Rozdział 2

1.6K 88 45
                                    


  Otyły jegomość o przyjaznym wyrazie twarzy, patrzył na nich z czymś w rodzaju uprzejmego zainteresowania.

-Ho, ho, ho! Witam, witam! Kogóż mają przyjemność oglądać moje oczy?- Ottis podszedł bliżej nich wytężając oczy. Był krótko wzroczną osobą, przez co przypominał Geraltowi kreta.

- Nataszo!- Zawołał jegomość- przynieś nowemu gościowi coś na ząb!

Uśmiechnął się do nic dobrotliwie.

- Panie Geralcie, może przedstawiłby mi pan swego przyjaciela?

-Ależ oczywiście. Panie Ottis to jest Roche. Mojego przyjaciela spotkało nieszczęście i nie ma gdzie się podziać...

- Ah! Więc to tak? W takim razie oczywiście użyczę mu dachu nad głową... W ramach... - Ottis zamyślił się na chwilę.

- W ramach zapłaty za moje usługi.- Dokończył kwaśno Wiedźmin.

- Ho, ho, ho! Właśnie tak! Teraz muszę niestety zająć się pracą panowie wybaczą.

Ottis machnął im ręką i wyszedł. Roche chwilę jeszcze patrzył za nim, po czym odwrócił się do Geralta.

- To gdzie ta Natasza? I kiedy powiesz mi wreszcie, po co ja jestem ci potrzebny?

- Mogę ci powiedzieć nawet teraz. Chodźmy tylko do mojego pokoju.

*~*~*~*

Geralt przekręcił klucz w zamku.

- Umm.. To konieczne?- Zapytał Roche.

Pokój urządzony był bardzo surowo, ale Wiedźminowi to wystarczało. Geralt jak gdyby pozbawiony już sił padł na łóżko.

- Tak na razie. Nie chcę by ktoś nam przerwał.

Vernon skrzywił się teatralnie

-, W czym, przerywał? Ty chyba nie...- Wiedźmin spiorunował go wzrokiem.

- Chyba sobie jaja robisz. Chcę z tobą poważnie porozmawiać, na temat zlecenia przy którym miałeś mi pomóc.

- Ach tak?- Roche z kpiną uniósł brwi do góry.

- Tak. – Odpowiedział Geralt.

- Więc jak ma się sprawa?

- Sprawa ma się tak.- Zaczął Wiedźmin.

- Dom od jakiegoś czasu nawiedza istota, która pod pewnymi względami przypomina ducha.

Vernon prychnął głośno.

- I z tym nie dasz sobie rady? Serio?

- Tak, sam nie dam sobie z tym rady, a ty nie dasz sobie rady z tym fisstechem...- ostatnie słowa jadowicie wysyczał. Następnie już całkiem spokojny zaczął

- Aby odesłać tę zjawę potrzebuję odnaleźć trzy symbole, wtedy zobaczę jej formę. Rozumiesz, Roche?

Vernon pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Nic nie rozumiem- Powiedział z szerokim uśmiechem.

Geralt wiedział już, że będzie to trudna współpraca.

- Chodzi mi o symbole, złości, żalu i prawdy. Dopiero wtedy będę mógł zobaczyć jej formę...

Roche popatrzył na niego pytająco.

- A później, co?

Wiedźmin ciężko westchnął. Później następowała zawsze część, którą ostatnimi czasy lubił coraz mniej.

- Później w zależności od indywidualnej decyzji, po prostu likwiduję zjawę. Ale teraz może zajmiemy się sprawą fisstechu. Rozpocząłem już małe śledztwo w tej sprawie.

Vernon zaskoczony spojrzał na, Geralta, który jedynie delikatnie się uśmiechnął.

- Jak to?! Tak po prostu rozpocząłeś śledztwo? – Roche nie mógł tego pojąć.

- Tak. Mam już listę podejrzanych. Moi znajomi dalej jeszcze zbierają poszlaki.

- Mówisz serio?- Roche był widocznie podniecony.- Dziś wieczorem w „Chętnych Udach" Geralt!

- W zamtuzie? No ja nie mogę... Kolejny Jaskier...

-Tak! Spotkamy się tam z Ves. Ona ma przynieść to, co udało się zebrać moim ludziom.

- Dobra, dobra Roche. Ale idź się lepiej wykąp, bo panienki uciekną.

*~*~*~*

Kiedy Vernon Roche zażywał kąpieli, Geralt siedział pogrążony w czarnych myślach.

Podobno król Foltest gościł na swym dworze czarodziejkę. Kasztanowłosą Triss Merigold.

Wiedźmin lubił ją, ale nie chciał się z nią spotkać. Problem był jednak jeden i to dość duży.

Triss na pewno będzie chciała doprowadzić do tego spotkania. Gdy sobie to uświadomił był zdolny jedynie do cichego „kur".

Mdliło go na tę myśl. Położył się a jego myśli odleciały w przeszłość. Myślał o Yennefer, Ciri i o grupie przyjaciół, która zginęła, jak zawsze sądził z jego winy.

A wieczór tym czasem nadszedł fantastycznie szybko. 

Boku no GeraltOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz