Rozdział 4

1.1K 74 45
                                    


 Po wyjściu Roche'a, Geralt przerosiwszy Ves, że nie dotrzyma jej towarzystwa szybciutko opuścił pomieszczenie. Idąc przez krótki klimatycznie oświetlony korytarz zza jednych z drzwi usłyszał ciche kobiece pojękiwania. Wiedźmin w pierwszej chwili zignorował to, tylko po to by cofnąć się parę kroków spowrotem i przyłożył ucho do desek. Dźwięk wydał mu się dziwnie znajomy. To było dla niego wręcz nienormalne. Zza drzwi dobiegło go przeciągłe „Ooooch!".

No i sobie przypomniał skąd znał ten dźwięk. Z rozmachem otworzył drzwi.

- Ciri!?

Zaskoczona płowo włosa wiedźmina oderwała się od swojej kochanki.

- Geralt!?

- Kurwa...- odpowiedział elokwentnie Geralt.

Dziwka przyglądała się tej scenie z uprzejmym zainteresowaniem.

- To twój mąż?

Ciri szybko zbierała części swojej garderoby porozrzucane po pokoju. Wiedźmin z kamienną twarzą odwrócił wzrok pozwalając jej by się ubrała. Była to dla niego sytuacja wręcz nie do pomyślenia. Gdy on był młody..., Gdy on był młody też pewnie by tak robił.

Po chwili w milczeniu wyciągnął Ciri za rękę na zewnątrz.

- Co to było? Co ty tam robiłaś?!

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Mogłabym zapytać o to samo.

Wiedźmin burczał tylko coś pod nosem.

- Geralt, każdy czasem chce się zabawić...

- A tego to cię pewnie Jaskier nauczył!

- W pewnym sensie... A ty? Co tam robiłeś? Geralt, nie zapominasz czasem o Yen?

- To nie tak jak myślisz...

Wiedźmin nie wiedział jak wybrnąć z tej sytuacji. Trudno było mu powiedzieć dziewczynie, że już nie są razem. Że on nie jest już nawet z Triss. I w tym momęcie pojawiło się jego domniemane wybawienie.

- Cześć wiedźminie. Co jest nie tak?

Erling brunatny zjawił się niewiadomo jak i niewiadomo, kiedy. Niczym typowy zapełniacz czasu.

*~*~*~*

            Zamek Królewski Wyzima.

W jednym z wielu pięknych korytarzy królewskiej siedziby, przed drzwiami do gabinetu szambelana stało dwóch mężczyzn. Obaj ubrani na czarno, obaj podobnego wzrostu. Niewiele różnili się także wiekiem. Młodszy z nich w długim podszywanym czerwonym materiałem płaszczu z ozdobnymi klamerkami, kurczowo trzymał towarzysza za rękaw podróżnej szaty. Starszy z nich miał włosy długie i przeplatane już pajęczyną siwizny. Uśmiechał się pokrętnie do przyjaciela mocno zaciskając wargi.

- Musimy tam wchodzić?

- Tak musimy. Czegoś się obawiasz?

-Nie...- odpowiedział tamten krzywiąc się nieznacznie.

- Po prostu nie lubię takich miejsc. Dlaczego tu przyszliśmy?

Starszy z nich westchnął.

- Łatwiej stąd będzie mi pomagać moim przyjaciołom. Jest jeden problem.

- Jaki?

- Nie wiem jak się przedstawić. Może zostanę przy tym pomyśle z Wergiliuszem?

Zastanawiał się chwilkę.

- A jak mnie przedstawisz? I dlaczego nie powiesz normalnie?

Odpowiedział mu ciepły szeroki uśmiech.

- Chcę być incognito. A z tobą nie będzie problemu...

- Nie chcę znowu być Sancho Pansą!- cicho krzyknął.

- Dobrze, dobrze. Nie dąsaj się ty mój „Rycerzu Smętnego Oblicza".

- Co?- młodszy z panów uniósł brwi wysoko do góry.

- Nic. Po prostu zawsze masz taką smętną minę. Pamiętasz tego pana w czerwonej zbroi, którego załatwiłeś po drodze?

Tamten niepewnie kiwnął głową.

- Taak... Zdaje mi się, że tak. To był ktoś ważny?

- Nie. To tylko pewien szlachcic, z Nazairu. Spieszył tutaj na turniej rycerski. Ty odegrasz jego rolę a ja będę udawał twojego sługę.

Zanim jego przyjaciel zdążył zaprotestować, szambelan zawołał ich zza drzwi.

*~*~*~*~*

- Że jak do jasnej cholery mam się przedstawiać?

- Kuno z Asengardu... - miał coś dodać ale znów dopadł go niekontrolowany napad śmiechu.

- Regis nie irytuj mnie. Jak ty sobie to wyobrażasz?

- No...- zamyślił się na chwilę.

- Normalnie. Jeśli raz albo dwa pokarzesz się w zbroi i będziesz zachowywał się jak ty, to będzie zupełnie porządku. Ja za to pobiegam czasem za tobą z twoją tarczą i tak dalej...

Dettlaff odpowiedział mu długim smętnym spojrzeniem.

- Dobrze się czujesz?

Wtedy Regis przestał się uśmiechać. [A/N cholera, co on właściwie tu robi? Nie wiem. Zjedźcie to w komentarzach]  Spoważniał na chwilę i zaczął rozmyślać. Plan może nie jest idealny, ale nie jest też najgorszy. Wszystko miało się rozwijać z czasem. Wiedział dobrze jak pociągać za niektóre sznurki, które jeśli dobrze pójdzie będzie miał już niedługo w palcach. Dettlaff miał w większości jedynie odwrócić uwagę od jego „drobnych poczynań".

W Wyzimie jednak był Jaskier i Geralt, a on jak na razie nie chciał dawać o sobie żadnego znaku życia. Ponownie zaśmiał się pod nosem z dziwnym błyskiem w oczach. Dettlaff skonfundowany spojrzał na niego marszcząc brwi.

- Co cię tak śmieszy? Może jednak chcesz odpocząć?

-Bawi mnie widok przyszłych, a możliwych wydarzeń przyjacielu. Dalej możliwych, Rozumiesz?

Dettlaff nie rozumiał.

���_d'�

[A/N Boziu~

Serdecznie was witam. Niesamowicie cieszę się z takiej ilości czytających i komentujących <3

Naprawdę nie spodziewałem się takiej ilości .

( ͡° ͜ʖ ͡°)

Jedno mnie zastanawia. Czy jest coś ze mną nie w porządku jeśli wyobrażam sobie Regisa trochę jak mangowego Rasputina?

Na zawsze wasz

Juliusz]

Boku no GeraltOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz