Tylko wąski lasek dzielił mnie od domu.Zapadała już ciemna noc.Nagle zza krzaków wyskoczył mały wilczek,był wyraźnie przestraszony.Zaczął biegać wokół mnie cicho skomląc.Pochyliłem łeb by oglądnąć z bliska poczynania wilczego młokosa.W krzakach zobaczyłem ruch,widocznie mały też coś zauważył bo zatrzymał się o popatrzył w stronę krzaków.W tyn samym momencie wilczek lekko ugryzł mnie w nogę.
-E młody to boli!
Wilczątko popatrzyło się na mnie
-Ojn tju jest ujcjeciać szjybjo.
Nie minęła sekunda gdy naszym oczą ukazał się naprawdę potężne wilczysko. Wilczek wydał głos przypominający ciche jęknięcie i schował się za moją nogą.Wilczysko warknęło przeciągle,złapałem lekko zębami malucha i ruszyłem dzikim galopem.Gonił nas.Nagle drogę zagrodziły nam trzy nieco mniejsze od tamtego wilczyska za to do nas domyślając się po wydanym przez młokosa głosu dołączyła jego wilcza matka gdy zaatakował jeden z wilków ,rzuciła się na niego powaliła na ziemie, uciekł skamląc i jęcząc.Widząc to wspólnie zajęliśmy się ostatnimi dwoma zaś wilczka ukryłem niedaleko w liściach.Został tylko ten największy,ostatni.Dzielna matka ruszyła na niego pierwsza,on zaatakował pierwszy powalił ją lecz ona w przeciwieństwie do innych nie uciekła za to zadała przeciwnikowi cios,nie zrażony dalej z zakrwawionym pyskiem atakował,gdy skończyła się cała szamotanina wielki wilk leżał zmęczony na ziemi zaś wilczyca leżała ale już nie oddychała,wilczek zaskamlał smutno, wygrzebał się z liści i podbiegł do mamy polizał ją po pysku znowu zaskamlał i położył się przy niej.Byłem bezradny patrzyłem smutno na tych dwóch wziąłem lekko zębami wilczyce.Niedaleko był rów, włożyłem ją do niej i tym co było w pobliżu zakopałem rów, głównie ziemią.Wilczek leżał mi na grzbiecie patrząc na prowizoryczny grób swojej mamy odwróciłem się i ruszyłem w stronę wyjścia z lasu.Zatrzymałem się na łące.Chata
Halta była niedaleko. Popatrzyłem w górę,gwiazdy z księżycem świeciły jasno.Wilczek spał na moim grzbiecie, jeszcze nie wiedziałem co z nim zrobię, zresztą pomyśle jak już dojdę na nodze miałem ślady pazurów lecz na szczęście nie były one głębokie.Były to raczej zadrapania.Ruszyłem do przodu stępem,wysoka trawa lekko muskała moją sierść a gwiazdy oświecały mi droge. Ujżałem mój dom z bliska.Właśnie w pokoju który był przeznaczony dla ucznia zgasło światło,otworzyły się drzwi.Halt wyszedł i usiadł na ganku.Miał taką samą minę jak wtedy gdy galopem pędziłem do Starego Boba.Czułem się teraz jakbym dopiero co opuścuł to miejsce.Tak bardzo tęskniłem za tym zwiadowcą.Zarżałem cicho Halt odwrócił się w moją stronę minę miał zamyśloną i smutną dopiero gdy mnie zobaczył popatrzył się na mnie jakbym był przybyszem zza światów.👍👍👍👍😀😀😀😀
CZYTASZ
Zwiadowcy Oczami Koni
FanfictionTa książka została stworzona przez moją pasje.Kocham konie i zawsze zastanawiałam się podczas czytania "Zwiadowców"co one czują,myślą i mówią do siebie nawzajem.Więc zapraszam do czytania.Jest to moja wersja zwiadowców według zwiadowczych koników. M...