Like a black moon - it's a terrible sign

176 29 1
                                    

Wysiadłem z samochodu, zaciągając się świeżym i orzeźwiającym powietrzem. Było ono zupełnie inne niż to na ulicach Seulu. Tak, teraz już byłem pewien, że to moje miejsce na ziemi. Oby tylko sprzedaż poszła szybko i bezproblemowo, wtedy będę spełniony. Uniosłem głowę w górę, spoglądając w korony drzew i tym samym powoli ruszając do bramy. Lecz nim zdążyłem do niej dojść, wpadłem na kogoś. Bliskie spotkanie naszych ciał skuteczne sprowadziło mnie na ziemię. Osobą na którą wpadłem był średniego wzrostu mężczyzna o brązowych włosach i ciemnych oczach, zapewne właściciel nieruchomości. Skłoniłem się ku niemu w geście przeprosin.
-Przepraszam najmocniej. Po prostu jestem zachwycony scenerią.- powiedziałem a mężczyzna tylko mruknął coś pod nosem, ruszając przed siebie w stronę domu. Poszedłem za nim bez namysłu, aż weszliśmy na werandę. Otworzył mi ciemne, wysokie drzwi, przepuszczając pierwszego. Skinąłem głową, przekraczając próg domu, w którym unosił się zapach świerkowego drewna.
-Cieszę się, że zdecydował Pan się na oględziny. Większość ludzi dzwoni, jednak nigdy się nie pojawia. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się dzieje.- powiedział w końcu niższym, niż się spodziewałem głosem, wskazując mi na schody. Prychnąłem mentalnie. Może dlatego, że dał Pan taki, a nie inny opis sprzedaży?
Zaczęliśmy zwiedzać dom. Opowiadał mi o jego zaletach i, w gruncie rzeczy, niewielu wadach. Wydawał się być bardziej spokojny, opanowany teraz, niż, gdy rozmawialiśmy przez telefon. Ogólnie rzecz ujmując, dom był perfekcyjny. Nawet te kilka wad, o których wcześniej mi wspomniał.
-Wiesz Baekhyunie, dam Ci dobrą radę. Nie wpuszczaj do tego domu mężczyzny w kapeluszu.- dodał na koniec, patrząc mi głęboko w oczy. Nie powiem, lekko mnie tym przestraszył. Postanowiłem jednak zignorować to na całej linii.
-Przelew dostanie Pan najpóźniej jutro. Jeszcze dzisiaj postaram się go wykonać. Jest Pan pewien, że mogę się od razu wprowadzić? Może zaczekam i dam panu czas na spakowanie swoich rzeczy?- zapytałem gdy byliśmy już obok salonu, jednak zamiast odpowiedzi, mężczyzna wskazał mi na spakowane walizki w kącie pomieszczenia. Widocznie śpieszyło mu się do wyprowadzki.
Załatwiliśmy od ręki wszelkie formalności, dostałem klucze od domu a były już właściciel, pośpiesznie odjechał swoim srebrnym wozem. Był jakiś dziwny, nietypowy, jakby coś tu się wydarzyło, a on, chcąc uciec od przeszłości, szybko chciał pozbyć się tego domu. No ale co mogło się tutaj stać, oprócz walk z szopami, kretami i robalami w lato? Nic więcej. No, może jeszcze problem jesiennych liści na podjeździe oraz zbyt dużo gałęzi połamanych przez ptaki oraz wiatr. Teraz tylko musiałem pojechać po swoje rzeczy do mojego dawnego mieszkania w Seulu. Lecz zanim to się wydarzyło, postanowiłem zwiedzić okolice. Było to małe miasteczko, o ile w ogóle miasteczkiem można to nazwać a mój nowy dom znajdował się w pobliskim lesie. Seungmin, bo tak nazywał się ten mężczyzna, wspomniał mi o tym. Poznam nowych ludzi, wybadam, jakie są tutaj stosunki międzyludzkie. Jak postanowiłem, tak też zrobiłem. Nie brałem samochodu, gdyż do epicentrum tego miejsca szło się zaledwie kilka minut. Chciałem tym samym zaprzyjaźnić się z drogami. Skoro miałem tutaj mieszkać, to chyba logiczne, że chciałem wiedzieć, gdzie iść, gdy będę czegoś potrzebował.
Droga była ugnieciona w piachu, gdzieniegdzie wylana asfaltem, który został najwyraźniej nieudolnie rozrobiony, bo nie miał gładkiej konsystencji, a otoczona z każdej strony drzewami, które w miarę przemieszczania się do przodu, malały i robiło się ich coraz mniej. Wciąż jednak byłem zachwycony magią tego miejsca. Ledwo się tutaj przeniosłem a już odczuwałem niesamowitą więź z tym miejscem. Nawet widoczne już miasteczko, nie kolidowało z naturalnością oraz nastrojem panującymi w lesie.
Jako pierwszy cel, obrałem sklep warzywny. Dlaczego? Dlatego, że w takich miejscach zawsze jest sporo ludzi. A ten sklep wydawał się być na tyle przyjemnym miejscem, że nie musiał narzekać na brał klienterii. Otworzyłem do niego drzwi, witając się ze sprzedawczynią, która okazała się być kobietą, na oko po czterdziestce. Poprosiłem ją o jedno jabłko, by nie wyjść na gbura.
-Jest Pan nowy tutaj, prawda? Gdzie Pan zamieszkał?- zapytała, kładąc wtedy owoc na wagę, by po chwili unieść je do góry w dłoni.
-Tak. Zamieszkałem w domu pana Seungmina. Wie Pani może coś na temat mężczyzny w kapeluszu?- zapytałem, nie zdając sobie nawet sprawy, jak moje pytanie mogło wpłynąć na kobietę. Spojrzała na mnie przerażona, upuszczając tym samym jabłko na ziemię. Od razu spadło i obiło się z kilku stron. Schyliłem się po nie, podając jej owoc.
-Przepraszam. Nie mogę się dzisiaj skupić. Jeśli chodzi o tego mężczyznę, to legenda. Ktoś kiedyś to palnął, mieszkańcy tylko tego domu w lesie twierdzili, że go spotykali a on robił im na złość. Niech Pan sobie nie zawraca głowy- posłała mi słaby uśmiech, który miał niejako ukryć jej obawy. Ale ja znałem się na ludziach. Wiedziałem, że nie jest ze mną szczera. Ale komu mam wierzyć. Legendzie czy może tej kobiecie?

Is anybody home? | ChanBaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz