Część VII

235 29 7
                                    

 Kwatera główna SOC, mieszcząca się w Cytadeli, przypominała rojowisko rozwścieczonych szerszeni. Wszyscy żyli jednym wydarzeniem – aresztowaniem całej załogi Normandii z wyjątkiem egzekutorki asari, która walczyła o życie w miejscowej klinice. Co prawda, znalazła się tam w wyniku szturmu Shepard i jej podkomendnych, niemniej jednak oczywiste było, że jeśli próbowaliby przewieźć ją do kwatery, jej życie byłoby poważnie zagrożone. Póki co, musiała być pod ciągłą obserwacją, zarówno lekarzy, jak i żołnierzy.
Najwięcej osób tłoczyło się w pomieszczeniu obserwacyjnym jednej z sali przesłuchań. Wszyscy chcieli być świadkami rozmowy najmłodszego oficera SOC z legendarną Alice Shepard, oskarżoną o szereg wykroczeń, manipulacji, morderstwo niemal całej rasy, przemoc na cywilach oraz funkcjonariuszu Cytadeli podczas szturmu na nią... oraz zdradę. Wszyscy wiedzieli, jaki los czeka dawną bohaterkę, choć nie wszyscy się z tym zgadzali.
- Milczenie nie pomaga Pani sprawie... Ani sprawie załogi Normandii... - Powiedział mężczyzna po drugiej stronie lustra do kobiety siedzącej naprzeciwko niego. Pojedynczy snop rażącego światła padał na nich oraz biały stół, przy którym siedzieli. Resztę pomieszczenia stanowiły szare ściany i lustro weneckie, za którym stał tłum słuchaczy.
Wiedział, że stąpa po cienkim lodzie. Kto jak kto, ale Shepard wiele była w stanie zrobić dla swoich... podkomendnych? przyjaciół? W każdym razie on na własnej skórze się o tym przekonał, o czym świadczył trwający do tej pory, niewielki choć irytujący ból głowy spowodowany uderzeniem kolbą pistoletu.
Zerknęła na niego, choć trwało to zaledwie ułamek sekundy, po czym powróciła do poprzedniego stanu. Jej twarz nic nie wyrażała. Zdał sobie sprawę, że bezwiednie wstrzymał oddech. Niech ją szlag. Nawet teraz, gdy siedziała nieruchomo jak kamienny posąg, nie odzywając się nawet słowem, nawet po tym jak ośmieszyła go na oczach podwładnych, nawet gdy ma odpowiedzieć za zdradę i zbrodnie... Podziwiał ją. I nie chciał by spełnił się najgorszy możliwy scenariusz, który miałby położyć kres nie jej karierze lecz życiu. Siły polityczne naciskały tak bardzo, że jeśli Shepard nie zacznie współpracować, zapłaci najwyższą cenę.
Szkoda tylko, że była tak... Obojętna? Zrezygnowana?
Westchnął.
- Co się wydarzyło w ciągu ostatnich miesięcy? Dni? Czy zagrożenie było prawdziwe?
Skrzywił się, gdy wciąż nie reagowała. Patrzyła jedynie na stół wzrokiem pustym, wyzutym z emocji czy nawet wyrazu świadomości.
To się nie może tak skończyć.. Powiedz coś!
Poprawił się na krześle i wyprostował. Poczuł, jak przeskakują mu kręgi odcinka lędźwiowo-krzyżowego, zmęczone długim siedzeniem w jednej pozycji. I to nie był pierwszy raz... Prób wyciągnięcia czegokolwiek od żołnierza, skłonienia do współpracy było wiele. Z mizernym skutkiem. W sumie to zerowym. Jedyne, co było w stanie wyrwać ją na chwilę z tego transu było wspomnienie jej załogi, choć usilnie chciała to ukryć. Oficer wolałby tego uniknąć, ale dobrze, czas zrobić użytek z tej wiedzy.
- Pani załoga czeka na proces..
Szukał reakcji... Minimalnego ruchu mięśni, wstrzymanego oddechu, czegokolwiek. Nie znalazł nic.
- Atak na funkcjonariuszy Cytadeli odbierany jest jako zdrada, a za nią płaci się życiem. Czy naprawdę tego Pani chce?
Wciąż nic. Zacisnął zęby, sfrustrowany. Nie mógł już tego znieść. Czas na plan B, który kłócił się z wszelkimi zasadami moralnymi, jakie znał.
- A co jeśli za współpracę zaoferuję bezpieczeństwo załogi? Czysta karta. Odejdą wolno, tłumaczeni wykonywaniem rozkazów. Oczywiście to automatycznie obciąży tego, który wydawał te rozkazy...
Zawiesił głos. Wiedział że nie musiał nic więcej dodawać. Szach, exWidmo... Tajemnica której nie chcesz tak wyjawić czy życie przyjaciół?
Shepard w końcu podniosła wzrok. Jej spojrzenie wciąż było jałowe, należące do osoby która już uważa się za martwą, zużytą. Która nie oczekuje od życia już nic dobrego.
Ileż jest w ty smutnej prawdy... - pomyślał, przepełniony dziwnym smutkiem i poczuciem winy, które za wszelką cenę chciał od siebie odepchnąć. W końcu takie otrzymał rozkazy. Wydobyć z niej wszystko, za wszelką cenę. Obiecywać, kłamać... Wszelkie chwyty dozwolone. Tylko dlaczego tym razem przepełniło go takie poczucie obrzydzenia do samego siebie?
Wzdrygnął się mimowolnie. Nie chciałby być przy tym, gdy Shepard dowie się, że tylko blefował... Że życie jej załogi jest już przesądzone i musiałby stać się koniec świata, aby cokolwiek to zmieniło.
- Nareszcie.
Znaczenie słowa, wypowiedzianego ochrypłym, gardłowym głosem, dotarło do niego dopiero po kilku sekundach i pozostawiło gorzki posmak na języku.
- Czekała pani na to.
Posłała mu zmęczony uśmiech, jakby czekanie na tę chwilę wyzuło z niej wszelką energię. Nie było w tym tryumfu, radości, nawet ulgi. Było tylko... znużenie. Był to smutny widok.
- Zgadzam się na pańskie warunki, oficerze. – Pochyliła się lekko, patrząc wprost w oczy mężczyzny, zupełnie jakby sięgała dalej, w jego myśli. Siedział zupełnie nieruchomo, nie dając wyrazu sprzecznym emocjom, które nim targały. - Powiem wam wszystko. Wszystko, od momentu mojej śmierci. Może wtedy zrozumiecie, że Żniwiarze to prawdziwe zagrożenie, na które musimy się przygotować. Przez ostatnie miesiące zbieraliśmy wszelkie informacje, nagrania z bitew, analizy ich tkanek... Wszystko, co tylko mogłoby nam pomóc w zniszczeniu zagrożenia. Wszystko, co dałoby nam jakąkolwiek szansę na przetrwanie.
Udało mu się. Wreszcie otrzyma od niego tego, co wszyscy chcą usłyszeć, bez czego proces nie mógłby mieć miejsca. Doskonale zdawał sobie sprawę, co będzie dalej. Wyciągną z niej wszystkie interesujące ich informacje, a następnie, gdy już nie będzie potrzebna, zniszczą ją. Była zbyt kontrowersyjną postacią, by mogła istnieć. A poza tym... Było tyle zbrodni i trudnych decyzji, za które ktoś musiał ponieść odpowiedzialność. A któż będzie lepszym kandydatem niż bohater strącony z piedestału?
Gdyby mógł, splunąłby na to wszystko.
- Zrobię nawet więcej – kontynuowała Shepard spokojnym, szorstkim gdyż długo nie używanym głosem. – Zdejmę z pana odpowiedzialność za bezpieczeństwo mojej załogi.
Oficer zmarszczył brwi, nie rozumiejąc do czego zmierza ex Widmo.
- Wszystkie informacje wydobyte z bazy Żniwiarzy, z której uciekliśmy tuż przed przybyciem tutaj, zostały zakodowane i znajdują się w systemie Normandii. Aby je odczytać, potrzebne będą hasła dostępu, których fragmenty znają tylko i wyłącznie członkowie mojej załogi. Wszyscy, bez wyjątku. Podadzą je nie wcześniej niż przed uniewinnieniem i znalezieniem się w bezpiecznych miejscach.
Mężczyzna, w miarę jak Shepard kontynuowała swoją wypowiedź, coraz szerzej otwierał oczy i coraz mocniej zaciskał dłonie, które nie wiedział kiedy bezwiednie zacisnął w pięści.
- Asari? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Odchyliła się na krześle, nie spuszczając z niego przenikliwego spojrzenia. Nic nie można było wyczytać z jej twarzy.
- Powiedzmy, że musicie się postarać, żeby powróciła do zdrowia...
Zapadła absolutna cisza, również w pomieszczeniu obserwatorskim, którego atmosfera składała się przede wszystkim z mieszaniny wściekłości i podziwu.
- Skąd wiedziałaś? – zapytał w końcu oficer głuchym tonem, zapominając o formalnościach.
Przez chwilę nie mówiła nic, jakby szukając odpowiedzi. W końcu lekko wzruszyła ramionami i spuściła wzrok na blat stołu, wpatrując się w jeden punkt.
- Po prostu znam naturę ludzką. Niestety...
Z jakiegoś powodu to, co powiedziała kobieta ukłuło boleśnie młodego oficera, stało się cierniem, której nie mógł się pozbyć ani teraz ani przez wiele kolejnych lat. Tylko jeszcze o tym nie wiedział...
Teraz? Myślał że rozdaje karty, tymczasem to Alice Shepard przez cały czas miała kontrolę. Pokręcił powoli głową. Szach mat oficerze.
Gdy wychodził, zadbał o to by nikt nie widział cienia uśmiechu igrającego na jego wargach.

~

- Shepard.. Alice - jego głos zmiękł. - Nie rób tego.. Wytłumacz mi, muszę wiedzieć...
- czy nie oszalałam? Czy tylko zdradziłam ? - czuła gorycz tych słów, ból i rozczarowanie. Przez cały czas ktoś, kto twierdził że ją kocha nie wierzył w jej intencje. Zawiodła się. Ponownie.
Kaidan przestapil z nogi na nogę, starannie dobierając słowa.
- To nie jest fair... Jak miałem zareagować? Po takim czasie? Tak nagle?
- A później? Nie chciałeś ryzykować kariery kontaktując się ze mną, marionetką Cerberusa?
Opadła na krzesło, czując się nagle bardzo, ale to bardzo zmęczona. Oparła się łokciem o stół i przełożyła dłoń do czoła, jakby w nagłym ataku migreny. Krótkie włosy, ścięte przed kilkoma godzinami, przykryły jej policzki. Przynajmniej nie były już pozlepiane krwią. - Kaidan... - właściwie wyszeptała - Po co właściwie tu przyszedłeś?
- Alice.. - wychrypiał - Żałuję tego co się stało, żałuję że się do ciebie nie przyłączyłem... Bogowie, tak bardzo żałuję.. - jego głos załamał się pod ciężarem emocji i poczucia winy.
Czekała, zmagając się z własnymi emocjami. Czuła, jakby rozgrywająca się scena nie dotyczyła jej, jakby była zaledwie obserwatorem. Tylko czemu tak bolało? Minęło już tyle czasu, myślała że się pogodziła z tym co się stało, z obecnym stanem rzeczy. Tym bardziej że teraz nie miało to wszystko żadnego znaczenia. Jej los jest pewnie przesądzony.
- Alice.. Czy my.. Czy ty mogłabyś mi wybaczyć? Czy ty mnie jeszcze kochasz?
Tak. Oczywiście że tak. Jakąś nielogiczną, absurdalna miłością. Tak, Kaidan, kocham cię... Pomimo wszystko. Być może potrafię Ci wybaczyć, tylko... po co? Wszystko i tak się kończy. Moja misja, moja kariera, być może nawet moje życie... nasz świat, całe galaktyki. Ale skąd mógłbyś to wiedzieć?
- Nie.
Jedno słowo, które ma tak wielką moc by zatrzymać szalejące serca. By zdeptać nadzieję.
Kobieta nie podniosła wzroku. Nie miała na tyle odwagi, by spojrzeć jak bardzo zraniła ukochanego mężczyznę. Bała się że nie zniesie tego i egoistycznie wyzna swoje uczucia albo że sam wyczyta wszystko w jej oczach. Gdy usłyszała trzaśnięcie drzwi, prawie poczuła ulgę. Prawie. Gdyby nie ten ból rozrywający jej klatkę piersiową od środka. Gdyby nie obrzydliwa gula w gardle, która dusiła ją i wyciskała łzy z oczu. Tylko, że Shepard walczyła z łzami, uporczywie wpatrując się w jeden punkt na idealnie oświetlonym stole. Cała jej uwaga zredukowała się do jednego zadrapania na prawie idealnym, śnieżnobiałym blacie.
Tak bardzo chciała, żeby wszystko się skończyło. Wszystko jedno jak, ważne aby tylko mogła pogrążyć się w nicości... Tej metaforycznej czy dosłownej, nie miało to najmniejszego znaczenia.
Czuła, jakby wraz z Kaidanem utraciła cząstkę siebie. Jakby już teraz połowicznie umarła. Jej plany, jej marzenia.... Nic, ziejąca pustka. Wszystko utraciło znaczenie, obrazy stały się manifestacją szarości. Złudzeniami. Zupełnie jakby już teraz zapadała w wieczny sen, pełen... Ulgi. Spokoju. Bez wojen, polityki, krwi, walki o życie swoje i innych, bez niewdzięczności i niesprawiedliwości, pozorów, kłamstw, złamanych serc... i całego tego syfu. Bo przecież ludzie nie mogą być szczęśliwi...
Jeszcze nie teraz.
Jeszcze jedno, najważniejsze zadanie. Później...
Później? Nie bądź naiwna, Shepard...
Później... po prostu nie budźcie mnie.
Czy nie zrobiłam już wystarczająco wiele?

[Mass Effect] Heroes die alone ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz