It's all mine, it's my nightmare.

101 26 0
                                    

Nie mam ochoty iść do miasta. Zastanawiam się, czy może mają tutaj zakupy na telefon? A jak nie, to zamówię z Seulu. Zapłacę prawie drugie tyle, ale nie będę musiał znów czuć się oszukiwanym. Kogokolwiek bym nie spytał, on twierdzi, że nikt w czarnym kapeluszu nie istnieje a sama jego osoba, jest wytworem chorej psychiki prawdopodobnie pierwszego z właścicieli tego dworku, podczas, gdy mężczyzna, od którego kupiłem posiadłość twierdził, że jego życie było zatruwane przez tajemniczego mężczyznę, który mieszkał w lesie. Idąc do domu, wyciągnąłem telefon z kieszeni, włączając ekran a następnie połączenie do najbliższego granicy Seulu supermarketu, zamawiając sobie zakupy, które były dla mnie niezbędne. Pani ze sklepu określiła czas dostawy moich wyborów na pół godziny. Zaskoczył mnie ten okres, no ale nie będę protestował, przecież to pójdzie na moją korzyść. Podziękowałem, rozłączając się by po chwili wsunąc telefon do kieszeni moich spodni. Skupiony myślami nad zakupami, nie patrzyłem pod nogi, dlatego już po chwili prawie się przewróciłem, przez leżącego na środku mojej drogi, czarnego kruka. Znowu. Tym razem nie byłem zaskoczony ani zdenerwowany, ale zirytowany.
-Dlaczego bawisz się w te chrzanione podchody!? Jeśli coś chcesz, to tu kurwa chodź a nie zabijasz zwierzęta!- krzyknąłem w akcie desperacji, zamykając oczy. Spokojnie Baekhyun, oddychaj. Wszedłem na werandę, by po chwili wejść do domu, gdzie ogarnęła mnie kolejna fala irytacji, z powodu braku zielonej herbaty, którą tak kochałem. Chciałem, żeby ten facet, o ile istnieje, przestał się bawić w kotka i myszkę i w końcu wyszedł z ukrycia. Jestem tu mniej niż dwa dni, a już jestem zmęczony. Dochodziłem w tej chwili również do wniosku, że mieszkanie w Seulu nie było takie złe.
Aby odciągnąć myśli od tej całej sytuacji, wyciągnąłem laptopa z torby, siadając w salonie na ciemnej, skórzanej kanapie, która okazała bardzo wygodna. Wyciągnąłem nogi w jej wzdłuż, patrząc w ekran. Zaledwie sześc tysięcy słów, to tak niewiele. A weny mi brakowało. To straszne, już kolejny dzień nie mogę napisać ani słowa. Myślałam, że jeśli przeniosę się w spokojne miejsce, ona wróci. Jak widać, nie wróciła a przynajmniej nie do tej powieści. I wtedy wpadłem na pomysł. Zamknąłem bieżący dokument, by otworzyć nowy i z kopyta ruszyć z nowym pomysłem. Napiszę powieść, gdzie będzie ten tajemniczy mężczyzna. Tajemnica, strach, psychoza. Czuję, że to naprawdę dobry materiał na książkę! Czyli jednak się myliłem. To nie w miejscu tkwił problem, a w treści tekstu. No oczywiście! Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłem?

Is anybody home? | ChanBaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz