Rozdział dziesiąty

1.3K 131 32
                                    

Wbiegliśmy do sali dosłownie w ostatnim momencie. Ja na bosaka, gdyż uznałam wysokie buty za zagrożenie dla zdrowia i życia. Leżały sobie jak gdyby nigdy nic na środku chodnika, nawet nie podejrzewając, iż ich właścicielka cicho prosi w duszy, żeby ktoś je sobie przywłaszczył, nim wróci. Jedną dłonią ocierałam policzki, a wnioskując po śladach tuszu jakie na niej zostały moja twarz musiała wyglądać niczym naznaczona czarnymi pręgami. Sekundę po tym jak z rumorem wparadowaliśmy do środka drzwi zakleił wielki, różowy T-shirt, odcinając drogę ucieczki nam oraz przerażonemu tłumowi.  Torebka wraz z ukrytą w środku Tikki leżała po drugiej stronie pomieszczenia, tuż obok schodów na których stał olbrzym. Tym, co najbardziej mnie zdziwiło nie był rozmiar złoczyńcy (choć po nim wnioskując Władca Ciem coraz bardziej rósł w siłę, skoro potrafił aż tak użyczyć komuś mocy), lecz blond zołza, jak gdyby nigdy nic, siedząc sobie w jego kieszeni.

Co ona znowu zrobiła?! Chwila, a jeśli tym olbrzymem jest Adrien?! - myślałam, gorączkowo, jednocześnie wycierając ubrudzoną dłoń o, i tak już podartą, sukienkę.  Same wspomnienie o zielonookim wywoływało ból, jednak musiałam się skupić na ważniejszych rzeczach. Zresztą, gdybym znowu pogrążyła się w we wspomnieniach o ukochanym tym razem łzom mogłoby nie być końca. 

Ludzie panikowali, szukając wyjścia, jednak wszystkie okna, drzwi, nawet, tak wysławione we wszelkiego rodzaju filmach, klatki wentylacyjne zalepiła odzież,  na oko rozmiaru XXXXXXXL, którą nasz przeciwnik wyciągał z jednej z wielu kieszeni. Materiał wyglądał na grupy. Bardzo gruby. nawet nie rozważałam opcji przecięcia go, z góry uznając ów pomysł za bezsensowny. Kotaklizm dałby radę, jednak pomijając fakt, iż nawet się nie przemieniliśmy, moc Kici często przydawała się raczej podczas rozstrzygającego starcia z przeciwnikami, a to na nim powinniśmy skupić uwagę, żeby złapać akumę. Pobiegłam w kierunku torebki. Przerażeni ludzie ustępowali mi z drogi jak marionetki, zaś przyjaciel pędził moim śladem, podczas gdy olbrzym zaczął zwyczajową przemowę oficjalnie rozpoczynającą wszelkie złe poczynania: 

-Nazywam się Projektant! Teraz już wszyscy docenicie mój talent!- echo poniosło się po całym pomieszczeniu. Czarnooki nie krzyczał, mówił złowróżbnym tonem, jaki aż wywoływał ciarki. Zwiastował coś dużo gorszego, niż każda sytuacja z jaką do tej pory mieliśmy do czynienia. Pan Nocnych Motyli zapewne szykował coś specjalnego i naprawdę wolałam nie wiedzieć co. Zaś jego ofiara gwałtownym ruchem tworzył czarny segregator. Spomiędzy kartek wyleciały kolorowe spirale, uderzająco podobne do ich pobratymców na okładce, z tą różnicą,iż stworzono je z samego światła. Wirowały jak szalone, mieniąc się tęczą oraz rozlatując we wszystkich możliwych kierunkach z zawrotną prędkością.  postacią kul światła. Z przerażeniem obserwowałam jak osiadały na ubraniach, wnikając w nie, zupełnie jak woda w materiał. Każdy kogo odzież spotkała się z owymi iskierkami tracił kontrolę. Zebrani krzyczeli, piszczeli, płakali, kiedy ich własne kostiumy przejmowały władzę, siłą prowadząc ich ku swojemu panu. Choć może to brzmieć drastycznie w rzeczywistości wyglądało nawet zabawnie, do czasu nim w głowie pojawiła się lampka alarmowa, podpowiadająca jak zagrożeni stali się wszyscy na balu. 

W tym również ja.

Jedna ze spiral zwróciła się ku materiałowi czerwonej sukienki. Szybkim ruchem odepchnęłam ją ręką, jednak wówczas zaczęła mnie gonić, niczym nastawiona na konkretny cel rakieta. Wyszkolona wieloma akcjami jakoś robiłam uniki. Kucnięcie, krok, przejście pod stołem, umknięcie za filar, skok. Mimo wszystko kula świetlna nadal nie odpuszczała, jakby jej jedynym powołaniem było ściganie wystrojonej nastolatki.  Kątem oka dostrzegłam partnera borykającego się z podobnym problemem. Tylko jemu szło lepiej, bo choć garnitur ograniczał ruchy, to nie w taki sposób jak moje ciuchy. Nawet nie dawałam rady normalnie wejść na stół, a co dopiero zrobić salta! Owa chwila nieuwagi jaką poświęciłam na użalanie się nad sobą wystarczyła. Ze zgrozą dostrzegłam wysłannika projektanta wtapiającego się w jedną z róż, na dowód lekko rozjaśniając odcień tkaniny. Gwałtownie oderwałam kwiat i rzuciłam jak najdalej od siebie. Zrobiłam to w ostatniej chwili, gdyż już czułam jak cały strój napina się, zupełnie jakby posiadał własne mięśnie, gotowe swoją siłą zaciągnąć mnie do ich władcy.

Miraculum 1- Szklany kwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz