15

413 35 2
                                    

Minął tydzień. Tydzień, w którym Tristan mnie uknikał. Wiem, że to co się wtedy stało było nieodpowiednie, ale ciężko mi bez niego. Widziałem go kilka razy na studiach. Chciałem z nim porozmawiać, jednak za każdym razem szukał jakiejś wymówki, żeby ode mnie uciec. Do pracy nie chodził. Przychodziła za niego jakaś starsza pani na zastępstwo.  Amy i Victoria też nic nie wiedziały.
Jeśli dzisiaj łaskawie przjdzie do pracy, to mu nie odpuszczę. Przynajmniej mam taką nadzieję. Trzeba jakoś załatwić tę sprawę.

- Co taki zestresowany jesteś Bradley? - Zapytała Victoria.

- Muszę napisać jeszcze jedną pracę na studia. - Skłamałem. Nie chce odpowiadać im o swoich problemach.  Nie ufam im do końca.

Od: Connor:
Siema Brad, przyszedł dzisiaj?

Connor wiedział o tamtej nocy.  Wiedział też, że Tristan mnie unika.  Podobnie jak ja, sądzi, że powinniśmy to wyjaśnić.

Do: Connor:
Cześć.  Nie ma go znowu. Ja się chyba podaję.

Connor nie odpisał.  Po chwili do mnie zadzwonił, więc przeprosiłem resztę pracowników i wszedłem do pokoju na przerwę. Gdy zobaczyłem, że jestem tu sam, odebrałem telefon. Mój przyjaciel jak zwykle robił mi kazanie, żebym nie odpuszczał bo będę żałował. Naszą rozmowę przerwały otwierające się drzwi.  Zobaczyłem w nich Tristana.

- Oj, przepraszam. - Szepnął gdy zauważył, że rozmawiam przez telefon. Zaczął już wychodzić z pomieszczenia.

- Nic się nie stało, zostań. - Odpowiedziałem i pożegnałem się z Conem.

Chłopak poszedł do mnie, jednak cały czas uciekał wzrokiem.

- Czemu mnie unikasz? - Zapytałem, jednak nie uzyskałem odpowiedzi. - Wiem, że to co się wtedy stało, było nie na miejscu, jednak wina leży po obu stronach. - Patrzyłem na niego.  - Nie chcesz ze mną rozmawiać? Trudno.  Myślałem, że... A zresztą. Najwyraźniej zależało ci tylko na jadnym, a gdy do tego doszło, dałeś sobie spokój. Mogłem się tego spodziewać. Ubieraj się, wystarczająco się spóźniłeś. - Rzuciłem w niego fartuchem i poszedłem do kuchni.

Dostaliśmy już pierwsze zamówienie.  Wziąłem się za robienie sałatki.  Czułem jednak, jak w moich oczach zbierają się łzy.  Musiałem przerwać, ponieważ, gdyby wpadły do jedzenia, musiałbym zacząć od nowa. Usiadłem na wysokim krześle w kącie kuchni i wyjąłem z kieszeni fartucha chusteczkę i starałem się zetrzeć łzy z policzków.

- Co jest Bradley? - Zapytała Amy, widząc moje zachowanie.

- Nic, na prawdę. Po prostu mam zły humor.

- Ehm, no dobrze.  Jakby co, to wiesz, że mi możesz powiedzieć. - Uśmiechnęła się i mnie przytuliła.

- Bardzo ci dziękuję Amy. Jesteś wspaniała. Ale muszę wracać do sałatki.

- Zostaw, ja to zrobię. - Wtrącił Tristan.

- Niby czemu? Zacząłem, to skończę.

- Nie zapominaj, że ja tu jestem głównym kucharzem i ja mówię, co kto robi. - Warknął.

- Człowieku, o co ci chodzi? Skoro jesteś głównym kucharzem, to zająłbyś się czymś bardziej skomplikowanym, na przykład mięsem.  Pokroić sałatę potrafi każdy.

- Powiedziałem coś.

- Brad, daj spokój. Chodź, pomożesz mi w zupie. - Pociągła mnie za rekaw Amy. - Nie kłóćcie się.

Posłuchałem się koleżanki.  Zająłem się czymś innym. Tristan męczył się sam z jednym daniem. Potrzebował czyjejś pomocy, jednak jego duma nie pozwoliła mu na poproszenie o nią. Wkurzył mnie dzisiaj. Rozumiem, że jest zły, ale jakby się zastanowić, to wszystko on zaczął. On położył mnie na siebie.  On mnie zaczął rozbierać.  Najbardziej boli mnie to, że ja chyba na prawdę go kocham, a stosunki między nami są bardzo napięte. Nie wiem co z tym zrobić. Nie chcę się kłócić, ale to nie jest takie proste.

- Bradley, chodź tu. - Usłyszałem głos Tristana.

- Co chcesz? - Rzuciłem oschle.

- Przytrzymaj ten garnek. Poprosiłbym kogoś innego, ale to jest ciężkie, a jesteś tu jedynym facetem. - Wcisnął mi ciepły garnek do rąk, a sam poprawił coś w kuchence. - Możesz położyć, dzięki.

Jak powiedział, tak zrobiłem. Miałem teraz chwilę przerwy, więc poszedłem do drugiego pomieszczenia i włączyłem telewizor. Usiadłem na kanapie i nalałem sobie do szklanki wody. Po chwili usiadła koło mnie Amy. Nic nie mówiła. Oglądała ze mną jakiś nudny serial. Spojrzałem na zegarek. 20:40. Jeszcze trochę i mogę iść do domu.

Mieliśmy już wracać do pracy, ale do pokoju wpadła zapłakana Victoria.

- Co się stało? - Zapytała Amy i zamknęła ją w uścisku.

- To wszystko przez niego.  Odchodzę z tej pracy.

- Spokojnie, co jest? - Podszedłem i poklepałem ja po ramieniu.

- No bo... Odważyłam się po pół roku wyznać mu miłość.  Okej, zrozumiałam, że tego nie odwzajemnia. Szanuję.  Ale do cholery może sobie darować te głupie komenatrze odnośnie mnie. Co mu odbija dzisiaj? - Płakała w ramię koleżanki.

- Nie przejmuj się, to idiota. - Amy nie widziała co powiedzieć.  Ja zresztą też nie.  Tristan zachowuje się na prawdę dziwnie.

- Wracać do roboty. Nie za to dostajecie wypłatę. - Wychylił się blondyn zza drzwi.

Poszliśmy do kuchni. Nie było teraz żadnego zamówienia, więc nie wiem w czym problem miał Tristan.

- Spokojnie, jakoś damy radę.  - Poklepała mnie po ramieniu z uśmiechem Amy.

No i udało się.  Do końca pracy, było już tylko kilka zamówień.  Tristan nie odezwał się do nas ani słowem. Poszedłem zdjąć z siebie fartuch. Zadzwoniłem też do Cona.

- Halo? - Zapytał zaraz po odebraniu.

- Cześć, idziesz ze mną na piwo za jakąś godzinę?

- Okej, a coś się stało?

- Można tak powiedzieć, ale porozmawiamy o tym później.  To ja po ciebie przyjdę.

- No dobra, cześć Bradzio.

- Hej.  - Rozłączyłem się.

Rozczesałem jeszcze swoje włosy i wyszedłem z lokalu.

- Brad, możemy porozmawiać? - Zatrzymał mnie głos blondyna stojącego na dworze.

- Nie ma o czym.  - Wyminąłem go i ruszyłem w stronę swojego domu.

- Czekaj. Jest o czym. - Chwycił mnie za ramię.

- Co? Chcesz żebym ci znowu obciągnął? Sorry. Mam ciekawsze zajęcie. - Wykrzyknąłem do niego.

- Kurwa Bradley. Jesteś okropny.

- Ja jestem okropny? Nie rozśmieszaj mnie.

- Dasz mi w końcu coś powiedzieć?

- Nie. Powiedziałem, że nie ma o czym mówić.  Nara. - Uwolniłem się z uchwytu Tristana i poszedłem do domu.

Zaniosłem swoją torbę, chwyciłem portfel i kurtkę i wyszedłem z domu. Po 15 minutach jazdy autobusem byłem po domem Connora. On też miał dzisiaj zły dzień.  Przywitał mnie długim przutulasem i ruszyliśmy do pobliskiego baru. Alkohol dobrze nam zrobi.

Pamiętam pierwsze piwo, potem kilka drinków i dwie butelki 0,7. Film się urwał.

--------
Siema, hej
Chciałam wam życzyć szczęśliwego 2017 roku.
I nie pijcie dziś za dużo bo potem głupoty robicie :p
Miłego dnia ;*

***
Pijetka

 High Hopes |Tradley| [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz