Winding roads

286 65 4
                                    

To wszystko stało się tak szybko, że Tyler nawet nie wiedział, w którym momencie przeniósł się ze szkolnej łazienki na krawężnik niedaleko jego ulicy. Siedzący obok niego Josh popycha czubkiem buta odłamane fragmenty asfaltu i od czasu do czasu zadaje różne pytania. Tylera dziwi ogromna cierpliwość czerwonowłosego i jego spokój. Chce taki być.

- Wspominałeś, że lubisz muzykę - przerywa ciszę Josh.
- Tak, racja.
- Grasz na czymś? - nie daje za wygraną.
Tyler odwraca głowę w innym kierunku i nerwowo kurczy palce.
- Na pianinie.
Nigdy nikomu o tym nie wspominał, częściowo przez to, że nikt go o to nie pytał.
Jak dotąd nikt nie pytał go o nic. Jest dla reszty powietrzem.
Ale nie dla Josha.

Chłopak unosi brwi z zaskoczeniem i jego usta znów rozciągają się w szerokim uśmiechu.

- Naprawdę? Długo już grasz? - dopytuje, a brunet wyłapuje w tonie jego głosu szczere zainteresowanie. Dawno nikt się tak do niego nie zwracał.

- Kilka lat - Josh kiwa głową z uznaniem - A ty? Grasz na czymś?
- Na perkusji. Jest trochę... głośna. Czuję, że z końcem miesiąca rodzice wywalą mnie z domu - śmieje się, a jest to cudowny dźwięk. Tyler chciałby go kiedyś odtworzyć na pianinie, choć wie, że to niemożliwe. Dostrzega ponad barkami Josha jego skrzydła, czerwone i mieniące się osobliwym blaskiem.
Czuje się dobrze, dużo mniej skrępowany niż wcześniej. Chyba właśnie to poczucie sprawia, że z ust Tylera wychodzi pytanie:
- Czy twoje skrzydła cię nie bolą?

Josh momentalnie przestaje się uśmiechać i chłopak spogląda w oczy drugiego.
Tyler też w jednej chwili traci swobodę, ma wrażenie, że jego skóra swędzi i robi się ciasna,
zbyt ciasna by pomieścić jego zimne ciało. Zbyt szybko podnosi się z krawężnika, a jego głowa eksploduje tępym bólem i czymś jeszcze.

To nie tak miało wyglądać.

- N-nie ważne. Nic nie mówiłem.
Tyler zaciskając mocno powieki obraca się na pięcie i biegnie przed siebie.
Chciałby teraz rozłożyć skrzydła, silne i szerokie, i odlecieć daleko stąd, daleko od krętych dróg, przy których poustawiane są domy. Chciałby spojrzeć na wszystkich z góry, a potem zniknąć wśród drzew i już nigdy z nich nie wyjść.

- Zaczekaj! Tyler, stój! - słyszy głos Josha za plecami, ale nie zatrzymuje się. Pocięta koszulka wpuszcza chłodne powietrze i muska ciało Tylera, ale w zetknięciu z jego lodowatą skórą wydaje się być dziwnie ciepłe.

W końcu Josh dogania chłopaka i chwyta go za ramię, ale jego ręka ześlizguje się na plecy i trafia na łopatki.
Tyler odskakuje niczym poparzony.

- Nie dotykaj mnie - oto, co musi powiedzieć.
Nie dotykaj moich skrzydeł - oto, co chce powiedzieć.
Ale to nie jest już ważne, bo wszystko zepsuł.
Jak mógł w ogóle myśleć, że Josh nie weźmie go za szaleńca?

- Przepraszam, ja... Tyler, przepraszam - wyciąga obie dłonie przed siebie, jakby próbował uspokoić spanikowane zwierzę, którym Tyler rzeczywiście jest.

Spłoszony ptak, który nigdy nie wyleci ze swojej klatki.

- Po prostu mi wyjaśnij... na spokojnie... chciałbym cię zrozumieć - prosi go Josh i spogląda na niego w taki sposób, że Tyler już nie chce uciekać. Zasłania oczy i nabiera głęboko powietrza.
Albo powie to raz i szybko, albo nigdy.

- Twoje skrzydła są takie duże i szerokie, zawsze rozpostarte, nie wiem jak to możliwe, że nie utykasz w drzwiach do klasy, nigdy nie widziałem u kogoś tak czerwonych piór, tylko brązowe albo szare, z wyjątkiem ciebie i mojej mamy, ona kiedyś miała prawie białe, ale przeze mnie mają teraz kolor popiołu. Może nie powinienem z tobą rozmawiać, bo twoje staną się takie same? Na pewno nie powinienem, ale bardzo chciałbym ich dotknąć, chciałbym wiedzieć, jak je rozkładasz, chciałbym przestać czuć ból i odlecieć któregoś dnia - nie przestaje mówić, nawet kiedy czuje silne palce chłopaka na swoich nadgarstkach, które powoli odsłaniają twarz Tylera - Chciałbym po prostu wiedzieć, jak latać. Rozumiesz?

Ośmiela się podnieść wzrok i napotyka spokojne oczy Josha, które mówią tak wiele.
Mówią: rozumiem.

IsleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz