His time

283 57 13
                                    

To już drugi tydzień, odkąd Josh usiadł plecami do Tylera i pozwolił mu dotknąć swoich czerwonych skrzydeł.
Były takie, jak Tyler je sobie wyobrażał.
Silne i sprężyste, ale jednocześnie miękkie.

Josh pobił wtedy swój rekord milczenia, ponieważ nie odezwał się ani słowem przez całe dziesięć minut, które Tyler poświęcił na badanie czegoś niesamowitego, jak to określił jego nowy przyjaciel. Przez większość czasu nie czuł zupełnie n i c, tylko przez moment odczuł delikatne mrowienie w okolicach łopatek i raz zanotował coś zimnego przebiegającego wzdłuż  kręgosłupa.

Od tamtej pory obaj spędzali dnie na siedzeniu i rozmawianiu, czasem też śpiewali różne piosenki, które przypominały im o rzeczach z dzieciństwa. Josh nie spytał Tylera o jego skrzydła i dziury w koszulkach, zaczął snuć niedorzeczne domysły, ale mimo to, nie naciskał. Cierpliwie czekał, aż Tyler sam się przed nim otworzy.

A ciemnowłosy chłopak bardzo to doceniał.
Doceniał też to, że Josh oprócz swojej niesamowitej aury, jaką wokół roztaczał, był inny niż reszta pod każdym możliwym względem. Dlatego właśnie do siebie pasowali. 

Mieli dopiero siedemnaście lat, ale rozumieli więcej i obserwowali uważniej.

- Moglibyśmy coś kiedyś nagrać. No wiesz, razem - proponuje Josh siedzący naprzeciwko Tylera. Pusty i rozległy ogród za domem Josepha nadawał się idealnie do ich długich spotkań, o tej porze roku powietrze było przyjemne, a słońce nie paliło. Nikt im nie przeszkadzał, a mama Tylera wreszcie była spokojniejsza o syna. Jej mysie skrzydła, zwykle zwieszone, zdawały się unosić w takich momentach jak ten.

 - Dobry pomysł. - Tyler już nie musi uciekać wzrokiem od chłopaka. Swobodnie przeczesuje ręką włosy i miesza słomką kostki lodu pływające w jego napoju.

- Chyba nawet mam gdzieś w garażu mikrofon. Poprosiłbym tatę, żeby mi pomógł go poszukać, ale... - Josh przygryza dolną wargę, a Tyler nieświadomie wpatruje się w biały ślad, jaki pozostawia kieł na ustach czerwonowłosego.

- Co a l e ? - pyta.

-... Nie mamy wokalisty - kończy Josh i brunet mruga pospiesznie, by przywrócić się do porządku. Dopiero po chwili przypomina sobie o czym mówił przyjaciel.

- Ah. Ja umiem śpiewać. - Jeszcze nie zdąża zadecydować, czy żałuje wypowiedzianych słów, a na twarzy Josha już maluje się szeroki uśmiech.

- Serio? Co jeszcze umiesz robić? - śmieje się i szturcha Tylera w ramię wciąż pamiętając, by unikać wrażliwych miejsc na łopatkach. - Zaraz się okaże, że wcale mnie nie potrzebujesz w zespole!

- To wszystko, nic więcej nie potrafię.

Nie potrafię  l a t a ć.

Ta myśl nieoczekiwanie atakuje Tylera i jego nastrój ulega zmianie. Minęło już kilka dni odkąd przestał myśleć o tym tak często, choć nie wie komu przypisać tę zasługę. A może wie, tylko nie chce się do tego przyznać przed samym sobą.

- Hej - słyszy czyjś miękki głos i znów wyrywa się z transu - Ziemia do Tylera!

Chłopak odwzajemnia przyjacielski uśmiech Josha i podnosi się z trawy.

- Dokąd to?

Już po chwili obaj idą równym krokiem w kierunku znanym tylko brunetowi.

- Nie możemy marnować czasu, który On nam dał - odpowiada Tyler konspiracyjnym tonem, a jego oczy wędrują ku niebu.  



IsleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz