~Rozdział 4~

106 9 2
                                    

Świat nie jest i nigdy nie był zwyczajny. Tajemniczość chowała się po kątach, a mrok grał w pokera z niewinnością.
Wszystko stało się możliwe, kiedy narodziła się sztuka, poezja i miłość. To ona sprawiała, że meble tańczyły, sztućce skakały, a złoty szal wycierał podłogę.
Dlatego starajmy się wierzyć: w siebie, jego i ich. Bo nigdy nie wiemy, kiedy złapie nas nadzwyczajność.

~***~

Posiadłość Mr Pijawki prezentowała się niemal królewsko. Duży ogród, przez który musieliśmy przejść, aby dotrzeć do pięknego, staroświeckiego pałacu, przepełniony był pomnikami
- niestety w mroku nie dostrzegłam co przedstawiają. Dookoła rosły ogromne, rozłożyste drzewa i małe, urocze krzewy, które jesienią wyglądały jak sterczące badyle. Nie musiałam widzieć róż, żeby poczuć ich zapach, roznoszący się wokół. Jak mogłam wcześniej nie wiedzieć o pijawkowej rezydencji? Znajdowała się jedynie parędziesiąt metrów za miastem.
Mr Pijawka szedł przodem z dumnie podniesioną głową, ozdobioną przez wielki, staromodny kapelusz.
- On - zaczęłam, wskazując palcem na mężczyznę - też jest taki jak my?
Caroline zwolniła tempo i spojrzała na mnie z uśmiechem. Jej włosy wciąż pozostawały w idealnym stanie, mimo wilgoci panującej na zewnątrz. Jak ona to robiła?
- Opowiem ci wszystko, kiedy będziemy na miejscu - odparła i chwyciła moją dłoń.
Wciąż miałam przed oczami martwe ciało Dereca. Mr Pijawka zakopał go w środku lasu. Starałam się mimo wszystko zapamiętać te miejsce i w najbliższej przyszłości wrócić - przynajmniej kupić kwiaty. Czy Derec lubił słoneczniki?
Bruk kończył się tuż przed schodami do pałacu. Pijawkowy dom wyglądał lepiej, niż większość biurowców w stolicy. Miał w sobie coś niezwykłego. Piękne balustrady dodawały uroku surowości ceglanego muru, a wysokie kominy sięgały niemal do nieba.
Z każdej strony rezydencję zasłaniały gołe o tej porze roku, drzewa.
Mr Pijawka wszedł jak pierwszy. W środku pachniało starymi murami i naftą.
- Leonie! - krzyknął, odwieszając swój długi, czarny płaszcz na wieszak. - Trzy porcje 0 Rh+!
Niski mężczyzna w mgnieniu oka pojawił się przed nami i skłonił nisko.
- Witamy w rezydencji - powiedział sucho, przytaknął jeszcze na prośbę Mr Pijawki, po czym odszedł. Z daleka wyglądał jak mała, czarna kulka.
Odwiesiłam swoją kurtkę tuż obok różowego płaszcza Caroline i popędziłam za właścicielem domu.
Salon nie należał do zbyt nowoczesnych. Zamiast kanapy stał olbrzymi, dębowy stół z kilkunastoma starannie wykonanymi krzesłami. Mr Pijawka wskazał ręką, aby usiąść.
- Więc - zaczął, kiedy Leon postawił przed nami wysokie, złote kielichy - witam cię w gronie dzieci mroku. Jak ci na imię, dziecko?
Zabrzmiało to aż zbyt formalnie, więc spojrzałam na Caroline. Skinęła głową zachęcająco.
- Elena - odparłam.
Mężczyzna wciąż nie zdjął z głowy staromodnego kapelusza i wyglądał jak jeden z tych telewizyjnych morderców. Ale skoro był taki jak ja - musiał być potworem.
- Kiedy umarłaś? - spytał zupełnie bezpośrednio.
Umarłam.
Wcześniej nie chciałam dopuszczać do siebie tej myśli. Więc kim teraz jestem?
- Zeszłego popołudnia.
Caro przełknęła głośno ślinę i upiła łyk krwi ze złotego kielicha.
Mr Pijawka zilustrował ją wzrokiem, po czym mruknął coś pod nosem.
- Jak to się stało?
- Przez cały dzień miałam głupie przeczucie, że umrę - zaczęłam, obracając kielich w dłoni i unikając wzroku gospodarza. - Kiedy wróciłam do domu po prostu wzięłam nóż i wbiłam go sobie w brzuch.
- Chciałaś popełnić samobójstwo?! - oburzyła się Caroline, wbijając we mnie wzrok.
Zarumieniłam się, bo sama nie wiedziałam co odpowiedzieć. Chciałam?
- Nie - odparłam. - To znaczy, chciałam, ale... - Oboje spojrzeli na mnie jak na idiotkę. - Och, trudno to wyjaśnić.
- Czy ktoś dał ci wypić swoją krew? - spytał Mr Pijawka, tym razem sam sięgając po napój. Uniosłam brew, w geście, że nie rozumiem. - No wiesz, jakieś imprezy, zabawy z chłopakami, podgryzanie?
- Nie!
Sama myśl o czymś takim powodowała gęsią skórkę i odruch wymiotny. Picie krwi wtedy, kiedy jeszcze żyłam - fuj.
- Robi się ciekawie - mruknął, ale nie zamierzał wypytywać dalej. - Jesteś nosferatu.
- Czym? - spytałam.
Łacińskie nazwy nic mi nie mówiły, w końcu nie studiowałam prawa ani medycyny.
- Wampirem - rzuciła Caroline jakby od niechcenia.
Świetnie. Stałam się nieśmiertelną pijawką.
- To stąd wziął się Mr Pijawka - walnęłam, opierając się o niezbyt wygodne krzesło, a cała nadzieja na magiczne lekarstwo prysnęła niczym bańka mydlana.
Mężczyzna zaśmiał się zaskakująco przyjemnie. W ogóle miał bardzo miły ton głosu, zupełnie nie pasujący do wyglądu.
- To bardzo stare i zabawne przezwisko - rzekł, wyciągając z kieszeni marynarki papierosa. - Lubię je.
Wyobraziłam go sobie jak zjada kolejną ofiarę i chwilę przed śmiercią szepcze jej do ucha - ,,Mr Pijawka, miło było poznać."
- Bardzo zabawne - potwierdziłam.
Obserwowałam jak odpala fajkę. Miał delikatne, niemal kobiece rysy twarzy, szpiczasty nos i kilka zmarszczek na czole, a ciemny zarost przeplatał się z siwizną, tworząc dzieło sztuki na pijawkowej brodzie.
Był szczupły, choć wyróżniały go szerokie ramiona. Chude palce zdobił wielki, srebrny pierścień, dodając mu w jakimś stopniu wyższości. Być może czuł się silny, mimo niepozorności wyglądu i dlatego wciąż trzymał głowę nienaturalnie wyprostowaną.
- Napij się, Elo - rzekł, wypuszczając chmurę dymu z wąskich ust.
- Mam na imię Elena - poprawiłam.
Chyba trudno je zapamiętać - Derec też miał z tym problem.
- Wiem, Elo.
- Dajcie spokój - wtrąciła się Caro, ale nim zdążyła dodać kolejne zdanie, przerwał jej dźwięk otwieranych drzwi. - Spodziewasz się gości, Pijawko?
- Nie - odpowiedział, po czym zaciągnął się kolejny raz. - Może to kolejny świeżak.
- Mr Pijawko! - krzyknął Leon radośnie. -Mamy gościa!
Gospodarz nie zareagował. W ciszy czekał, aż owy ktoś sam go znajdzie.
Podparłam głowę na dłoniach i wyobrażałam sobie kim będzie ta osoba. Prawdopodobnie kolejny wampir, których w tym momencie miałam dosyć na najbliższe dziesięć lat. Jaka szkoda, że stałam się jednym z nich.
Leon jako pierwszy wszedł do salonu. Był uśmiechnięty od ucha do ucha. Czyżby piękna wampirzyca?
Ale zamiast ponętnej kobiety pojawił się mężczyzna w czarnej, skórzanej kurtce. Zmierzwił włosy ręką, podszedł do Mr Pijawki i uderzył go w ramie.
- Cześć Pijawo - powiedział, po czym wzrok zawiesił na mnie i Caroline. - Głupia blondi i mokra foczka, cóż za niespodzianka.
Spojrzałam na siebie - rzeczywiście jeszcze nie zdążyłam wyschnąć.
- Palant - skwitowała Caro i jednym łykiem opróżniła kielich. - Jak miło widzieć cię ponownie - wysyczała, wycierając usta.
Zaśmiał się w odpowiedzi, a Mr Pijawka zagasił niedopałek.

Dzieci Snów (Część 2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz