bardzo go polubiłam. Oby dwoje uwielbiamy czytać książki. Na pewewno się zaprzyjaźnimy.
*Magia Czasu*
Dziś 1 września. Muszę opuścić las, który był moim domem. Muszę opóścić zaprzyjaźnionego centaura.
- Poradzisz sobie. Wiem to. - powiedział przytulając mnie.
- Dziękuję. - odpowiedziałam. - W razie gdyby coś się stało... weź to. - szepnęłam i wyjęłam szklany flakonik do którego skapnęła moja łza. Momentalnie naczynie pokryło się kryształową powłoką.
- Ale przecież Twoje łzy... one są... to... to największy dar zaraz po Twojej krwi!
- Wiem. Zasłużyłeś. Byłeś mi wierny przez te 11 lat. Nie mogę Cię teraz zostawić bez niczego, co mogłoby zapewć Ci bezpieczeństwa. - odpowiedziałam wręczając mu flakonik.
Trochę zajęło zanim go przyjął. Mam 3 minuty do objazdu pociągu. Pora ruszać.
Peron był strasznie zatłoczony. Do pociągu biegli ostatni spóźnialscy a za nimi ich rodzice. Ja też ruszyłam ich śladem. Szłam przez pociąg w poszukiwaniu wolnego przedziału. Wkońcu go znalazłam. Wyjęłam książkę i zaczęłam ją czytać. Niestety niedługo mogłam się cieszyć ciszą i spokojem.
Do mojego przedziału weszło czterech chłopaków, w tym Remus.
- Możemy? - zapytał.
- Jasne. - odpowiedziałam.
Zanim Remus zdołał zrobić jakikolwiek krok, jakiś chłopak z kruczoczarnymi, przydługimi włosami opadł na kanapę obok mnie.
- Sir Syriusz Black do usług księżniczki. - uśmiechnął się łobuzersko.
- Wybacz mi jego zachowanie An. - powiedział Remus siadając na przeciwko mnie.
- To Wy się znacie? - zapytał zdziwiony Syriusz.
- Tak. - odpowiedział nawet na niego nie patrząc. - Ten brunet w okularach to James Potter, a ten co przez cały czas się objada to Peter Pettigrew.
- A czy można wiedzieć, jakie jest Twoje imię piękna damo? - zapytał Syriusz szczypiąc mnie lekko w bok. Przyzaję, nie podobało mi się to.
- Anabelle Moon...
- Imię masz równie piękne jak Twoje oczy. - powiedział ciemnowłosy całując moją rękę. Tego było już za wiele. Denerwowało mnie jego zachowanie.
Zabrałam książkę i wyszłam z przedziału. Prechadzałam się chwilę obok przedziałów wypełnionych uczniami. Wkońcu trafiłam na ten, w którym siedział jakiś czarnowłosy chłopak z książką.
- Cześć. Wszędzie straszny tłok. Mogłabym tu usiąśc? - zapytałam uchylając drzwi.
- Cześć, jasne. - odpowiedział odrywając wzrok od książki. - Nazywm się Severus Snape, a Ty?
- Anabelle Moon. - uśmiechnęłam się.
Severus okazał się być bardzo miłym chłopakiem. Całą drogę do Hogwartu spędziliśmy rozmawiając o ulubionych autorach i książkach. Dowiedziałam się, że Severus chce trafić do domu Salazara. Ja nie wiem, gdzie chciałabym zostać przydzielona. Mam przecież cechy każdego z tych domów. Wiem, że Tiara na pewno zoriętuje się kim jestem.
Wkońcu dotarliśmy do Hogwartu. Hagrid zawołał pierwszorocznych do łódek. Zamek był taki jak go zapamiętałam.
Szkoda, że nie spotkam w nim już moich dawnych przyjaciół. Tak wiele bym oddała, żeby choć przez chwilę z nimi porozmawiać.
Już kiedy wprowadzono nas do zamku Minewra opowiadała o każdym z domów. Nie musiałam tego słuchać, bo przecież osobiście znałam każdego z założycieli.
Wprowadzono nas do Wielkiej Sali. Tiara odśpiewała swoją pieśń, a Minewra wywoływała kolejnych pierwszorocznych. Remus i jego koledzy trafili do Gryffindoru, a Severus do Slytherinu. Teraz pora na mnie. Usiadłam na stołku, a Tiara opadła na moją głowę.
- Ahh... Ty przecież jesteś...
- Tak. Nikomu ani słowa. Udawaj, że jestem zwykłą pierwszoroczną uczennicą. - pomyślałam przerywając jej.
- To wielki zaszczyt. - szepnęła. - Do jakiego domu chciałabyś trafić, pani?
Po chwili namysłu i ku pamięci mojego najlepszego przyjaciela, który tak jak pozostali oddał mi miano swego dziedzica, ale ze swej głupoty przedwcześnie odszedł ode mnie, pomyślałam nazwę jego domu.
Tiara bez namysłu ją wykrzyczała.

Futerkowa Miłość - czyli Siedmioimienna i Remulus LupinWo Geschichten leben. Entdecke jetzt