~Bonus~

60 6 2
                                    

Kartka z pamiętnika Vinncentego de Antuánes

Z dedykacją dla Zapiekanka2000
Za każde słowo wsparcia

Poranek tego dnia był naprawdę piękny. Wiosenne słońce ogrzewało kwitnące drzewa; okalało twarze jeszcze nieobudzonych do końca, mężczyzn. Ptaki śpiewały, krążąc nad ich głowami. A ja niczego tak nie pragnąłem, jak móc przeżywać ten dzień w kółko.

Praca na roli nie należała do najłatwiejszych. Charowałeś wtedy bez przerwy, przekopując ziemię, by później móc zasiać tam warzywa i każdego kolejnego dnia obserwować jak rosną. Nogi grzęzły w błocie, a ramiona bolały, gdy znów wbijałeś szpadel. Mimo, iż na dworzu panował przyjemny jeszcze chłód, wiedziałeś że za kilka godzin będziesz wycierać pot z czoła. Tak było zawsze, lecz w ogóle mi to nie przeszkadzało.

— Przynieść jeszcze wody? — spytała, więc odwróciłem się w jej stronę, przerywając monotonną pracę.

Lilianne tego dnia wyglądała naprawdę pięknie. Być może dlatego, że pierwszy raz widziałem ją bez obszernej, eleganckiej sukni. Długie, blond włosy związała w warkocz i oplotła go wokół głowy. Teraz mogłem przyjrzeć się jej lepiej, dokładniej. Okrągła, lecz nie pulchna twarz; ładnie skrojone, wąskie wargi i szare, błyszczące w słońcu oczy. Gdybym przyglądał jej się dłużej, zapewne doliczyłbym się kilkunastu piegów, uroczo zdobiących zaróżowione poliki.

— Niech się panienka nie męczy — rzekłem, zupełnie skrępowany jej urodą. Pocałowałbym jej chudą, delikatną dłoń, lecz w tamtym momencie moje ręce pozostawały brudne.

Uśmiechnęła się w odpowiedzi i mimo poplamionej od ziemi sukni, skłoniła się lekko, a na jej licach pojawiły się małe dołki. Och, jak bardzo pragnąłem móc wciąż uszczęśliwiać Lilianne.

— To żaden kłopot — odparła. — Usiłuję jedynie pomóc.

— Sam widok panienki tutaj, sprawia iż praca jest przyjemniejsza — zakomunikowałem, na co zaczerwieniła się jeszcze bardziej.

Była taka młoda i piękna. Pragnąłem móc oglądać ją każdego dnia. Każdego poranka podziwiać urodę i grację. Każdego roku składać w jej ręce życzenia spokoju i wiecznego zdrowia. Pragnąłem tego, choć wiedziałem jak niewiele to znaczy. Albowiem owa panienka miała już męża.

— Jest pan bardzo miły — powiedziała i uśmiechnęła się po raz ostatni, a później odeszła, podtrzymując suknię.

Obserwowałem ją przez kilka minut, zanim zniknęła z pola mego widzenia, a później do końca dnia myśliami biegałem wokół ów dziewki. Pragnąłem jej tak bardzo. Zbyt bardzo. I to mnie zgubiło.

~***~

Następnego dnia zaniosłem Rodrígue to, czego chciał. Zaniosłem czerwone róże, ciernie i kilka magicznych przedmiotów, których zdobycie graniczyło z cudem. W zamian dostałem jego skażoną grzechem, krew.

— Bądź ostrożny, Vi — rzekł, nie ruszając się z krzesła. — Znasz konsekwencje.

Nie chciałem go słuchać — miałem plan. Plan tak doskonały, że nikt nie był w stanie go zniszczyć. Miłość dodawała mi odwagi, kiedy połykałem z niesmakiem gorzką krew Rodrígue.

Dzieci Snów (Część 2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz