23. Nie wierzę w to!

6 2 0
                                    

Mimo, że od pogrzebu minął już tydzień, Matthew nadal nie potrafił się pozbierać. Może i Simone nie była dla niego najważniejsza na świecie, ale z całego serca chciał jej pomóc. Wzruszyła go jej historia, jej wrażliwość, jej cierpienie. Czuł się winny za to co się stało. Może gdyby nie wyjechał, udałoby mu się ją uratować? Miałaby w nim stuprocentowe oparcie. Niestety, nie mógł już tego cofnąć.

Chłopak już trzeci raz od tego okropnego zdarzenia siadł wieczorem na kanapie z piwem. Nigdy nie pił alkoholu, aż do teraz.

Po chwili dosiadła się do niego Zoey.

- Znowu pijesz? - zapytała zmartwiona, jednak nie usłyszała odpowiedzi.

- To wszystko moja wina... - szepnął, po czym sięgnął ręką po puszkę, jednak Zoey go zatrzymała.

- Nie wolno ci. Niedługo masz zostać ojcem, nie chcę żebyś popadł w nałóg. - złapała go za rękę.

No właśnie, do wszystkich jego problemów dochodziło jeszcze bycie rodzicem.

- Wiem, że to wszystko cię przytłacza, ale nie możesz od tego uciekać w taki sposób. Razem jakoś damy radę. - uśmiechnęła się.

- Nie, Zoey. Skoro nie umiałem pomóc Simone, jak będę potrafił wychowywać dziecko? - zdjął okulary, kiedy z jego oczu zaczęły cieknąć pojedyncze łzy.

- Ćś... - pocałowała go.

Niedługo potem oboje poszli do sypialninl. Położyli się obok siebie i od razu zapadli w błogi sen...

Ciemność otaczała chłopaka z każdej strony. Przerażająca cisza wzbudzała w nim strach. Czuł się bezradny, smutny i przygnębiony.

Nagle u jego boku pojawiła się Simone. Na szyi miała krwawy ślad, jakby przed chwilą zawisła na linie. Ubrana była w białą suknię do kolan, która w okolicah karku też zabarwiła się czerwoną cieczą. Płakała tysiącami łez, siedząc z bosymi stopami na zimnej podłodze.

- To wszystko przez ciebie! - krzyknęła, patrząc na Matthew.

- Nie mów tak... to Melanie cię zostawiła... - próbował jej tłumaczyć.

- Nie dziwię jej się. Jej ojciec torturował ją psychicznie na różne sposoby. Już dawno przestałam mieć do niej żal. Ty mimo, że mogłeś zostać i mi pomóc, wolałeś wyjechać z Zoey! - wydawało się, że blondynka dławi się łzami.

Po chwili kasłania, z jej gardła wydobyła się zgnieciona kartka. Rozwinęła ją i pokazała Mattowi.

Nie było w niej ciekawego, oprócz tego, że ktoś pomalował ją na czarno.

- Co to jest? - zapytał wpatrując się w oczy dziewczyny.

- Kartka pomalowana na czarno. - odpowiedziała, rzucając ją na podłogę.

- Po co mi ją pokazałaś? Dlaczego w ogóle ze mną rozmawiasz? Jesteś wytworem mojej wyobraźni, czy objawieniem? - Matthew chciał zadać jeszcze więcej pytań, ale Simone przeszkodziła mu kładąc palec na jego ustach.

Jej dłoń nadal była przeraźliwie zimna.

- Czemu zajmujesz mi czas? To nasze ostatnie spotkanie, nie psuj tego. -  zabrała palec spowrotem.

- Jak to ostatnie? - dziewczyna przewróciła oczami i się zaśmiała.

Nie był to jednak jej piękny wesoły śmiech, a przerażający rechot.

- Umarłam, idioto. - nadal uśmiechała się psychopatycznie.

- Kiedy wyjechałeś, nie miałam już do kogo się zwrócić. Wszyscy mówili mi, że są ze mną, ale potrzebowałam tylko ciebie. Chciałeś mojej śmierci, prawda? Inaczej zostałbyś w Denver, nadal miałabym szansę wyzdrowieć. - nagle z klatki piersiowej dziewczyny zaczęła wylewać się krew.

Przebiło ją na wskroś ostrze, które wbiła jej... druga ona. Po chwili zniknęła.

- Nie powinieneś jej słuchać. To egoistka. - morderczyni upuściła narzędzie zbrodni.

- O co tu chodzi?! - wypuścił emocje krzycząc.

- Spokojnie... już nie musisz się przejmować. Ja rozumiem, czemu mnie zostawiłeś. Masz własne życie, a ja... tamta ja, ci go zazdrościłam. Potem zrozumiałam, że na twoim miejscu zrobiłabym tak samo. Po co marnować czas na kogoś irytującego, wiecznie smutnego, zepsutego, skoro można wrócić do kochających cię osób? - z jej oczu zaczęły płynąć łzy.

- Dlaczego byłam taka głupia, żeby pomyśleć, że komukolwiek mogłoby na mnie zależeć? - zaczęła bawić się palcami.

- Wszystkim na tobie zależało, Simone. To ty próbowałaś sobie wmówić, że tak nie jest! - ponownie krzyknął.

- Tylko ty wiedziałeś ze szczegółami co się stało. Nawet rodzicom nie powiedziałam, że Melanie wysłała do mnie te zdjęcia. Udawałam, że nic nie wiedziałam. Nie chciałam o tym pamiętać... to samobójstwo wcale mi nie pomogło. Teraz już w ogóle mnie nie ma. - zapłakała.

- Jesteś tylko moją halucynacją. - powiedział.

- Tak, to prawda. - nagle dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu.

Zanim Matthew zdążył się zorientować, pojawił się przy niej ponownie. Jednak tym razem, stał na świeżym powietrzu, przy drzewie. Blondynka wchodziła w tym czasie na krzesło. Po chwili owinęła sobie snur na szyi.

- Trzy... - zaczęła odliczać, cała się trzęsąc.

- Dwa... - szepnęła niepewnie.

Matthew dobrze wiedział co zaraz się stanie. Nie chciał na to patrzeć, ale był zbyt przerażony by się odwrócić.

- Trzy! - kopnęła krzesło.

Chłopak nie mógł nic zrobić, jedyną możliwością było wpatrywanie się w tą okrutną scenę śmierci.

Krzyk rozbrzmiewał w jego głowie coraz głośniej. Nie wytrzymując hałasu, uklęknął i zasłonił sobie uszy rękami.

"Powinieneś się bać"
"Jesteś zwykłym tchórzem"

Matthew jeszcze nigdy się tak nie bał. Czuł się winny śmierci Simone. Wszystko mogłoby być dobrze, ale nie dał rady. Wolał wyjechać, uciec dla ułatwienia.

Zoey szybko otworzyła oczy słysząc krzyk, a następnie ciche szlochanie. Podniosła się i zobaczyła obok swojego chłopaka. Był cały czerwony, a po policzkach spływały mu łzy.

- O Boże, Matthew... - szepnęła po czym go przytuliła.

Już nie pierwszy raz widziała taką scenę.

- Jestem potworem, Zoey. - głos załamywał mu się coraz bardziej.

- Nie chcę o tym słyszeć. Nie pamiętasz już jak się poznaliśmy? Bóg zesłał mi anioła, a ja nie chcę go stracić. - uśmiechnęła się całując go w policzek.

- Jak bardzo anielskie było podanie ci z ziemi tulipana w kwiaciarni? - zaśmiał się.

- Dobrze wiesz o co mi chodzi. - dała mu kuksańca w bok.

- Teraz lepiej idź spać. Nie chcesz spóźnić się rano do pracy. - powiedziała okrywając się kołdrą.

- Dobranoc. - otarł łzy miękkim materiałem i się położył.

Oparł brodę na głowie Zoey a po chwili otoczył ją ramionami. Chciał wiedzieć, że jest blisko i zawsze będzie w stanie go pocieszyć.

Niestety, los nie dał Mattowi za dużo pospać. Już po dwóch minutach w pokoju rozbrzmiał dzwonek jego telefonu. Podniósł go zdziwiony i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Niepewnie nacisnął zieloną słuchawkę.

Cześć kochani! Mam do was jesscze jedno pytanie: czy chcielibyście jeszcze epilog z naszym KIC TEAM?*

*KIC TEAM - Kai, Ian, Chelsea

Stowarzyszenie Pięciu Gwiazd <ZAKOŃCZONE>Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz