Rozdział trzynasty

1.3K 123 20
                                    

Czym jest miłość, czy przeznaczone mu jej doznać?
Czy druga połowa gdzieś błądzi jak on? Czy pisane jest mu ją kochać?
Czy za gradem kul nienawiści i strachu skrada się mroczna postać?

Wybiegłam z budynku jak oparzona. Adam był już na pustej, porośniętej wokół krzewami uliczce.
- Adam - zawołałam. Początkowo nie odwrócił się, a wręcz przyśpieszył. Za drugim razem wołania zwolnił kroku. Dogoniłam go.
- Czego znowu chcesz? - spytał przystając.
- Nie unikaj mnie - powiedziałam błagalnie i  zajrzałam mu w oczy. Intensywna zieleń migała w mroku. Odwrócił wzrok.
- Po co w ogóle tu przychodzisz? Zajmij się swoim życiem - mruknął złośliwie.
- To jest moje życie - oznajmiłam smutno. Adam tylko prychnął.
- To jest twoja przeszłość - odrzekł patrząc na mnie chłodno. Nie mogłam znieść takiego wzroku. W tych oczach nie było miłości, była tylko agresja i krzyk.
- Ty nie jesteś przeszłością - wyszeptałam. Miałam ochotę się do niego przytulić. Wiedziałam jednak, że zimno jego serca nie pozwoliłoby mi na to. Adam ponownie stał się zwykłym bandziorem.
- Ale ty dla mnie jesteś - odpowiedział obojętnie, zapatrzony w ciemną przestrzeń. Wszystkie motyle w moim podbrzuszu padły trupem.
- Nie... - wyjąkałam bezradnie. Adam nie obdarzył mnie już nawet przelotnym spojrzeniem. Po prostu odszedł. A ja stałam z bezsilnie bijącym sercem, które teoretycznie już dawno powinno przestać bić.
Zalewałam żale alkoholem. Wlewałam w siebie kieliszki, spalałam kolejne papierosy. Wykrzywiało mi twarz tak bardzo jak wykrzywiło mi serce. Nie mogłam już nic zrobić, Adam nic do mnie nie czuł. A ja czułam się jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Moja dusza ociekała bólem, a wraz z kolejną dawką czystej żale zaczęły przemieniać się łzy. Tęskniłam za wszystkim. Za mamą, Ewą, a przede wszystkim za adamowym ciepłem i dotykiem. Brakowało mi też mojego maleństwa.
- Widzisz - mówiłam sama do siebie - jak łatwo jest spieprzyć sobie życie. Wystarczy jedna zła decyzja... Ewa, czuwaj nade mną. Ja już sama nie potrafię.
I wybuchnęłam gorzkim szlochem. Odstawiłam butelkę na stół i ukryłam twarz w dłoniach. Uspokoiłam się po chwili, wytarłam mokrą od łez twarz ręką. Wiecie jak czuje się ktoś, kto ma złamane serce?
Ja czułam po prostu pustkę w środku. Nic więcej. Tylko pustka i pewien bunt, którego nie potrafiłam uzasadnić.
Zbliżała się już północ, chłodziłam ciało przy otwartym oknie. Chciałam otrzeźwieć. W palcach trzymałam palącego się papierosa. Dom był przesycony zapachami przeszłości. Było czuć obecność mamy, Konrada i Ewy. Byli przy mnie, wierzyłam w to z całego serca. Oni mi wybaczyli.
On nie.
Nim wyciekły kolejne łzy, usłyszałam dzwonek do drzwi. Trochę się przestraszyłam: jednak przypomniałam sobie o Uli. Niechętnie podreptałam otworzyć. Oczy szerzej mi się otworzyły gdy wraz z ciemnym wiatrem do domu wparował Adam. Wszedł bez pozwolenia, stanął na środku przedpokoju i bezradnie rozłożył ręce. Jego tęczówki iskrzyły, a wargi drżały.
- Kurwa - wyszeptał - nie umiem ci tego wybaczyć.
Zmarszczyłam brwi, a po policzku pociekła mi pierwsza łza.
- Nie proszę cię o to - odrzekłam stłumionym przez płacz głosem. Adam podszedł bliżej mnie. Jego oczy także były zaszklone.
- Ale cholernie cię kocham, Weronika. Chciałbym żebyś była tylko przeszłością. Jesteś pieprzoną teraźniejszością - wyznał. Wpatrywaliśmy się w siebie przez parę dobrych minut. Chłonęliśmy swoje ciała pożądanym wzrokiem. W tym samym czasie nadeszła czerwcowa ulewa. Deszcz dudnił z mocą o dach i parapety. Za oknem szumiało groźnie. Dla mnie liczył się w tamtym momencie tylko on i intensywność zielonej pary oczu.
- Dlaczego powiedziałeś więc inaczej? - spytałam wreszcie.
- Myślałem że dam radę żyć bez ciebie. Myślałem, że pokonam swoją słabość i będę szczęśliwy.
- Słabość?
- Ciebie - powiedział drżąco i chwycił mnie w objęcia. Znowu w nich utonęłam. Odnalazłam drogę do jego ust. Byliśmy gorącą  jednością, która nie szuka odpowiedzi. Czasem odpowiedź nie istnieje. Pewne sprawy trzeba po prostu zostawić. Pozwolić sobie żyć.
Szybko wylądowaliśmy w łóżku. Zgłodniałe gesty przerodziły się w namiętną noc. Była pełna miłości, oddania i ciepła.
Kochaliśmy się jak dawniej. W mroku, zupełnie odcięci od świata przy pomocy smug deszczu.
Cudownie było wtulić się w jego ramiona i zasnąć. Byłam pewna, że nie nawiedzi żaden koszmar. Przy nim czułam się zupełnie bezpiecznie, jakby wszystkie inne problemy nigdy nie istniały. To było cudowne.

Paradoksy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz