Rozdział 8

713 47 47
                                    


  Winicjusz de Lörche siedział jeszcze dłuższą chwilę po wyjściu dwójki przyjaciół.

W dłoniach trzymał dalej otwartą księgę, lecz jego wzrok od dawna nie śledził już tekstu.

Wdychał ulatniający się powoli zapach swoich gości. Skupił swoją uwagę i wytężył swój najczulszy zmysł. Swoją najskuteczniejszą broń. Musiał zapamiętać woń Wiedźmina, by ten nigdy nie mógł go zaskoczyć. Ten mutant w końcu nie był taki głupi. De Lörche zauważył, czemu przyglądał się Geralt. Najpierw jego książki. Musiał potrafić czytać, bo po jego kocich oczach widać było zrozumienie. Później ta rycina, a na końcu jego własne ramię. Zabawne, ale „artyście" zdawało się, że wiedźmin zaczął łapać, o co chodzi w tym przedstawieniu i kto odgrywa, jaką rolę. Winicjusz poważnie się zastanawiał czy na pewno wymyślił dobry scenariusz. A nawet, jeśli nie jest taki genialny? Cóż z tego? Dla takiej zabawy warto poświęcić wszystko. Dopiero parę minut później wicehrabia zorientował się, że wciąż jest całkiem nagi. Wstał, więc i zawołał swojego ulubionego, jak mu się zdawało sługę.

- Jarosławie! Przynieś mi zaraz czarny zestaw. Chcę prezentować się jak najdostojniej.

- Ależ panie... Pan się zawsze prezentuje dostojnie!

- Dobra, dobra. Ale teraz chodź tutaj. Wiesz, co robić. No już klękaj.

~*~*~*~*~

Roche zagryzał wargę sfrustrowany niedawną wizytą. Nie pozwolił Geraltowi by ten opowiedział o tym, co zauważył. Musiał sam najpierw pomyśleć. Czół, że de Lörche perfidnie się z nich naigrywał. Przecież powietrze w bibliotece było aż gęste od sarkazmu! Brrrr... Paskudny typek... I chyba de Lörche był podniecony... Fuj. To, dlatego tak trzymał łapska na kroczu. Najchętniej to by mu je połamał. I kiedyś to zrobi po ten facet zdecydowanie był jednym z winnych.

Geralt położył mu dłoń na ramieniu.

- Roche... Ej. Roche. Vernon kurwa!

- Nie mów na mnie, Vernon bo wreszcie wyprostuję ci ten nochal!

Wiedźmin zatrzymał się. Patriota stanął z nim twarzą w twarzą w twarz.

- Bądź poważny chłopie. Mam pomysł.

- Niby, jaki?

- Jaskier może nam pomóc.

Vernon patrzył na niego jak gdyby Wiedźmin zaproponował mu seks na wypchanym jednorożcu.

- Chyba nie mówisz serio. Bo nie mówisz, co nie?

Geralt posłał mu tylko załamane spojrzenie.

- Nie. Wiesz ilu ona ma znajomych? I nawet talent do takich spraw... Może powiększyć siatkę twoich szpiegów.

Biało włosy dał mu powód do rozmyślania.

- Dobra. Idziemy do tego kurwiarza.

- Ej.

~*~*~*~

Było późne popołudnie, gdy Jaskier wygramolił się z łóżka. A wpadł tam przez przypadek.

- A matka powtarzała „Nie pij tyle, bo kiedyś wylądujesz w łóżku z pasztetem albo z facetem". No i co? Dobrze by było gdyby to był pasztet.- biadolił poeta. Do pokoju wdzierały się pojedyncze promienie ciepłego światła. Cieszyłby się z takiej atmosfery gdyby nie ból tyłka i świadomość, że było dobrze. Aż za dobrze. Czarnowłosy dalej słodko wtulał się w poduszkę świecąc gołą pupą. Jaskier podrapał się po głowie. Jak to się stało? To chyba po tej rycerskiej balandze... Cholera, czy pociągają go faceci? Tacy jak ten? Wczoraj tak i dzisiaj... Też. Czół się, co najmniej dziwnie. Krótka rozmowa z osobnikiem podającym się za Rycerza Smętnego Oblicza i lądują w jego sypialni.

- Kurwa... Coś ze mną nie w porządku – mruknął do siebie z powrotem siadając na łóżku. Automatycznie silne ramię przyciągnęło go do siebie zamykając w mocnym uścisku.

„Nie jest tak źle..."- pomyślał poeta. „ Jest całkiem dobrze. Może by tak to zostawić? Może się ustatkuję?"

I wtedy rozległo się głośne pukanie do drzwi. Jaskier wyskoczył z łóżka przestraszony.

Drzwi otworzyły się z hukiem. Pukająca osoba nie czekała na „proszę". Po prostu wbiła do środka. Geralt.

- Jaskier, mam do ciebie s... Co proszę?

- O kurwa.- dodał idealny komentarz Roche.

- Zmieniłeś orientację i upodobania poeto?- zapytał dowódca Niebieskich Pasów.

Jaskier tylko nerwowo zasłonił się kołdrą. Niby rycerz w tym momencie też się zreflektował i zakrył swą nagość.

Vernon miał dość. Ilu nagich facetów jeszcze zobaczy tego dnia? Miał nadzieje, że już nie wielu. Geralt udawał, że nic się nie stało i zwyczajnie zwrócił się do Jaskra.

- Mamy sprawę. Mógłbyś wyprosić... Um, kolegę?

Jaskier popatrzył błagalnie w stronę Dettlaffa. Tamten tylko kiwnął głową i szybko zaczął się ubierać. Po chwili już go nie było. Usiedli. Jaskier opatulił się porządnie kołdrą.

- Więc jaka to sprawa?- trubadur dalej był zakłopotany jak nigdy w życiu.

Roche nie wiedział, dlaczego zgodził się na pomysł. Nie uważał żeby Jaskier był odpowiedzialną osobą. To chyba nie to, czego potrzebują. Ale dalej lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Chociaż te latające skurwiele dalej mogą narobić człowiekowi na głowę.

- Potrzebujemy powiększyć naszą siatkę szpiegowską. Rozumiesz?

Poeta kiwnął głową.

- I jak mam wam niby w tym pomóc?

- Myślisz że nikt nie wie o twoich znajomościach?- parsknął Roche.

Muzyk jedynie ukrył twarz w dłoniach. A było mu dzisiaj tak miło.

- Więc mam znowu bawić się w szpiega?

- Tak- odpowiedzieli chórkiem.

- Tylko ustalimy kilka spraw...- zaczął Vernon.

*~*~*~*~*

Głowa bolała go jak nigdy wcześniej. A jeszcze trzeba przepytać tego całego de Lörche. To na pewno nie on zżarł tą nerkę i zamordował prostytutki, ale nic nie wiadomo. Musi to sprawdzić tylko w takim stanie to może być nie zaciekawie. A gdzie to jasnej ciasnej podział się Dettlaff? Nie było go w nocy i przez cały dzień. Regis odgarnął włosy z twarzy. Nie lubił, gdy wpadały mu do oczu. W ogóle powinien je ściąć. Związał je szybko by móc zacząć szukać przyjaciela.

- Na razie nie ruszaj się stąd. – powiedział wchodząc drugi wampir.

- Co się stało? :/

- Twój kolega jest tutaj...

Regis uniósł brwi do góry.

- A ty gdzie byłeś?

- U twojego innego kolegi... No bo...

- Nie, nie kończ. Nie chcę wiedzieć.- machnął ręką spokojnie.

- Mamy pracę.

Boku no GeraltOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz