Rozdział jedenasty

1.1K 130 24
                                    

Przegraliśmy.

To jedno słowo odbijało się niczym echo w mojej głowie, za każdym razem zadając coraz większy ból. Przecież już tak długo broniłam Paryża, za każdym razem wychodziłam zwycięsko z potyczek, nigdy nie zawiodłam. Miałam bronić ludzi, ratować ich i stawiać to zawsze ponad wszystko! Zapomniawszy o tym, skazałam mieszkańców miast na rządy Władcy Ciem, gdyż nagięłam reguły, idąc na te przyjęcie i oddalając się od mojego Kwami. A to wszystko przez to, że zostawiłam tę durną torebkę! Chwila... Rzuciłam spojrzenie w kierunku stolika na jaki spadliśmy z Kotem. Nie mogłam odwrócić w tamtym kierunku głowy, jednak to co dostrzegłam zupełnie wystarczyło, żeby stwierdzić na pewno, iż właśnie w owym miejscu wcześniej rozmawiałam z przyjacielem. Przyjacielem, który leżał teraz na skraju śmierci, otoczony aureolą krwi, bez ruchu. .. Jednak oprócz tego drastycznego widoku obok wywróconego podczas naszego lądowania leżała nasza iskierka nadziei.

Czerwona torebka spadła na posadzkę, otwierając się przy tym, w wyniku czego cała zawartość wypadła na zewnątrz. Błyszczyk, lusterko, chusteczki, telefon, karta do metra, ołówek, kilka kartek oraz...tak, Tikki, udająca breloczek. Jej pełne przerażenia spojrzenie skierowało się na mnie. Jednak skoro już się odnalazłyśmy strach nie miał racji bytu.                                                                           

-Tikki, kropkuj! - wrzasnęłam ile sił w płucach, zupełnie ignorując fakt, że wszyscy zebrani na sali zobaczą moją przemianę, w tym Chloe, której wcześniej zostałam przedstawiona jako Amelia. Chociaż znając jej pustą blond głowę oraz wysoko zadarty nos nie zaprzątała własnej uwagi jakąś dziewczyną, co to wpadła na nią podczas przyjęcia. Nie zdziwiłabym się zbytnio, gdyby przebieg całego spotkania już dawno wyleciał jej z pamięci, a co dopiero wygląd tej wyimaginowanej narzeczonej niejakiego Daquina. Sekundę później stałam w znajomym, lateksowym przebraniu Biedronki, jakiego iskierki Projektanta się nie imały. Najwyraźniej moc kamieni jakie p0osiadaliśmy wraz z blondynem przerastała siłę działania słuch głównego protagonisty.  Z zaskoczeniem zauważyłam, że nadal mam rozpuszczone włosy, obwiązane czerwoną wstążką w miejscu gdzie wcześniej była opaska. Ciemne kosmyki urosły od zeszłego roku, sięgały już nieco za ramiona, zaś grzywka delikatnie opadała na jedno oko.

- To Biedronka i Czarny Kot! Macie ich złapać! - krzyknął złoczyńca, pokazując na nas swoim ogromnym placem, odzianym w rękawiczkę. Wszyscy ludzie natychmiast wykonali jego polecenie, wielu nadal rozpaczając nad swoim tragicznym położeniem. Miałam niewiele czasu, gdyż nawet damy w obcasach, popędzane kolorowymi spiralkami zaległymi w ich ubraniach, osiągały niezłą prędkość, zaś sala nie była na tyle duża, żeby dotarcie do nas stanowiło jakikolwiek problem. Wróciłam do rannego przyjaciela . Miał zamknięte oczy, bladą skórę i płytki oddech. Czerwona plama na obrusie powiększała się z każdą chwilą, zaś metaliczny zapach uderzał mnie w nozdrza, doprowadzając do lekkich zawrotów głowy. Zignorowałam je, wiedząc jak kryzysowa jest sytuacja. Nie mogłam pozwolić sobie na jakikolwiek błąd. 

Dźwignęłam  przyjaciela jedną ręką, czego normalnie bez użycia super mocy nie byłabym w stanie zrobić. Cicho stęknął, jednak był to tak słaby dźwięk, że aż się przeraziłam słysząc go. Zdawał się zwiastować rychłe odejście cierpiącego na drugą stronę. Czułam dłonią kawałki szkła oraz sztućce powbijane w plecy chłopaka. Zapewne nawet leżenie w bezruchu przyprawiało go o okrutne męki, co dopiero najdrobniejsze drgnienie. Mimo to zielonooki złapał rękami moją szyję, żeby ułatwić mi zadanie. Widząc to prawie się popłakałam w głos.  Na jego miejscu zapewne już dawno bym zemdlała z natłoku bólu, a jednak super bohater wykazał się żelazną wolą, nadal w jakiś znikomy sposób kontaktując z rzeczywistością. Nikt inny kogo znałam nie umiałby tak postąpić. Sama myśl, że mogłabym stracić Kota wydawała się wypalać w sercu czarną dziurą. Problemy z Adrienem, uszczypliwości Chloe, ciągła bieganina do jakiej zmuszało podwójne życie, nagle stały się niczym. Nastolatek oparł głowę na moim ramieniu, jakby nie miał sił utrzymywać jej uniesionej. Oczy pozostawały zamknięte, krople szkarłatnej krwi skapywały na posadzkę, tworząc kałuże. Tylko urywany oddech do pary z nienaturalnie szybkim biciem serce świadczył, iż wciąż jest ze mną. Coś czułam, że nie na długo.  Rzuciłam swoim jo-jo. Oplotło jeden z filarów. Po sekundzie lecieliśmy w górę, ledwo uciekając armii przebierańców. Ręka jakiejś kobiety zdążyła nawet musnąć moją kostkę, gdy już szybowaliśmy ku celowi. Wylądowaliśmy na poręczy, obok Projektanta. Ten już sięgał w naszym kierunku ogromną ręką, z grymasem złości zdobiącym jego przemienioną twarz. Ukucnęłam, unikając pochwycenia, po czym skoczyłam za plecy niebieskoskórego. Chwilę zajęło mu ustalenie, gdzie zniknęliśmy, z czego chętnie skorzystałam. Podczas zaklejania wyjść przestępca najwyraźniej nie obejrzał się do tyłu, gdyż tutejsze drzwi nadal pozostały otwarte. Szybko wyszłam jednymi z nich, nawet nie przejmując się cichym zatrzaśnięciem. Sługa WC i tak był zbyt wielki, żeby się tędy przecisnąć, zaś zanim jego ludzie mieliby nas dogonić zamierzałam być już na to gotowa.  Trafiłam na schody. Biegłam w górę, nie oglądając się za siebie i przeskakując po trzy schodki na raz. Nie zatrzymywałam się póki nie dotarłam do końca. Czyli na poddasze.

Oprócz korytarza znajdowało się tam jedno pomieszczenie. Po wystroju domyśliłam się, że to sypialnia dla służby, jedna z tych wyremontowanych po wojnie. Kiedyś sprzątaczki czy kelnerzy często nie mieli własnych mieszkań, dlatego często szefowie placówek takich jak restauracje, hotele czy lokale bankietowe za nieznaczną opłatą pozwalali im nocować w wieloosobowych dormitoriach. W czasach obecnych podobne sypialnie straciły rację bytu, jednak zwykle je remontowano i zostawiano, czy to z powodu braku pomysłu na jakąkolwiek zmianę, ze względu na pamięć okropieństw wojny lub na wszelki wypadek. Pokój miał zielone ściany, wpadające w miętowy, pod ścianami stały staroświeckie łóżka z ciężkimi, mahoniowymi ramami. Białe pierzyny niezwykle przypominały te jakie posiadała moja babcia od strony ojca, mieszkająca na obrzeżach miasta. Choć powietrze w pokoju było duszne, to przynajmniej nie śmierdziało.

Najdelikatniej jak umiałam ułożyłam przyjaciela na jednej z puchowych kołder, rzecz jasna na brzuchu. Na widok poszarpanych pleców, z jakich wystawały kawałki szkła, sporych rozmiarów drzazgi czy nawet noże i widelce, sporej ilości krwi prawie zwymiotowałam, jednocześnie dusząc łzy. Jak mogłam dopuścić żeby do tego doszło? Sprawa wyglądała potwornie. Nawet jeżeli zielonooki miał przeżyć podejrzewałam, iż zostanie kaleką na całe życie lub posiadaczem potwornych, szpecących blizn. Tak czy siak nieodwracalnie go skrzywdziłam.

-Oh, Kocie- wyszeptałam, gładząc go lekko po włosach. Nie wiedziałam czy mnie słyszy.Nie znałam się za bardzo na pierwszej pomocy, zresztą sytuacja chyba nawet wykraczała poza granice owej kategorii, jednak musiałam cokolwiek zrobić.  Usiadłam na łóżku. Uznałam, że najlepszym pomysłem jest wyjęcie odłamków. Raczej nie wszystkich, niektóre wbiły się naprawdę głęboko, a ja miałam do dyspozycji własne dłonie. Ignorując własne odczucia wzięłam się do roboty. Starałam się postępować jak najdelikatniej, zadawać jak najmniej bólu, jednak mimo to co jakiś czas blondyn jęczał lub cicho krzyczał. Z każdą sekundą byłam na siebie coraz bardziej zła, coraz bardziej przerażona stanem Kitty'ego oraz utwierdzona  w przekonaniu, iż nigdy nie chcę zostać lekarzem. Każdy odłamek odkładałam na komodę obok. Ręce lepiły mi się od szkarłatnej cieczy. Zrobiwszy tyle ile mogłam zabrałam z sąsiedniego łóżka prześcieradło po czym porwałam je na pasy, jakimi owinęłam klatkę piersiową chłopaka, żeby uchronić rany przed zakażeniem na tyle ile mogłam. Starałam się dodać przy tym partnerowi jak najmniej cierpienie, lecz okazało się to nad wyraz trudnym zadaniem. W końcu zabieg dobiegł końca. Odetchnęłam z ulgą ocierając pot z czoła.

Ciszę przerwał rumor dobiegający gdzieś zza drzwi. Doskonale wiedziałam co to znaczy.

Zbliżali się.


Miraculum 1- Szklany kwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz