Rozdział 2

218 22 2
                                    

     Gdy się obudziła za oknem padało pomimo, że był sierpień.

     - No pięknie - powiedziała na głos.

     Miała dzisiaj iść na zakupy, żeby zaopatrzyć się w nowe książki, zeszyty i wszystkie inne przybory. A co najważniejsze musiała kupić sobie nowy szkicownik i pamiętnik, ale jak popatrzyła na tę ponurą pogodę odebrało jej ochotę na cokolwiek. Nie to, że nie lubiła deszczu, bo lubiła, a zwłaszcza w nim tańczyć, ale teraz po prostu troszkę złych wspomnieć nasunęło się namyśl, a poza tym gdy jej włosy zmoczył deszcz zaczynały kręcić się w fantastyczne loki, które uwielbiała aczkolwiek nie mogła ich potem ogarnąć. Westchnęła i wstała z łóżka. Wyjęła z szafy swoją ulubioną sukienkę, krótkie, eleganckie kalosze za kostki i to z czym nigdy od sześciu miesięcy się nie rozstawała - czarne, koronkowe rękawiczki sięgające prawie łokci. Musiała jakoś to zakryć. Te wszystkie blizny, blizny po szczęściu. Nie potrzebowała wzbudzać sensacji więc po prostu je zakładała bez względu na pogodę. Tak ubrana zeszła na dół.
     Na stole w kuchni jak zawsze czekała kartka od mamy, która była już w pracy. Przeczytała liścik, a potem nalała sobie szklankę wody i wzięła lekarstwa. W zasadzie powinna była zjeść najpierw śniadanie, a potem zażyć leki, ale teraz raczej ją to nie obchodziło. Zasłabnie czy nie zasłabnie, co za różnica? Według niej żadna, przecież wiedziała co robi. Albo raczej nie...
     Chwyciła torebkę, pieniądze, słuchawki i telefon. Zamknęła dom i wyszła na ulicę. Stanęła po środku chodnika i w sumie dotarło do niej, że nawet nie wie, w którą stronę ma iść. Wiedziała tylko, że jest jakieś osiem kilometrów od miasta.
     Po chwili po drugiej stronie jezdni zobaczyła przystanek autobusowy, więc udała się sprawdzić na rozpiskę. Popatrzyła na plan miasta. Była na ulicy Sienkiewicza, a prawdopodobnie musiała się dostać na ulicę Sikorskiego. Wygląda na to, że musi poczekać dziesięć minut na autobus, który zawiezie ją do celu. Aby się czymś zająć włożyła słuchawki i włączyła piosenkę Let me love you Justina Biebera. Nie była to jej jakaś ulubiona piosenka, ale lubiła do niej układać choreografię taneczną. Muzyka tak ją poniosła, że zaczęła tańczyć pośrodku przystanku. Zamknęła oczy i po prostu tańczyła; po jej włosach spadały krople ciepłego, przyjemnego deszczu. Ostatnie nuty dobiegły jej uszy, wtedy otworzyła oczy i zobaczyła chłopaka, który stał po drugiej stronie drogi i bacznie się jej przyglądał.
     Super - pomyślała.
     Tak właśnie wychodziło jej niezwracanie uwagi na siebie w nowym miejscu. Szybko oderwała wzrok od młodzieńca, po czym poczuła, że się rumieni. On chyba też to widział. Już miał przechodzić przez jezdnię, ale nadjechał autobus i to uniemożliwiło mu przejście. W duchu dziękowała Bogu za ten autobus. Nie wiedziała nawet czy to jej autobus, ale po prostu wsiadła bez zawahania. Popatrzyła przez szybę i ich wzrok się skrzyżował. On lekko się uśmiechnął, ale ona starała się nie zwracać na to uwagi. Znów zaczęła uciekać od ludzi. Uważała, że tak będzie lepiej dla niej i dla wszystkich dookoła.
     Po kilku minutach jazdy wysiadła na przystanku. Przynajmniej w dobrym miejscu. Co to by dopiero było gdyby się zgubiła.
     Potem udała się w kierunku wielkiej galerii handlowej. Weszła na drugie piętro, kupiła wszystkie książki z listy, a potem poszła w kierunku sklepu DIY (dla majsterkowiczów) i wybrała sobie nowe ołówki, cienkopisy, prosty szkicownik, i gruby pamiętnik na jej ukochane wiersze. Zapłaciła, wyszła i po przeciwnej stronie zobaczyła stoisko z mrożoną herbatą, więc stwierdziła, że mały odpoczynek dobrze jej zrobi. Wybrała napój, po czym usiadła przy jednym ze stolików i napawała się końcem wakacji. Nagle zaczęło kręcić się jej w głowie.

     - Tylko nie to - powiedziała szeptem.

     Dobrze wiedziała, że nie mogła zasłabnąć w galerii, przecież nie chciała zwracać uwagi. Wyjęła szybko z torebki tabletkę i szybko połknęła. Po chwili poczuła jej zbawienne działanie. Uspokoiła się i powoli zbierała się do wyjścia. Zapłaciła za herbatę i poszła na przystanek. Moment poczekała na autobus i pojechała z powrotem do domu.
     Gdy wysiadła zobaczyła, że ten chłopak nadal tam stał jakby na nią czekał. Nie miała ochoty na nowe znajomości.
     "Pamiętaj o dekalogu, pamiętaj o dekalogu" - zaczęła powtarzać w myślach niczym mantrę.
     Zaczęła bardzo szybko iść w kierunku swojego domu. Coraz szybciej, coraz szybciej, wręcz biegła. Była przekonana, że wygląda komicznie, no bo w końcu biegnie sobie dziewczyna obładowana książkami, a na dodatek ma burzę loków na głowie, śmieszne kalosze na nogach, letnią sukienkę i pogrzebowe rękawiczki. Aż sama się zaśmiała, gdy tak o tym pomyślała, przez co zakrztusiła się i musiała się zatrzymać. Nie mogła powstrzymać kaszlu. Dobrze, że ten chłopak chciał ją dogonić i pomógł jej.

     - Jestem Dominik - powiedział do dziewczyny, gdy ta się uspokoiła.

     Ona nie odpowiedziała, tylko kiwnęła głową.

     - Dlaczego tak przede mną uciekałaś? Nie chciałem ciebie przestraszyć. Przepraszam - powiedział z lekkim poczuciem winy. Dziewczyna nie ukrywała zdziwienia. Właściwie on nie miał za co przepraszać, więc tylko powiedziała ochrypłym głosem:

     - Nie masz za co przepraszać, dziękuję - po czym zaczęła biec jeszcze szybciej niż wcześniej. Nie obchodziło ją co sobie taki chłopak o niej pomyśli. Tak czy siak była osobą inną niż wszystkie.

     Gdy już dobiegała do swojego domu usłyszała tylko echo wołania chłopaka:

     - Poczekaj! Nie powiedziałaś mi jak masz na imię!

     - Bo wcale nie chcę, żebyś mnie znał - cichutko odpowiedziała sama do siebie.

***

Kolejny rozdział dla Was :)

Nie chce kochać!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz