Rozdział dziewiąty

1.2K 119 10
                                    

Wciąż mam otwarte ramiona. Nie pytaj mnie co robię jutro, pojutrze, za dziesięć dni. Znasz odpowiedź. Przecież zawsze czekam tylko na Ciebie.

Minęły już dwa miesiące. Jestem w piątym miesiącu ciąży - razem z Nathanem oszalałam na punkcie naszego maleństwa. Czułam się w końcu promiennie, z małą fasolką w środku, z bijącym serduszkiem. Nie mogłam doczekać się kiedy poczuję pierwsze kopnięcie nóżki. Moja kruszynka już powoli wykształcała zmysły, a bicie jej serduszka mogłam usłyszeć bez słuchawek lekarskich. Na ten dźwięk rozpłakałam się jak głupia.
Codziennie wieczorem dziękowałam Bogu za nową szansę. Za to że mnie nie skreślił i pozwolił po raz kolejny obdarzyć mnie darem macierzyństwa. Tym razem instynkt się we mnie obudził, byłam szczęśliwa obserwując wciąż rosnący brzuszek i zdjęcia USG.
- Popatrz, skarbie - Nathan odsłonił mi oczy. Moim oczom ukazał się przemeblowany pokój, który wcześniej był raczej pomieszczeniem gościnnym. Teraz stał tam kojec i inne dziecięce elementy.
- Przecież nawet nie wiemy, czy to chłopiec czy dziewczynka - pokręciłam pobłażliwie głową i mocno wtuliłam się w Nathana.
- Czuję że to chłopak - mruknął zadowolony.
- A ja właśnie nie! - zaśmiałam się wesoło i pogładziłam po brzuchu.
- Mówiłaś przyjaciołom z Polski? - spytał Nathan, wypuszczając mnie z ramion. Pochmurniałam. W Polsce nie miałam przyjaciół. Wizytówkę ojca już dawno wyrzuciłam. Nie dałam mu szansy, nie potrzebowałam go w swoim życiu.
- Nie - ucięłam ponuro - idę się położyć.
- Być może Ula chciałaby się dowiedzieć - rzucił jeszcze kiedy wychodziłam z pokoju. Zezłościł mnie. Ula już nie była moją przyjaciółką. Wstrząsnęło mną to, że powiedziała o wszystkim Adamowi. Naburmuszona leżałam w pościeli, dotykałam przelotnie brzucha.
- Widzisz, kruszynko - gawędziłam do siebie. Mocno wierzyłam, że dzieciątko mnie słyszy - jakie to wszystko jest trudne? A przez ciebie się roztyję! Ale mam ochotę na koktajl czekoladowy.
Zgodnie z tym pragnieniem wyszłam z domu w poszukiwaniu jakiejkolwiek knajpy. Chwilę później siedziałam już w cichym, skromnym lokalu i popijałam przez czerwoną słomkę Czekoladowe Niebo.
- Weronika? - podniosłam zaskoczona wzrok. Przede mną stała kobieta niskiego wzrostu, z bujnymi blond lokami i uwydatnionym biustem. Jej usta były dokładnie zarysowane na krwistą czerwień. Bił od niej słodki zapach Chanel. Takie same perfumy miałam ja.
- Tak? - wyjęłam z ust słomkę. Przy niej poczułam się dziwnie infantylnie. Usiadła obok mnie. Jej twarz była charakterystyczna dla brytyjskich fotomodelek, mimo to kaleczyła ten język i mówiła z niemieckim, twardym akcentem.
- Mam dla ciebie propozycję - odezwała się. Przez moment lustrowała mnie wzrokiem, a ja byłam zupełnie zdezorientowana.
- Dla mnie? - powtórzyłam z lekkim zająknięciem - a przepraszam, kim pani jest?
- Suzanne Clark - oświadczyła z dumą. Chrząknęłam cicho. Jej ekstrawagancja mnie irytowała.
- My się nie znamy - odrzekłam.
- Ja ciebie znam - powiedziała Suzanne, mrużąc oczy.
- To cie...
- Nie mam zbyt dużo czasu - uśmiechnęła się. Nie był to szczery śmiech - więc przejdę do rzeczy. Wiem, że jesteś w ciąży z moim facetem, mimo to...
- Chwila - przerwałam jej natychmiast - co ty mówisz?
- Nathan i ja mamy romans - oblizała triumfująco dolną wargę koniuszkiem języka.
- Czyżby? - zdążyłam się opanować. Inaczej wylałabym czekoladowy koktajl na jej złociste włosy. Suzanne zdziwiła się moją reakcją.
- Wolałabym żebyś wróciła do tej swojej zasranej Polski, a jemu dała zajmować się prawdziwą kobietą.
Nie wytrzymałam. Odsunęłam z hukiem krzesło, co zwróciło uwagę obcych ludzi. Przykuli do mnie swe spojrzenia, a ja purpurowa z gniewu wyszłam na zewnątrz. Pomyślałam jeszcze o moim dziecku. Pozwoliło mi to nieco się uspokoić. Mimo wszystko od razu pojechałam do domu, żeby wyjaśnić to z partnerem.

Paradoksy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz