Prolog

2.4K 141 12
                                    

Dwie planety po różnych stronach Ziemi mają dwa różne języki choć tak bardzo siebie pragną.

Czasem porządkujesz swoje życie do tego stopnia, że wydaje się, że jest dobrze. Jesteś daleko od zgiełku życia, czujesz się powierzchownie szczęśliwa. Masz nadzieję, że zapomnisz o bolesnej przeszłości. Pozornie udaje ci się to. Masz przy sobie człowieka, którego powinnaś kochać. Masz przyjaciół, którzy powinni nie rozmawiać o tobie za twoimi plecami. Chcesz powiedzieć najbliższym, których zostawiłaś, że z tobą w porządku. Przygotowujesz się do tego kilkanaście miesięcy.
Nagle nie możesz.
Karma dopada cię na drugim końcu świata.

Dowiedziałam się o śmierci matki telefonicznie. Piłam wówczas mocną kawę i ze wspartą o dłoń brodą siedziałam razem z Nathanem w kuchni.
- Zobacz, to miejsce jest świetne - pokazał mi. Faktycznie, było świetne. Zawsze miał rację. Był człowiekiem bez skazy, ułożonym, inteligentnym. Prowadził własną firmę, był bogaty. Poznaliśmy się cztery lata temu, od razu kiedy tu przyjechałam. Początkowo to wszystko zafascynowało mnie do tego stopnia, iż postanowiłam zostać jego kobietą. A on? Jest moim mężczyzną od ponad roku.
Jego pomoc finansowa pozwoliła mi rozpocząć studia w Berlinie, skończyłam je z wyróżnieniem. Pracowałam w niemieckim, dużym banku. Nauka była odskocznią od tajemnic, które skrywałam. Od drzazgi w sercu, która codziennie wbijała się coraz mocniej.
Wspólne chwile między nami sprawiły, że się zaprzyjaźniliśmy. Moje znajome bardzo mi zazdrościły: Nathan był bardzo przystojny. Ideał Niemca, choć jego korzenie sięgały stron amerykańskich.
- O czym tak myślisz? - spytał Nathan z uśmiechem. Spojrzałam na niego zamyślona. Cieszyłam się, że przy mnie jest. To jedyna osoba, na której mogłam polegać.
- Czy tam pomieści się aż tyle osób? - chrząknęłam i przyjrzałam się zadaszonemu tarasowi nad jeziorem na ilustracji.
- Zaprosimy najbliższych - poinformował po chwili milczenia. Pokiwałam głową, a wtedy zadzwoniła moja komórka. Numer nieprzerwanie ten sam.
Nie wiem, dlaczego właściwie go nie zmieniłam. Zganiałam wszystko na brak czasu, jednak po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że ja ten czas mam. Tak samo jak i w pewnym stopniu nadzieję. Że demony przeszłości się odezwą. Że on się odezwie.
Odebrałam.
- Weronika? - usłyszałam ledwo rozpoznawalny przeze mnie głos.
- Kto mówi? - wolałam się upewnić, spoglądając na oczekującą twarz Nathana. Zawsze był ciekaw, z kim rozmawiam. Miał obsesję na moim punkcie. To było wówczas seksowne.
- Ciotka Daria - odpowiedziała, a mi zamarło serce. Po raz pierwszy od czterech lat miałam kontakt z kimś z rodziny. Przez chwilę żałowałam, że w ogóle odebrałam. Milczałam więc uparcie w słuchawkę, nie wiadomo na co czekając.
- Twoja mama nie żyje - rzekła ciotka załamanym głosem. - Dobrze, że raczyłaś odebrać.
Przełknęłam ślinę. Zastanawiałam się, co powiedzieć. Powoli każde słowo docierało do mnie odrębnie.
Twoja. Mama. Nie. Żyje.
- Co się stało? - spytałam drżącym głosem, a Nathan przekręcił lekko głowę. Nie rozumiał po polsku.
- Przyjedź, a się dowiesz - oznajmiła szorstko. - Pogrzeb jest za dwa dni.
Rozłączyła się.
Przez moment przemknęło mi przez głowę, że to prowokacja, abym wróciła do domu. Jednak zbyt dużo czasu upłynęło. Zerwałam się na równe nogi i wybuchnęłam płaczem.

Będąc malutką dziewczynką, często zastanawiałam się, co będzie kiedy mamy zabraknie. Kto będzie robił mi najwspanialsze na świecie kakao i pączki, kto będzie czytał mi bajki przed snem i w czyje ramię będę mogła się wypłakać? Oblizywałam palce z dżemu różanego, a mama krzątała się zatroskana po kuchni. Był jeszcze tata, Konrad. Nie chciałam, by mama zostawiała mnie na noc samą w ciemnym pokoju pełnym potworów.
Kiedy byłam już nastolatką, również nie chciałam spać sama. Zwłaszcza po śmierci Konrada i odejściu taty. Bałam się samotności i koszmarów, jakie wtedy mnie nawiedzały.
Później nadeszła szkoła średnia, ostatnia klasa. I pojawił się on, który przewrócił całe moje spokojne życie do góry nogami. Nie mogłam być na niego zła, więc byłam zła na wszystkich wokół. Przede wszystkim na mamę.
Otarłam łzę spływającą ukradkiem po policzku. Nathan mocniej ścisnął moją i tak spoconą ze stresu dłoń.
Razem przekroczyliśmy próg mojego niegdyś rodzinnego domu, teraz nieco obdartego, z zwiędłymi kwiatami w klombie i długą, dawno niekoszoną trawą.

Paradoksy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz