Rozdział 5

951 63 26
                                    

Rozmowa poszła stosunkowo szybko. Okazało się, iż Ciri była w Wyzimie jedynie przejazdem i bezwzględnie zamierzała wyruszyć na szlak jutro o poranku. Nie wiedziała nawet, że Geralt był w mieście. Po wymianie ciepłych zdań rozeszli się. Ciri poszła w swoją stronę, a Wiedźmin i Erling w swoją.

- Niezła dziewczyna z tej Ciri.- Rzekł elf. Geralt spiorunował go wzrokiem.

- Co proszę?

- No wiesz taka...- Czarodziej wykonał dziwny ruch ręką w okolicach klatki piersiowej.

Geralt zdziwiony patrzył się na niego jak na szaleńca. Erling tylko pokręcił głową i spojrzał w ciemne niebo.

- Nie ważne. Geralt?

- Tak?

- Co chcesz teraz zrobić?

Wiedźmin studiował jego twarz w ciemnościach.

- Kiedy?

- Teraz.

- Chyba wrócę do „domu". Ewentualnie, że masz jakieś propozycje czarodzieju.

*~*~*~*~*

Już parę kwadransów później Geralt poważnie zastanawiał się jak Erlingowi udało się wyciągnąć do karczmy na popijawę. Czarodziej był ululany już po paru chwilach, a Wiedźmin towarzyszył mu z grzeczności. No i trochę martwił się czy aby coś mu się nie stanie...

Czarodziej porządnie już schlany kiwał się w tył i w przód na ławce. Mówił coś do siebie swoim basowym głosem, który tak mocno kontrastował z jego powierzchownością. Cichutko, szeptem, od czasu do czasu mówił tylko coś głośniej, ale to i tak nie miało sensu.

Znów podniósł głos. Dopiero po chwili Geralt zorientował się, że mówi do niego.

- Widzisz Wiedźminie, życie potrafi nieźle człowieka zgnoić. Pewnie wiesz o tym z własnego doświadczenia. – Zaśmiał się cicho.

- Też pewnie wpadłeś kiedyś w życiowe gówno. I w tym jesteśmy do siebie podobni.

Wiedźmin tylko się uśmiechnął popijając piwo.

- Nikt mnie nigdy nie lubił. Odkąd pamiętam nie miałem żadnych przyjaciół. Jestem samotny i zgorzkniały.

Geralt dalej się nie odzywał. Jedynie kiwnął głową, a Erling kontynuował.

- Może i jestem zdolniejszy od siedemdziesięciu procent czarodziei i czarodziejek przebywających obecnie w Temerii, Redanii i Kaedwen, ale i tak muszę starać się dwa razy bardziej by nie zostać zepchniętym z chwiejnej "drabiny władzy". A wiesz, co mnie spycha? Spychają mnie bezużyteczne śmieci czarodziejskiego świata. No i co na końcu? Gdy już spadnę to wpadam w cały stos życiowego łajna, które tam zostawili!

Kiwał się smutno jeszcze przez chwilę.

- Chciałbym mieć przyjaciela. Bądź moim przyjacielem Geralt.

Wiedźmin uniósł brwi w geście zdziwienia.

- Twoim przyjacielem? Ja? Po co? Żebyśmy razem mogli wpadać w życiowe gówno?

Erling popatrzył na niego nawet całkiem przytomnie, ale tylko przez chwilkę. Trwało to nie więcej niż ułamek sekundy i jego oczy znów straciły wyraz i stały się na powrót mętne.

- Tak. Właśnie po to. To jak będzie?

- Skąd przyszedł ci do głowy taki pomysł elfie?

Czarodziej wychylił po raz kolejny kubek wina.

- Zwyczajnie. Tak myślę.

W tym momencie elf jak gdyby całkowicie wytrzeźwiał.

- Geralt nie było mnie na zamku dokładnie dwadzieścia cztery godziny. Miał dziś zjawić się tam pewien znakomity rycerz z Nazairu. Sądzę, że powinno cię to zainteresować. Niedługo odbędzie się turniej rycerski jak już pewnie wiesz. Zjechało się tu mnóstwo fircyków w szmelcowanych zbrojach pragnących zdobyć sławę.

Geralt przetwarzał chwilę usłyszane informacje.

-, Po co mi to mówisz?

.

- Bo zaraz zjawi się tutaj mój informator i będziemy o tym rozmawiać. Po za tym... Chcę wam pomóc z tym fisstechem.

- Och Erlingu... Ty przypadkiem za dużo nie wypiłeś?

Czarodziej skrzywił się paskudnie.

- Geralt mówię poważnie. Podczas tego turnieju coś może się stać.

Wiedźmin machnął ręką.

- A kiedy ma odbyć się ta impreza?

- Za równo dwa tygodnie.

- Za dwa tygodnie...- zaczął, ale niedane mu było dokończyć myśli. Przerwał mu donośny i piskliwy głos.

- Za dwa tygodnie nie będzie, co zbierać i diabeł o tym wie!- Krzyknął najniższy krasnolud, jakiego Geralt widział. Krasnal na swych krótkich i kołkowatych nogach, mocno kołysząc się na boki podszedł do nich i wdrapał się na ławę obok Erlinga.

- Wiedźminie poznaj proszę moją lewą rękę i prawą nerkę, szanownego pana Emroda! Miał zdać mi raport z dzisiejszego dnia.

Emrod beknął jak w potwierdzeniu słów czarodzieja.

- Dobra, dobra Erlingu. Posłucham, jeśli postawisz kolejny kufelek piwa.

Krasnolud zaśmiał się głośno.

- Widzę siwy, że wiesz jak podejść Diabła! Czarodzieju stawiasz prawda? No to ruszaj się, żwawo!

Erling zrobił smutną minę.

- Chcecie wydoić mnie z orenów do końca!

Emrod warknął coś z cicha.

- Ty to nawet końskie łajno w złoto zamienisz...- zapiszczał..

Geralt uśmiechnął się pod wąsem. Bawił go ten duet. Emrod w jego uznaniu był nieszkodliwy, a czarodziej nie wzbudzał żadnych podejrzeń. Wiedźmin chyba nawet go polubił.

Już po chwili karczmarka przyniosła dwa kufle piwa i gąsiorek wina dla elfa.

Krasnolud machając nogami rozpoczął składać nieskładny raport. Mówił o bardzo błahych sprawach.

- Około południa przyjechał taki jeden ze Skellige... To chyba baba, ale nie jestem pewien. Burak straszny! A właśnie nasz król miłościwy wyprawia dziś 'małą' ucztę dla rycerzy, buraków i rycerzyków.

Erling uśmiechnął się drwiąco.

- Ty się tak nie ciesz Diable. Foltest właśnie ciebie postanowił wrąbać w to łajno!

- C-co?

- Jajo smoka. Lepiej biegnij, bo jak długo będą bez jakiejkolwiek niańki to zamek rozwalą.

- A ty nie idziesz?

- Nie. Jestem tylko brzydką maskotką Addy. A tak nawiasem mówiąc nasza księżniczka ma niezłą dupcię.

- Język Emrodzie! Kto z osób bardziej drażliwych będzie na uczcie?

- Babsztyl ze Skellige i Rycerz Smętnego Ryjca.

- Helga i Kuno z Asengardu... Dam sobie jakoś radę.

Elf zatarł dłonie.

- No to lecę.

- Na czym? – Z niewinną miną zapytał Geralt.

- Na miotle? Oj Erlingu wiem że w ogóle lubisz mieć coś między nogami, nie wspominając o tym że chciałbyś coś mieć, ale nie musisz tyle o tym gadać!- dokończył Emrod.

Boku no GeraltOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz