Epilog

1.3K 121 25
                                    

Ciemność.

W mojej pamięci pokazywały się pojedyncze obrazy: bal, Chloe, Gabriel, a potem...nic. Pustka. Ostatnim wspomnieniem był czyjś krzyk, który wydawał się rozbrzmiewać w mojej głowie od nowa i od nowa, jak piosenka. Nie wiedziałem, czy mi się to podoba, czy wręcz przeciwnie. Czułem, że wszystko mnie boli, dłońmi dotykałem czegoś zimnego, zaś w nozdrza wdzierał mi się przyjemny, słodki, kwiatowy zapach.

Otworzyłem oczy, unosząc jednocześnie głowę. Zamrugałem kilka razy, przyzwyczajając wzrok do jasnego światła, zdającego się zbyt przytłaczającym.  Wpierw w oczy rzuciło mi się kilka elementów. Rozpuszczone, potargane blond włosy, biała maska, błękitne oczy. Chwilę zajęło nim stworzyły spójną całość. 

Chloe.

Wglądała jakby zmierzyła się z tornadem, ale to tylko dodawało jej uroku. Wolałem, gdy prezentowała się naturalnie, nawet jeśli oznaczało to zupełnie  nie ogar, niż kiedy stylizowała się na perfekcyjną lalkę Barbie. Jej twarz zastygła w wyrazie przerażenia, z szeroko otwartymi oczami oraz ustami. Policzki zdobiły czarne pręgi, jednak nawet one, w połączeniu z maską, nie przykryły w całości czerwonych jak pomidory policzków. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że leżę na przyjaciółce, przygniatając do posadzki oraz trzymając dłonie po dwóch stronach jej głowy. Zupełnie nic nie rozumiałem, kompletnie zdezorientowany. 

-Co się stało?- zadałem pierwsze nasuwające mi się pytanie. Sytuacja zdawała się zbyt przytłaczająca, żeby samemu skojarzyć fakty. Do tego ten zamęt w głowie, jakby spowodowany obcymi siłami. Wręcz czułem czyjś ślad we własnych myślach, podświadomości i było to okropne uczucie.

Siedemnastolatka przez chwilę wpatrywała się we mnie w milczeniu, jedynie mrugając,  po czym znienacka...przytuliła mnie! Nie żartuję. Zarzuciła mi ręce na ramiona, przyciągnęła do siebie i tak mocno uściskała, iż byłem pewny, że mnie udusi. Praktycznie straciłem dech w płucach. Jednak nie grało to żadnej roli. Tak dawno nie widziałem żeby okazywała emocje, iż tamten monet wydawał się najszczęśliwszy w całym moim dotychczasowym życiu. Delikatny oddech dziewczyny łaskotał mnie w obojczyki, zaś policzek Bourgeois stykał się z moim własnym, zaskakując niezwykłą aksamitnością cery, nareszcie uwolnionej spod ton podkładu. Tylko mi się wydawało, czy rzeczywiści po owym policzku spłynęło kilka słonych łez?  Musiało, w końcu ta dziewczyna o żelaznych nerwach nigdy nie płakała. Po chwili wahania też ją objąłem, jednak choć zrobiłem to najdelikatniej jak umiałem, unikając przy tym zetknięcia palców z gołymi ramionami błękitnookiej z jakiegoś powodu nagle się speszyła, napinając mięśnie, by po chwili mnie odepchnąć. Jej wzrok wydawał się karcący, nawet poniżający, aczkolwiek czerwone niczym truskawki rumieńce mówiły zupełnie co innego.  Warknęła:

-Złaź ze mnie– posłuchałem, wyczuwając jad w jej głosie. Wstałem. Wyciągnąłem do dziewczyny rękę, chcąc pomóc wstać, ale ją odepchnęła, fukając przy tym jak kot. Usiadła i spojrzała na swoje nogi, z pewnym zamyśleniem. Smukłe palce kreśliły wzorki na posadzce. Nawet zapomniałem, iż robiła tak za każdym razem, gdy się czymś martwiał. Ów nawyk pozostał jej jeszcze z młodzieńczych lat. Zastanawiałem się co tak ją aprobuje. No tak! Przecież nie miała jednego buta! A biorąc pod uwagę obcasy to dość poważny problem, zwłaszcza będąc damulką. Rozejrzałem się na boki, w poszukiwaniu zguby. Chwila...o! Tam leży!-pomyślałem, widząc szukany przedmiot, spoczywający na jednym ze schodków. Podniosłem białą szpilkę. Uklęknąłem na schodku, trzymając ją w dłoni.

-Mogę?- zapytałem. Skinęła ręką w potakującym geście, jednocześnie odwracając wzrok w bok, nagle niezwykle zainteresowana jedną z kolumn podtrzymujących sklepienie. Nałożyłem na jej bosą stopę bucik. Scena niczym z kopciuszka. Z jednym wyjątkiem. Nogi bajkowej księżniczki były w porządku, zaś mojej przyjaciółki już nie do końca. Przynajmniej jedna.

Miraculum 1- Szklany kwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz