Jokerowi rzadko kiedy doskwierała samotność. W zasadzie nie wiedział, w którym momencie zaczęło mu zależeć na kontaktach z innymi. Czy było to już wtedy, gdy Shepard objęła dowodzenie i zbierała wokół siebie równie dziwnych, co lojalnych towarzyszy? Czy może wtedy, gdy sprawdzili się w ogniu walki i kryzysowych sytuacjach? Czy może dopiero wtedy, gdy... stracili to wszystko?
Przez niego.
Przez jego głupie ideały, które zmusiły Shepard do wrócenia po niego, zamiast się ratować?
Nie lubił rozgrzebywać starych ran i rozmyślać o przeszłości. Nic to nie dawało, a tylko przeszkadzało skupiać się na tym, co tu i teraz. Niemniej... Nie wybaczył sobie do dziś.
I nie przez wyrzuty sumienia przyłączył się do Alice. Po prostu wiedział, że tylko pod jej dowództwem może pokazać jakim był zajebistym pilotem. Tak, właśnie, zajebistym. Najlepszym.
Również nie dla ulepszeń nóg, które zafundował mu Cerberus. Choć fakt, jego życie stało się trochę prostsze odkąd nie łamie sobie nóg przy każdym kroku.
Poza tym wiedział, co to lojalność.
W przeciwieństwie do osoby, której spojrzenie czuł na sobie przez dłuższą chwilę, a teraz zmierzała w jego stronę.
- Wszyscy z wyjątkiem tej Egzekutorki odlecieli – powiedział nadchodzący bez żadnego wstępu. Był wyraźnie zdenerwowany, przypominał ładunek przed detonacją. - Na co ona czeka?
- Właśnie na nią – odparł Jeff spokojnie.
- A co, jeśli nie obudzi się przed procesem? Albo... wcale? Wiecie, ile zależy od-
- Nie ma żadnego hasła, Alenko – warknął Joker. W każdym dalszym jego słowie czuć było gorycz. - Ona ma pełny dostęp. I ja również, myślisz że kto zhakował ich pieprzone komputery? Myślisz, że Shepard by ryzykowała, że świat nie obroni się przed Żniwiarzami gdyby komuś z nas stała się krzywda? Albo jej? Wiedziała, że nie będzie mogła się z nikim kontaktować, części tego niby hasła są jedynie sygnałem ilu z nas jest bezpiecznych. Myślałem, że znasz ją lepiej. - Pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Więc to wszystko... Blef? Wiecie, co się stanie, gdy to się wyda? Kolejna rzecz która Alice będzie obciążona! Jak mogliście na to pozwolić?
Jeff nie potrafił udzielić odpowiedzi na to pytanie. No właśnie, jak mogli na to pozwolić?
- Jej los... - zaczął niepewnie.
- Wiem, co chcesz powiedzieć. I gówno prawda, Joker. Nic nie jest przesądzone.
- Mam nadzieję, że masz rację... - Już miał się oddalić, gdy nagle sobie coś przypomniał. Wyjął z przedniej kieszeni kurtki datapad i wyciągnął do Kaidana. - Jeszcze jedno. EDI znalazła to, wiszące w pamięci podręcznej systemu. - Miało być wysłane do ciebie... Ale za późno to zauważyliśmy. Nic jej nie mówiliśmy... Bo jakie to miało znaczenie? I tak powinniśmy tam zginąć.
Kaidan przez chwilę patrzył na małe urządzenie, nieruchomo jak posąg. W końcu z wahaniem wziął je od Jokera. Ten postanowił nie czekać. Nie chciał być świadkiem momentu, w którym mężczyzna zapozna się z treścią wiadomości. To... nie będzie przyjemny widok.
~
Na mocy jednomyślnego wyroku członków Rady Przymierza oraz przysięgłych, uznajemy Komandor Alice Shepard za winną wszystkich zarzucanych jej czynów.
Winną?
WINNĄ? Stwórco, wszyscy bogowie, ktokolwiek... Nie róbcie tego.
Reszta wypowiedzi Wielkiego Przewodniczącego docierała do umysłu Kaidana jakby przez wodę, przedzierając się przez sztorm oszołomienia i negacji.
Skazana zostanie pozbawiona wszelkich tytułów, stopnia wojskowego, zaś Normandia zostanie włączona do Floty Przymierza, gdzie jej należne miejsce.
Po tym wszystkim co zrobiła? Czy jest na tym świecie jakąkolwiek sprawiedliwość?
Spojrzał na Alice. Stała idealnie wyprostowana, z rękami wzdłuż ciała, prawie na baczność. Jej twarz była nieprzeniknioną maską, jedyne co można było z niej wyczytać to... akceptacja, być może nawet obojętność. Oczywiście, że przewidziała taki wyrok, ale nawet jeśli to czy na to można się przygotować?
Przypomniał sobie jej słowa: „Zmieszają mnie z błotem, rozdrapią stare rany". Alice... Czemu nie mogłaś choć raz się mylić?
Skazana ma obowiązek oddać wszystkie dane zgromadzone podczas jej dezercji, z naciskiem na wydarzenia ostatniego miesiąca. Ponieważ nie chce wyjawić ów danych, jesteśmy zmuszeni uznać zagrożenie któremu rzekomo zapobiegała za nieistniejące a co za tym idzie, okoliczności łagodzące niewystarczające.
W świetle powyższego, niniejszym Alice Shepard zostaje skazana na śmierć.
Nie! Nienienieneienie to nie może być prawda!
Pieprzone Przymierze! Pozwolono przeprowadzić ten proces, nie mieszając do tego innych ras. Swój osądza swego, choć wszyscy patrzą mu na ręce. Tak chcą udowodnić, że potrafią by sprawiedliwi i wymierzyć najwyższą karę członkowi swojego gatunku. Ludzie... Zawsze chcą się dobrze prezentować.
Wyrok zostanie wykonany z dwuletnim odroczeniem. Jeśli podczas tego czasu rzekome zagrożenie zostanie uznane za wiarygodne, będzie mógł zostać uchylony bądź-
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem.
- Wysoka Rado! - zagrzmiał chrapliwy, niski głos należący do szaroskórego turianina, który kroczył właśnie przez sam środek sali wymachując czymś, co wyglądało jak mini-dysk. – Mam dowody, które...
- Garrus! – warknęła ostrzegawczo Alice, zrywając się z miejsca.
- Kim jest ten turianin? – krzyknął Przewodniczący Rady, mierząc palcem w intruza.
Ten obrócił się w stronę Shepard, chwilowo ignorując mężczyznę.
- Ten jeden raz ci to powiem... - Posłał jej krzywy uśmiech. - Zamknij się, Shepard. Asari się obudziła, koniec przedstawienia. Wystarczy tego bohaterstwa.
- Skąd...?
- Joker.
- Ochrona! Natychmiast proszę go wyprowadzić! – grzmiał dalej Przewodniczący.
Garrus w końcu skierował się w jego stronę.
- To nie będzie konieczne. Mam tu bezpośredni zapis ataku na bazę Zbieraczy.
Sala zaszemrała i zafalowała, świadkowie procesu pochylili się do przodu z niepokojem, nie chcąc uronić nic z toczącej się sceny. Wszyscy, absolutnie wszyscy czuli, jak bardzo ważne jest to, co miało się wydarzyć. Nawet Rada. Dlatego zamiast wydać rozkaz aresztowania, odwołali ochronę i dopuścili materiał dowodowy do sprawy.
Miał to być koniec spekulacji i niedowierzania. Mieli ujrzeć swojego wroga, którego obecność tak długo wypierali...
Kaidan bezwiednie zacisnął pięści. Miał zobaczyć, jakie piekło przetrwała Alice. Co stało za tym, że stracił ją bezpowrotnie.
Przez jakiś czas nie działo się nic, obraz był niewyraźny, pełen zakłóceń.
A potem... Potem wszyscy zobaczyli bazę Zbieraczy w całej jej straszliwej i zaawansowanej technologicznie okazałości, gdy Shepard testowała kamerę w swoim hełmie, jeszcze na pokładzie Normandii zblizającej się do celu. Trwało to zaledwie chwilę, jednak wystarczyło, by zgromadzeni wydali z siebie głośne westchnienie i pełne strachu szepty.
Obraz urwał się i przez długą chwilę widać było tylko czerń. I jeszcze więcej zakłóceń.
I wtedy, bez żadnego ostrzeżenia, zobaczyli grupę żołnierzy, którzy walczą o życie przeciwko miażdżącej przewadze przeciwnika, zobaczyli jak giną niektórzy z nich i jak krwawią i cierpią ci, którzy pozostali przy życiu. I jak niestrudzenie prą naprzód.
Zobaczyli swoich wrogów. Ich wygląd, ich liczbę, bezwzględność i brutalność. Zobaczyli pole bitwy, jakie oddział Shepard zostawia za sobą. Zgliszcza i trupy.
Przez cały ten czas Alenko ze ściśniętym gardłem patrzył na ekran, nie mogąc odwrócić wzroku. Dopiero teraz mu się to udało i przeniósł pełne obaw spojrzenie na Alice.
Ta odwróciła wzrok, z trudem łapiąc oddech. Była nienaturalnie blada a w jej oczach czaiło się przerażenie i ból.
Jej koszmar powrócił.
Tak bardzo chciał do niej podbiec...
Nieustannie słychać było raporty i ostrzeżenia załogi, rozkazy Komandor, krzyki i przekleństwa, lecz to nagły huk poderwał z miejsc świadków i urwał transmisję, która składała się wyłącznie z szumów, wibrujących odgłosów eksplozji i świstu kul.
Wszyscy usłyszeli okrzyk bólu, spazmatyczny oddech, a na końcu urywany, zniekształcony i poszatkowany szumem transmisji głos ".... musisz –szzzzzz- Jeśli się poddasz, to będzie koniec wszystkiego..." SZZZZZZZ
A potem kobiecy, pełen rozpaczy, ledwie słyszalny w całym chaosie:
„Thane, nie możesz-SZZZZZ- Ja już... nie dam rady."
„Siha... -SZZZZZ- oczekiwał...po drugiej stronie morza..."
Kolejny wybuch, kolejny wstrząs, kolejny krzyk... i szloch. Tak wyraźny, tak... nie na miejscu pośrodku wszystkich tego całego chaosu i zniszczenia.
Słuchacze, siedzący na Sali wstrzymali oddechy. Orzechowe spojrzenie wciąż obserwowało Shepard. Pozostali wpatrywali się intensywnie w ekran, jakby siłą woli chcieli sprawić, że coś się na nim pojawi. Na próżno. Jedyne, co dało się rozpoznać z transmisji to dźwięk - kakofonia walki, odbijająca się echem od ścian sali, gdy nagle rozbrzmiał chrapliwy szept, którego nie można było zrozumieć w większości... oprócz jednego zdania, które teraz rozbrzmiało wyraźnie wśród martwej ciszy sali obrad:
„Kalahiro, pani nieprzeniknionych głębin proszę cię o wybaczenie..."
- Zatrzymajcie to! – rozbrzmiał nagle rozpaczliwy głos, którego Kaidan prawie nie rozpoznał.
Obecni zostali jakby wyrwani z przerażającego transu, z którego nie potrafili się uwolnić. Dopiero teraz przenieśli szeroko rozwarte oczy na źródło głosu.
Zobaczyli łzy spływające po policzkach legendy, która choć tyle razy upadała, zawsze się podnosiła.
Tyle, że tym razem po raz pierwszy wstała jako ... człowiek.
Człowiek, który również krwawi i cierpi. I poświęca się dla nich, dla tych którzy właśnie ją skazali na śmierć.
Update:
Kochani, jeśli ktoś nie ma ochoty rozstawać się z Alice Shepard, zapraszam do one-shota "Alone".
Pozdrawiam,
Aurelie
CZYTASZ
[Mass Effect] Heroes die alone ✔︎
Fanfiction"Służ i umieraj, powstań z martwych by służyć i umieraj służąc. Ponownie... " Jeżeli coś jest w stanie wstrząsnąć człowiekiem, nawet najbardziej zahartowanym, to jest tym... własna śmierć. Alice Shepard - bohaterka o stalowych nerwach i niezachwiane...