~Rozdział 9~

93 9 0
                                    

Pogodzenie się ze śmiercią było jak wyścig z czasem - niemożliwe. Pragnęłam jedynie się przyzwyczaić. Tak jak człowiek przyzwyczaja się do bólu i cierpienia.
Chciałam żyć, choć praktycznie byłam martwa. Chciałam kochać, chociaż moje serce dawno przestało bić. Chciałam latać, lecz nie miałam skrzydeł.
Ale zamierzałam nigdy nie przestawać próbować. Bo co innego mi pozostało?

~***~

Słońce obudziło mnie dzisiaj wcześnie - promienie wpadały przez małe, stare okno w rogu błękitnej sypialni. Jak na środek jesieni, na dworze robiło się naprawdę pięknie.
Widziałam jak Leon grabi żółte liście.
Przetarła zasypane powieki i ruszyła do łazienki.
Śniadanie czekało na mnie na stole. Usiadłam tuż obok Mr Pijawki, który właśnie zajadał makaron.
- Dzień dobry - przywitałam się, sięgając po miskę z sałatką.
Skinął głową w odpowiedzi.
- Dowiedział się pan czegoś?
- Nie - odparł, odkładając widelec i wyjmując z kieszeni paczkę papierosów. - W mieście nie ma żadnego nieznanego mi wampira.
Westchnęłam i zaczęłam konsumować sałatkę.
- W takim razie musiał to być ktoś znajomy - powiedziałam.
Obserwowałam jak Mr Pijawka wypuszcza dym z płuc. Był zmęczony, a jego czarny, starodawny kapelusz smutno zwisał z pijawkowej głowy.
- Nie wykluczam tego, aczkolwiek myślę, że ktoś po prostu zdążył się przemieścić.
Być może miał rację. W końcu przeżył dużo więcej wiosen niż ja. Poza tym wampirze środowisko wciąż pozostawało dla mnie wielką niewiadomą.
Damon dołączył do nas w momencie, w którym mój talerz święcił pustkami.
- Wyrzuciłeś Trevora? - spytał, siadając na przeciw.
- Nie - zaprzeczył i sięgnął po kawę. - Jestem pewien, że nauczyłeś go zasad. Dlatego powinieneś zabrać Elę na polowanie.
Skrzywiłam się. Nie brzmiało to zbyt dobrze, więc po cichu odsunęłam krzesło.
- Już to przerabialiśmy, Pijawo. Ty jesteś nianią, ona - wskazał na mnie - niemowlakiem, a ja złym wujkiem. Dzieci nie zostawia się z nieprzewidywalnymi, agresywnymi i nieodpowiedzialnymi osobami.
Cóż, w tym momencie przydałaby mi się umiejętność znikania, ale musiałam poradzić sobie w inny sposób - wstałam i cicho jak mysz, zaczęłam kierować się w stronę kuchni.
- Z chęcią zająłbym się Elą, ale mam obecnie inne rzeczy na głowie - odpowiedział Mr Pijawka.
- Wyobraź sobie, że ja też - warknął.
Byłam już kilka metrów od stołu. Jeszcze tylko kawałek i zdążę uciec do błękitnej sypialni. Być może zapomną o mnie i o jakichkolwiek polowaniach.
- Damonie - zaczął pan w kapeluszu - jestem pewien, że nie sprawi ci zbyt wielu kłopotów. Proszę cię jedynie o przysługę.
Jeszcze tylko kilka cichych kroczków, kawałeczek...
- A ty dokąd? - Usłyszałam za plecami głos Damona.
Świetnie.
- Dobra! - krzyknęłam. - Miejmy to już za sobą.
- Mówisz, jakbyś miała coś w tej sprawie do powiedzenia - odparł, chytrze się uśmiechając. - Nie wiesz, że dzieci i ryby głosu nie mają?
Przewróciłam oczami w odpowiedzi.
- Palant - burknęłam, na co nie zareagował. - Palant!
- Jak zwracasz się do wujka? - spytał, kiedy szłam w stronę błękitnej sypialni. Puściłam to mimo uszu, Mr Pijawka najwyraźniej też. - Wysiusiaj się i ubierz ciepło, mały wampirku. Masz pięć minut.

~***~

Jak się okazało, pogoda wcale nie była taka ładna na jaką wyglądała zza okna. Wiatr porywał liście do tańca i drażnił moje policzki. Miałam wrażenie, że za chwilę zacznie padać, choć słońce wciąż muskało bladą skórę.
Damon szedł tuż obok mnie z rękami schowanymi w kieszeniach. Miał na sobie jedynie - standardowo - skórzaną kurtkę, a mi, mimo ciepłego, zimowego płaszcza wciąż było zimno.
Nie odzywał się, ale ja również nie miałam nic do powiedzenia. Nie przeszkadzało mi to.
Wróciłam myślami do Dereca. Podziwiałam złotą jesień, kiedy on leżał pochowany pod zimną ziemią w środku lasu. Czy to było w porządku? Nie było. Wiedziałam to bardzo dobrze.
Ale nie mogłam nic z tym zrobić. Nie mogłam go wskrzesić ani cofnąć czasu - i chyba to bolało najbardziej.
Zabiłam pana z kryminału z zimną krwią i premedytacją. Nie powinnam teraz żałować. Tak nie zachowują się mordercy.
A może właśnie to robią? Może wyobrażenie o tych nieczułych, zimnych ludziach jest błędne. Może ich też zrzerają wyrzuty sumienia.
Tak jak mnie. Bo ja również byłam mordercą.
- O czym myślisz? - spytał.
Spojrzałam na niego - obserwował moją twarz.
- O niczym ważnym.
Zaśmiał się.
- Błąd - stwierdził, przenosząc wzrok na własne buty. - Masz zmartwiony wyraz twarzy.
Był dobrym obserwatorem. Przez chwilę zastanawiałam się czy to przez wampiryzm czy wiek.
- O Derecu - odpowiedziałam po chwili ciszy. - Zabiłam go.
Mój ton brzmiał tak obojętnie, że sama się go przestraszyłam. Damon najwyraźniej niej.
- Kim był? - spytał, kiedy wychodziliśmy z posesji Mr Pijawki. - Dobrym człowiekiem? Znałaś go?
Nie wiem - podpowiadał mi cichy głos w głowie. Czy wystarczyło wypić z kimś, żeby go poznać? Rozgryźć? Zrozumieć? Oczywiście, że nie.
Nie wiedziałam kim był, więc nie miałam prawa mówić o nim ani dobrze ani źle.
- Postawił mi kolejkę - odpowiedziałam i zaśmiałam się po tym, jak usłyszałam swój głos.
Damon uniósł kącik ust ku górze.
- Zabiłaś towarzysza od wódki? Nieźle.
Faktycznie, to nie brzmiało zbyt dobrze.
Obserwowałam prawie nagie już drzewa. Wyglądały mimo wszystko, naprawdę ładnie. Szczególnie w kontraście z żółtymi i czerwonymi liśćmi, które szeleściły pod ciężkimi butami.
- Lubię jesień - powiedziałam, choć sama nie byłam pewna dlaczego.
- A ja nie - odparł. - Wolałbym teraz być na Hawajach.
- Wszystko byłoby pewnie lepsze od zabawy w niańkę, co?
Uśmiechnął się i spojrzał na mnie z błyskiem w oku. Miał naprawdę ładne oczy.
- Szczerze? - spytał, na co skinęłam głową. - Masz rację.
Westchnęłam, ale nie miałam mu tego za złe. Pragnęłam jak najszybciej nauczyć się samodzielności i pogodzić z faktem wiecznego picia ludzkiej krwi.
Dlatego kiedy się zatrzymaliśmy byłam zdeterminowana, żeby robić wszystko co każe. W dodatku jak najlepiej.
- Punkt pierwszy - zaczął - szybkość. Daje ci przewagę w kontakcie z wrogiem, więc biegnij.
- Tak po prostu?
- No wiesz, najpierw prawa noga, potem lewa. Przebierasz swoimi krótkimi...
- Dobra - przerwałam. - Rozumiem.
Stanęłam wygodnie i ruszyłam. Nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło - po prostu biegłam. Jak człowiek.
Damon dogonił mnie w sekundę.
- Szybciej, mały wampirku - rozkazał i pojawił się kilkanaście metrów dalej.
- Śmieszny cię to?! - wrzasnęłam, ale nic nie odpowiedział. Przesuwał się powoli do przodu.
Wzięłam głęboki wdech. Zimne powietrze orzeźwiło umysł. Skupiłam się na krokach. Szybciej, mocniej, pewniej.
Biegłam, a drzewa przewijały się niebywale szybko i nim się zorientowałam - stałam już na przeciw uśmiechniętego Damona. - Punkt drugi - powiedział - siła.
Zniknął i pojawił się kilka metrów dalej, tuż obok jednego z większych drzew. A potem tak po prostu uderzył w gruby konar i pozostawił w nim odcisk pięści.
- Trzy, może cztery uderzenia i mamy czym palić w kominku - rzekł, po czym znowu schował ręce w kieszeniach skórzanej kurtki. - Dalej, Eleno, pokaż wujkowi co potrafisz.
Uniosłam brew. Cóż, co jak co, ale kontrolowanie siły było zapewne przydatne.
Podeszłam do najbliższego drzewa i uderzyłam. W efekcie jedynie zabolała mnie pięść.
- No - cmoknął - na pewno przestraszyła robaki.
Spiorunowałam go wzrokiem.
- Staram się, Damon - wycedziłam przez zęby. - Mógłbyś to docenić.
- Mógłbym - odparł, opierając się o konar - ale dla mnie liczą się efekty. Nikt nie będzie się zastanawiać nad tym, czy się starałaś przeżyć, kiedy będziesz martwa.
Walnęłam ponownie w te pieprzone drzewo, ale nadal uparcie się broniło. Może akurat to było niezniszczalne?

Dzieci Snów (Część 2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz