Rozdział VIII ,,wyjazd"

55 0 0
                                    


Zbliżał się koniec wakacji lipca. Dwa dni zostały do Wyjazdu Leo i Charliego. Bardzo byłem przygnębiony tym, że wyjeżdżają tak szybko. Nie mogłem się z tym pogodzić. Cały czas zastanawiałem się dlaczego tak jest i mówiłem sobie, że życie jest okropne. Chłopaki próbowali mnie jakoś pocieszyć i mówili, że jeszcze przyjadą, ale ja i tak wiedziałem swoje i podejrzewałem, że nigdy ich już nie zobaczę na żywo. W końcu się ogarnąłem i powiedziałem sobie, że to przecież mogą być ostatnie nasze wspólne dni i nie chciałem aby minęły w smutku i rozpaczy. Dlatego Poszedłem z chłopakami na swojego rodzaju pożegnalne ognisko. Nic się tam nie wydarzyło, oprócz tego, że Charls prawie wpadł do wody przez swoją nieuwagę i roztrzepanie. Z ogniska wracaliśmy jakoś po 22:30. Idąc przez leśną ścieżkę zauważyliśmy jakiegoś faceta biegnącego w naszą stronę. Na początku nie wydawało nam się to dziwne, ponieważ sporo ludzi biega tutejszymi drogami. Nieznajomy zaczął się do nas zbliżać. Gdy był od nas jakieś 10 metrów stanął, wyjął pistolet i zaczął w nas mierzyć. My się przestraszyliśmy ale jednocześnie byliśmy zdziwieni, a w mojej głowie szykowały się już plany ucieczki. Facet zawrócił nas na miejsce ogniska, a jak tam doszliśmy to zaczął mówić:

-Macie zamknąć ryje i nic nie mówić! Jak tylko się ruszyć to was zabije!!!

-O co ci chodzi?? - zapytałem.

-Stul pysk!! - krzyknął oprawca.

Przez jakieś dwie minuty stał i w nas celował. Po czym przybiegły dwie osoby. Zauważyłem, że to mój ojciec, ze swoim partnerem z pracy.  Zauważyłem to nie dlatego, że miałem jakieś fajowe okulary, tylko dlatego, że było dosyć widno jak na środek nocy i praktycznie wszystko było widać. Uwielbiam takie właśnie noce. Gdzie, żeby się poruszać nie trzeba brać ze sobą latarek i tym podobnych przedmiotów. Ojciec nagle krzyknął:

-Stój policja! 

-Tato pomocy!!! - krzyknąłem wiedząc, że ten zwyrodnialec nas nie postrzeli , bo wtedy nie miałby zakładników.

-Żuć tą broń albo strzelam!!! - krzyknął kolega z pracy mojego ojca aspirant sztabowy Maciek Kuźma.

-To wy żucie broń, bo rozkurwie łeb twojego synka! -  wcelował w nas glocka.

Mój ojciec po chwili zawahania i namysłu oddał strzał ostrzegawczy. Napastnik od razu odwrócił się w stronę mojego ojca i celował w nich. Wiedziałem, że policjanci nie mogli strzelić, ponieważ istniało ryzyko, że my dostaniemy. Napastnik wraz z policjantami krzyczeli jeszcze na siebie, a ja zauważyłem, że za nami stoi nie kto inny jak inspektor  Mazur. Podszedł bliżej do człowieka z bronią, który nie zauważył go przez jakiś czas. Niestety aresztowanie z zaskoczenia spieprzył jakiś zwierz, który połamał patyk czy coś takiego. Bandyta pewnym ruchem odwrócił się celując w inspektora. Jednak ten się nie zawahał od razu oddał strzał w nogę. Ja bez zastanowienia po upadku zamachowca podbiegłem do niego kopnąłem broń w stronę Mazura i założyłem dźwignię kryminaliście. Ojciec podbiegł do mnie, podał mi kajdanki i powiedział:

-Synek ubezpieczamy cie! Czyń honory.

Zakułem agresora, a inspektor przez ten czas wezwał karetkę pogotowia, która przyjechała po jakiś 5 minutach. Przełożony mojego ojca pogratulował mi dobrze założonej dźwigni i szybkiej reakcji. Zaproponował mi także pracę w policji jako informator. Powiedział, że przydam im się bardzo  bo mi będzie łatwiej wkręcić się do ekipy nastolatków niż komuś od nich. Ja oczywiście przyjąłem ofertę. Zawsze chciałem robić coś pożytecznego dla państwa.

       Ostatni dzień minął spokojnie i bez żadnych niespodzianek. Spędziliśmy go grając na komputerze w cs'a i kilka innych gier. Poszliśmy spać około 24:00. Jeszcze przed snem ojciec wyjaśnił nam, że ten facet, który wczoraj nas zaatakował był ścigany za zabójstwo policjanta i rozbój. Wstałem rano ze łzami w ochach, ponieważ uświadomiłem sobie, że to już dzisiaj, że już jadą moim przyjaciele. O 8:00 byliśmy na lotnisku. Żegnając się z nimi Charlie mi powiedział, że cieszy się z tego co wydarzyło się jakieś dwa tygodnie temu. A mianowicie z naszej przygody na ognisku i po nim. No i odjechali mieli już nie przyjechać w tym roku. Widząc ich jak wsiadali do samolotu zacząłem beczeć jak dwulatek. Było mi tak bardzo smutno, że nie potrafiłem się uspokoić. Jeszcze gorzej było jak samolot ruszał. To co wtedy czułem jest nie do opisania. Był to jakiś ból i smutek, ale połączony z czymś podobnym do nadziei i euforii. Przypomniały mi się słowa Leo na początku tego jak tu przyjechał. 

,,Proszę cię, nie mów nikomu, że tu jesteśmy. Chyba, że ufasz tej osobie w stu procentach."

Dochowałem tej tajemnicy i nikt oprócz Olka nie wiedział, że tak sławni ludzie są u nas w tak małej miejscowości.


Zakazana miłość | BaM (Ukończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz