~Rozdział 7~

75 7 7
                                    

Z dedykacją dla Pazurek12

Czułam na sobie wzrok Vina, kiedy podnosiłam się z ziemi. Nie miałam pojęcia jak znów stać się widzialną. Trevora najwyraźniej to też nie satysfakcjonowało.

— No dalej, Eleno — ponaglał mnie. — Skup się.

Wciąż, zupełnie nieświadomie, kierowałam wzrok na Damona. Podniósł się i teraz stał z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Jego wyraz twarzy nie mówił nic, a przynajmniej ja nie potrafiłam go rozszyfrować.

— Vin jeden, Elena zero — powiedział kpiąco.

Zdenerwowałam się. Czy on naprawdę myślał, że to jest tak łatwe jak dodawanie? W jednej chwili miałam ochotę wybić mu z głowy głupie docinki i odkleić z twarzy kpiący uśmiech. Więc po prostu ruszyłam w stronę Damona. Nie fatygowałam się zbytnio — wiedziałam, że mnie nie widzi i nie ma pojęcia co zamierzam zrobić. Wykręciłam mu rękę do tyłu, po czym z całej siły pchnęłam jego ciałem. Chyba poczuł się urażony, gdy wyglądował tuż obok stóp Trevora.

— Salvatore zero, Elena jeden — zakomunikował Vin. W tamtej chwili żałowałam, że nikt oprócz mnie tego nie usłyszał. Uśmiechnęłam się mimo woli.

I w momencie, w którym Damon po raz kolejny podnosił się z ziemi i przeklinał pod nosem — starałam się odepchnąć magię. Wyłączałam powoli zmysły: słuch, wzrok, dotyk. Powtarzałam w głowie wciąż to samo zdanie: Chcę znów być widzialna. Nie udawało się.

Ze zrezygnowaniem usiadłam na zimnej ziemi, ale nie czułam chłodu.

— Nie poddawaj się — rozkazał Trevor.

Westchnęłam. Nie chciałam prosić mojego niedoszłego zabójcy o nic. Byłam zbyt dumna na coś takiego, ale jeśli mielibyśmy być na siebie skazani do końca życia...

— Będę tego żałować, ale — zaczęłam, kierując wzrok na Vina, który w tamtym momencie badawczo przyglądał się Damonowi — co mam robić?

Blondyn utkwił wzrok w mojej osobie. Jego oczy lśniły w słabych promieniach zimowego słońca i żal mi było, że sama takich nie posiadam. Zazdrościłam mu.

— Mówiłem ci już, Aniele — rzekł, ruszając w moją stronę. — Siła woli, umysłu, chęci. To nie jest aż tak trudne. — Dotknął mojego ramienia opuszkami palców. Był przy tym delikatny — miałam wręcz wrażenie, że jego dłoń unosi się w powietrzu.

— Staram się — odparłam.

— Widocznie nie wystarczająco.

Westchnęłam. Nie chciałam, żeby pokonała mnie magia. Co prawda, należała do Vina, ale w tym momencie była również moja. Cokolwiek chciałam — powinna to zrobić. Chyba, że Vin maczał w tym palce.

— Okej — zaczęłam niezbyt pewna tego, co zamierzam powiedzieć. — Utrudniasz mi to, prawda?

Vin zaśmiał się wesoło i usiadł tuż obok mnie. Nie czułam ciepła jego ciała. Czy to dlatego, że nie istniał?

— Zaczynasz używać mózgu — odparł, co zabrzmiało niemal jak wyjęte z ust Damona. — Nie opanujesz magii, jeżeli ci na to nie pozwolę.

Zwinęłam się w kulkę. Miałam naprawdę dość wszystkiego przez co wyrastała przede mną wielka góra, niemal nie do przejścia. Dopiero teraz poczułam jak bardzo przytłacza nadmiar problemów; jak przytłacza wymyślenie rozwiązania. Szukałam w głowie punktu odniesienia. Musiałam gdzieś zahaczyć stopę. Rozmowa z Vinem nie wchodziła w grę — miał w tym swój interes. Najpierw chciał mi pomóc, teraz robi od górkę. Jaki w tym sens?

Dzieci Snów (Część 2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz