Rozdział szósty

1.5K 154 112
                                    

- Może już starczy My Lady?- zapytał  przyjaciel cicho dysząc, gdy kolejny utwór umilkł. Uderzyło mnie, że od początku balu, aż do teraz, nie używał owego przezwiska. Nadal próbowałam ustalić, czy bardziej mnie ono irytuje, czy bawi.  Chyba jedno i drugie.

–Masz rację. Nie czuję nóg- skapitulowałam, przeczuwając, iż kolejnego dnia czekają mnie zmagania z zakwasami, a te miałam ostatnio nim moje ciało przyzwyczaiło się do szalonego, podwójnego życia, czyli ponad pół roku temu. Mimo to gdybym mogła ponownie wybierać spędziłabym ów wieczór tak samo.

–Niby często ratujesz Paryż, a odpadasz po kilku tańcach?- spytał, zadziornie, odrzucając do tyłu włosy, które rozczochrały się trochę podczas walców oraz menuetów. Odchyliłam jedno biodro, kładąc na nim rękę, w wyrazie podjęcia właśnie rzuconego mi przez przyjaciela wyzwania.

-Nie ja zaproponowałam, by przestać -wytknęłam, biorąc kolegę pod ramię zaborczym ruchem. Cicho prychnął śmiechem na ów gest, więc zapewne nie zauważył łakomych spojrzeń rzucanych mu przez zebrane damy. Nic dziwnego, skoro za porównanie miały swoich brzuchatych, siwiejących mężów z menopauzą. Chociaż ja Adriena kochałabym nawet w takim wydaniu... Wraz z zielonookim zmierzaliśmy ku naszemu stolikowi, żywiąc nadzieję, iż nikt go nie zajął w międzyczasie.  Nie było nam jednak, niestety, dane dowiedzieć się tego, ponieważ przez nieuwagę wpadłam na jakąś dziewczynę. Czy ja zawsze muszę być taką niezdarą?!

-Ojej, strasznie przepraszam! Naprawdę nie chciałam! Mam nadzieję, że nic się nie stało! Wszystko w porządku?- z moich ust wylał się słowotok, zapoczątkowany zawstydzeniem. Azjatyckim zwyczajem pochyliłam głowę w lekkim ukłonie, gdyż w owej chwili zupełnie zapomniałam, że sposób takiego wyrażania skruchy nie jest preferowany we Francji. Mój towarzysz przyglądał się zaistniałej sytuacji nieco zaskoczony.  Odbiorczyni wypowiedzi odwróciła się w naszym kierunku. Aż zaparło mi dech. Pomimo maski zasłaniającej sporą część twarzy rozpoznałam ją od razu. Wszędzie poznałabym tę typową władczą pozę i szydercze spojrzenie, przesycone jadrem.

Przede mną stała Chloe Bourgeois, ubrana w  białą suknię z jakimś milionem falban, tak ogromną, iż z pewnością zajęłaby cały, średniej wielkości, samochód, gdyby ją do niego władować. Gorset ozdobiono białymi, połyskującymi piórami, zupełnie jak maskę. Na związanych w wysoki  kok złożony z tysięcy perfekcyjnych loków, na jaki zapewne zużyto równie wiele tysięcy litrów lakieru, włosach spoczywał diadem wysadzany przypuszczalnie prawdziwymi diamentami, czy innymi tego typu kamieniami szlachetnymi. Wyglądała olśniewająco, jeszcze piękniej niż zwykle. Zawsze zazdrościłam jej urody. Jako długonoga blondynka obramowana najlepszymi kosmetykami czy ciuchami zwracała uwagę każdego napotkanego mężczyzny. Natomiast na pół-Chinkę ludzie patrzyli jak na okaz muzealny.

Cała aż się zjeżyłam, Kot chyba też, chociaż nie miałam pojęcia z jakiego powodu. Może w poczuciu solidarności? Ta myśl sprawiła mi niejaką radość, lecz tylko na chwilę, gdyż w następnej usłyszałam głos niebieskookiej, zdolny wyssać całą radość z duszy: 

–Kim jesteś? – zapytała siedemnastolatka sceptycznie. Ufff...nie poznała mnie. Tylko co jej odpowiedzieć? Znając moje umiejętności kłamania wsypałabym się wraz z pierwszymi słowami. Na szczęście z odsieczą przyszedł towarzyszący mi nastolatek:

-To moja narzeczona- powiedział, obejmując mnie ramieniem, równie zaborczo jak ja wcześniej jego ciągnęłam za rękę. Wmurowało mnie w podłogę, kiedy zrozumiałam znaczenie jego słów. W pierwszej chwili chciałam odtrącić blondyna i skrzyczeć, za te banialuki, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że to świetna przykrywka dla naszej dwójki. Teraz córka burmistrza na pewno nie skojarzy mnie z Marinette. Ale i tak kiedyś mu za to przywalę. Tak dla zasady.

–A ty to?- uniosła pytająco brew, tym razem skupiając całą swoją uwagę na posiadaczu Miraculum Czarnego Kota.

–Florence Daquin, zaś ta urocza dama nazywa się Amelia. Jeszcze nie Daquin- położył nacisk na słowo "jeszcze". Wywróciłam oczami, mając nadzieję, iż nasza rozmówczynie nie dostrzeże owego gestu, mogącego nieco nagiąć pozornie idealną przykrywkę. 

–Co tu robicie?- spytała podejrzliwie Bourgeois. Najwyraźniej nawet w kontaktach z zupełnie obcymi ludźmi popisywała się wścibstwem oraz jędzowatością.

-Jestem jednym z współpracowników Gabriela Agresta- z zaskoczeniem zauważyłam jak łatwo przychodzą mu kłamstwa.Stał w swobodnej pozie, jakby od niechcenia bawiąc się kosmykiem moich włosów, zwrócony półprofilem do siedemnastolatki. Wyglądało to zaskakująco przekonująco: za jednym zamachem pokazywał swoje skupienie na "narzeczonej" i poczucie wyższości w stosunku do młodszej rozmówczyni (przynajmniej musiał czynić pozory starszego, no bo ko się zaręcza w wieku siedemnastu lat?!). Całe owe przedstawienie pokazywało jak dobrze idzie zielonookiemu ściemnianie. Ja nadal nie opanowałam tej umiejętności. Serio nie łapałam jakim cudem ci wszyscy ludzie, którzy otaczali mnie na co dzień, nie ogarnęli mojej aż nazbyt oczywistej tajemnicy.

–Tak? A czym się zajmujesz?-  córka burmistrza wydawała się mieć wątpliwości. W sumie słusznie.Czyli jednak nie była aż taka pusta na jaką wyglądała.

– Sprowadzam materiały zza granicy – chyba panienka Bourgeois już się przekonała, że nie kłamiemy, bo wróciła do normalnego dla niej zachowania. A w jej przypadku oznacza to powrót do bycia wiedźmą.

– Jestem Chloe, ale raczej nie muszę się przedstawiać. Wszyscy mnie znają, w końcu jestem córką burmistrza- miałam ochotę zwrócić kolację, słysząc jej narcyzowatą przemowę.

–Oh, to naprawdę ty? Nie sądziłam, że cię tu spotkam!- z trudem przepuściłam te słowa przez usta, jednak w panice człowiek robi różne głupoty. Musiałam grać kogoś zupełnie innego, żeby jak najdalej odwieść myśli córki burmistrza od Marinette. Skoro w rzeczywistości jej nienawidziłam to Amelia powinna uwielbiać tę zołzę. Proste i logiczne. 

–Jesteś jedną z moich fanek?- zapytała, z pewną radością, błękitnooka. 

-Tak, oczywiście!- obiecałam sobie w domu porządnie wyszorować usta mydłem. Ciekawe czy kiedykolwiek  w życiu powiedziałam większe kłamstwo?  Mój partner chyba do końca nie dowierzał swoim uszom, bo patrzył na mnie dziwnie, jakbym była jakąś kosmitką. Nawet przestał się bawić jednym z loczków. Postanowiłam to zignorować, tak samo jak fakt, że nadal mnie obejmował, nic sobie nie robiąc z tak zwanej przestrzeni osobistej. 

–Nie dziwię ci się. Wszyscy mnie uwielbiają – zakpiłam w duchu, słysząc to- Przedstawię ci mojego partnera – powiedziała z wyższością, naciskając na "mojego". Wiedziałam, że chce mi zaimponować, jednak czy dlatego, że zazdrościła Kota? A to ciekawe...

- To tamten- pokazała palcem ozdobionym białym tipsem, na jakiegoś chłopaka odwróconego do nas plecami, zbyt zajętego rozmową, by dostrzec naszą trójkę.

W jednym momencie cały mój świat się zawalił, niczym domek z kart, zaś serce pękło na miliony kawałeczków. Kiedy tylko zobaczyłam owe złote włosy natychmiast domyśliłam się kim jest.

Adrien.

Okłamał mnie i na dodatek przyszedł tu z tą jędzą! Jak mogłam być taka głupia, by myśleć, że powie mi prawdę?! Że nie jest zainteresowany pustym pudlem w ludzkiej skórze?!  Głupia, głupia, głupia!- owe słowo odbijało się niczym echo w mojej głowie, za każdym razem powodując wręcz fizyczny ból w klatce piersiowej. Czyli to mieli na myśli ci wszyscy pisarze pisząc o złamanym sercu, jakie uważałam dotąd jedynie za metaforę literacką, nie prawdziwe uczucie. Od stóp po głowę przeszedł mnie zimny dreszcz, zatrzymując krążącą w żyłach krew. Oczy mimo sprzeciwu zaszyły łzami,w wyniku czego cały świat nagle stał się rozmazany.  Poczułam ślad wilgoci na policzku i już wiedziałam co to znaczy. Nie czekałam, aż Adrien się odwróci, by zobaczyć jego twarz, co spowodowałby tylko większy ból.   Po prostu pobiegłam w kierunku wyjścia, ignorując krzyki zaskoczonego przyjaciela. Nie zwracałam uwagi na innych ludzi. Brutalnie ich odpychałam, torując sobie drogę na zewnątrz. Musiałam natychmiast uciec z  tej złotej klatki! Dopadłam drzwi i wybiegłam na spotkanie nocy, tak lodowatej jak moje serce.

Miraculum 1- Szklany kwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz