- Bradzio, wstawaj. - Connor szturchał mnie w ramię, leżąc dalej koło mnie. - Jest już 8:00. Muisz zdążyć na studia, wakacje się skończyły! - mówił bardzo wesołym tonem.
- Boże Connor, daj mi chwilę. - wysapałem opierając głowę o jego nagą klatkę piersiową. - Zdążę, ja się szybko zbieram.
- No to przynajmniej wypuść stąd mnie. Pójdę zrobić coś do jedzenia. - Zaśmiał się. W tej chwili się zorientowałem, że moja ręka owinięta jest wokół biodra chłopaka. Szybko zabrałem rękę i podniosłem się do pozycji siedzącej.
- Boże, przepraszam. Długo tak na tobie leżałem?
- No, coś od czwartej nad ranem.
- Ja pierdziele, sorry. Trzeba było mnie obudzić.
- Ale mi to nie przeszkadzało. Przynajmniej było mi cieplej. Dobra ja lecę do kuchni, a ty się trochę ogarnij.
Po dwudziestu minutach, wyszedłem z łazienki w moim stroju wyjściowym, to jest w potarganych czarnych rurkach i koszulce z zarysem miasta. Dobrze, że nie zapomniałem o ciuchach na zmianę, bo chyba bym musiał iść na studia w ubraniach Cona.
Gdy wszedłem do kuchni, zobaczyłem mojego przyjaciela robiącego naleśniki. Muszę przyznać, pachniało świetnie. Usiadłem przy wysepce i ukradłem jednego naleśnika z talerza.
- Ale zajebiste. Dawno nie jadłem naleśników. - Musiałem pochwalić dzisiejszego kucharza.
- Oj, bo się zarumienię. - Zaśmiał się niebieskooki.
Po skończonym posiłku nadszedł czas na wyjście z domu. Z Connorem pożegnałem się jak zwykle, krótkim przytuleniem. Po chwili byłem już przed domem.
Do budynku szkoły doszedłem w 10 minut. Poszedłem od razu na zajęcia.
Jak się spodziewałem, przez większość zajęć gadali o przepisach bhp, o praktykach, które zaczną się od przyszłego miesiąca i innych średnio interesujących rzeczach. Jest teraz godzina 13:55. Na 15:00 mam pierwszy dzień w pracy. Trochę się stresuję. Pracuję do późna, więc muszę coś zjeść. Pójdę chyba na jakiegoś kebaba. Nie mam czasu jeszcze gotować.W domu byłem koło godziny 14:20. Poszedłem do sypialni przebrać koszulkę na czarny bezrękawnik, po czym odświeżyłem się trochę i spryskałem kark moją wodą toaletową. Wciągnąłem na nogi czarne vansy.
Myślę, że jestem gotowy do wyjścia.Do restauracji doszedłem na godzinę około za pięć piętnastą. W drzwiach przywitał mnie pan Parker, który od razu zaprowadził mnie do kuchni. Gdy otworzył drzwi ujrzałem wpatrująe się we mnie dwie dziewczyny w fartuchach.
- Gdzie jest Evans? - Pan Parker zapytał kobiety.
- Jeszcze się przebiera. - Odpowiedziały patrząc na drzwi do jednego z pomieszczeń.
Drzwi po chwili się otworzyły i stanął w nich wysoki blondyn. Był bardzo szczupły. Moją uwagę przyciągnęły jego śliczne błękitne oczy wpatrujące się we mnie. Widok jego rozwartych ust gdy patrzył na mnie był rozbrajający. Po chwili chłopak uśmiechnął się i podszedł do swojego szefa.
- Już jestem. Przepraszam. - Powiedział najbardziej grzecznym tonem jaki słyszałem. Swoją drogą, jego głos jest taki cudowny.
- No widzę, że jesteś. To jest pan Bradley Simpson i będzie tu w najbliższym czasie kucharzem pomocnikiem. Mam nadzieję, że się polubicie. - Spojrzał na wszystkich zgromadzonych. - Evans, pokaż mu co, jak i gdzie, żeby trochę ogarnął. Aa i jeszcze jedno, w szafie w pokoju na przerwy powinien być dla niego fartuch.
CZYTASZ
High Hopes |Tradley| [ZAKOŃCZONE]
FanficZmęczony Londyńskim życiem dziewiętnastolatek imieniem Bradley, przeprowadza się do Nowego Jorku, gdzie chce rozpocząć życie od nowa. Jak potoczą się jego losy? Czy pozna tam kogoś wyjątkowego? A może zrezygnowany wróci w swoje rodzinne progi? __...