Rozmowa poszła stosunkowo szybko. Okazało się, iż Ciri była w Wyzimie jedynie przejazdem i bezwzględnie zamierzała wyruszyć na szlak jutro o poranku. Nie wiedziała nawet, że Geralt był w mieście. Po wymianie ciepłych zdań rozeszli się. Ciri poszła w swoją stronę, a Wiedźmin i Erling w swoją.
- Niezła dziewczyna z tej Ciri.- Rzekł elf. Geralt spiorunował go wzrokiem.
- Co proszę?
- No wiesz taka...- Czarodziej wykonał dziwny ruch ręką w okolicach klatki piersiowej.
Geralt zdziwiony patrzył się na niego jak na szaleńca. Erling tylko pokręcił głową i spojrzał w ciemne niebo.
- Nie ważne. Geralt?
- Tak?
- Co chcesz teraz zrobić?
Wiedźmin studiował jego twarz w ciemnościach.
- Kiedy?
- Teraz.
- Chyba wrócę do „domu". Ewentualnie, że masz jakieś propozycje czarodzieju.
*~*~*~*~*
Już parę kwadransów później Geralt poważnie zastanawiał się jak Erlingowi udało się wyciągnąć do karczmy na popijawę. Czarodziej był ululany już po paru chwilach, a Wiedźmin towarzyszył mu z grzeczności. No i trochę martwił się czy aby coś mu się nie stanie...
Czarodziej porządnie już schlany kiwał się w tył i w przód na ławce. Mówił coś do siebie swoim basowym głosem, który tak mocno kontrastował z jego powierzchownością. Cichutko, szeptem, od czasu do czasu mówił tylko coś głośniej, ale to i tak nie miało sensu.
Znów podniósł głos. Dopiero po chwili Geralt zorientował się, że mówi do niego.
- Widzisz Wiedźminie, życie potrafi nieźle człowieka zgnoić. Pewnie wiesz o tym z własnego doświadczenia. – Zaśmiał się cicho.
- Też pewnie wpadłeś kiedyś w życiowe gówno. I w tym jesteśmy do siebie podobni.
Wiedźmin tylko się uśmiechnął popijając piwo.
- Nikt mnie nigdy nie lubił. Odkąd pamiętam nie miałem żadnych przyjaciół. Jestem samotny i zgorzkniały.
Geralt dalej się nie odzywał. Jedynie kiwnął głową, a Erling kontynuował.
- Może i jestem zdolniejszy od siedemdziesięciu procent czarodziei i czarodziejek przebywających obecnie w Temerii, Redanii i Kaedwen, ale i tak muszę starać się dwa razy bardziej by nie zostać zepchniętym z chwiejnej "drabiny władzy". A wiesz, co mnie spycha? Spychają mnie bezużyteczne śmieci czarodziejskiego świata. No i co na końcu? Gdy już spadnę to wpadam w cały stos życiowego łajna, które tam zostawili!
Kiwał się smutno jeszcze przez chwilę.
- Chciałbym mieć przyjaciela. Bądź moim przyjacielem Geralt.
Wiedźmin uniósł brwi w geście zdziwienia.
- Twoim przyjacielem? Ja? Po co? Żebyśmy razem mogli wpadać w życiowe gówno?
Erling popatrzył na niego nawet całkiem przytomnie, ale tylko przez chwilkę. Trwało to nie więcej niż ułamek sekundy i jego oczy znów straciły wyraz i stały się na powrót mętne.
- Tak. Właśnie po to. To jak będzie?
- Skąd przyszedł ci do głowy taki pomysł elfie?
Czarodziej wychylił po raz kolejny kubek wina.
- Zwyczajnie. Tak myślę.
W tym momencie elf jak gdyby całkowicie wytrzeźwiał.
- Geralt nie było mnie na zamku dokładnie dwadzieścia cztery godziny. Miał dziś zjawić się tam pewien znakomity rycerz z Nazairu. Sądzę, że powinno cię to zainteresować. Niedługo odbędzie się turniej rycerski jak już pewnie wiesz. Zjechało się tu mnóstwo fircyków w szmelcowanych zbrojach pragnących zdobyć sławę.
Geralt przetwarzał chwilę usłyszane informacje.
-, Po co mi to mówisz?
.
- Bo zaraz zjawi się tutaj mój informator i będziemy o tym rozmawiać. Po za tym... Chcę wam pomóc z tym fisstechem.
- Och Erlingu... Ty przypadkiem za dużo nie wypiłeś?
Czarodziej skrzywił się paskudnie.
- Geralt mówię poważnie. Podczas tego turnieju coś może się stać.
Wiedźmin machnął ręką.
- A kiedy ma odbyć się ta impreza?
- Za równo dwa tygodnie.
- Za dwa tygodnie...- zaczął, ale niedane mu było dokończyć myśli. Przerwał mu donośny i piskliwy głos.
- Za dwa tygodnie nie będzie, co zbierać i diabeł o tym wie!- Krzyknął najniższy krasnolud, jakiego Geralt widział. Krasnal na swych krótkich i kołkowatych nogach, mocno kołysząc się na boki podszedł do nich i wdrapał się na ławę obok Erlinga.
- Wiedźminie poznaj proszę moją lewą rękę i prawą nerkę, szanownego pana Emroda! Miał zdać mi raport z dzisiejszego dnia.
Emrod beknął jak w potwierdzeniu słów czarodzieja.
- Dobra, dobra Erlingu. Posłucham, jeśli postawisz kolejny kufelek piwa.
Krasnolud zaśmiał się głośno.
- Widzę siwy, że wiesz jak podejść Diabła! Czarodzieju stawiasz prawda? No to ruszaj się, żwawo!
Erling zrobił smutną minę.
- Chcecie wydoić mnie z orenów do końca!
Emrod warknął coś z cicha.
- Ty to nawet końskie łajno w złoto zamienisz...- zapiszczał..
Geralt uśmiechnął się pod wąsem. Bawił go ten duet. Emrod w jego uznaniu był nieszkodliwy, a czarodziej nie wzbudzał żadnych podejrzeń. Wiedźmin chyba nawet go polubił.
Już po chwili karczmarka przyniosła dwa kufle piwa i gąsiorek wina dla elfa.
Krasnolud machając nogami rozpoczął składać nieskładny raport. Mówił o bardzo błahych sprawach.
- Około południa przyjechał taki jeden ze Skellige... To chyba baba, ale nie jestem pewien. Burak straszny! A właśnie nasz król miłościwy wyprawia dziś 'małą' ucztę dla rycerzy, buraków i rycerzyków.
Erling uśmiechnął się drwiąco.
- Ty się tak nie ciesz Diable. Foltest właśnie ciebie postanowił wrąbać w to łajno!
- C-co?
- Jajo smoka. Lepiej biegnij, bo jak długo będą bez jakiejkolwiek niańki to zamek rozwalą.
- A ty nie idziesz?
- Nie. Jestem tylko brzydką maskotką Addy. A tak nawiasem mówiąc nasza księżniczka ma niezłą dupcię.
- Język Emrodzie! Kto z osób bardziej drażliwych będzie na uczcie?
- Babsztyl ze Skellige i Rycerz Smętnego Ryjca.
- Helga i Kuno z Asengardu... Dam sobie jakoś radę.
Elf zatarł dłonie.
- No to lecę.
- Na czym? – Z niewinną miną zapytał Geralt.
- Na miotle? Oj Erlingu wiem że w ogóle lubisz mieć coś między nogami, nie wspominając o tym że chciałbyś coś mieć, ale nie musisz tyle o tym gadać!- dokończył Emrod.
CZYTASZ
Boku no Geralt
AdventureNie polecam fanom "Wiedźmina". PRAWDOPODOBNIE PIERWSZE YAOI O TEJ TEMATYCE NA POLSKIM WATTPADZIE. Mam nadzieję że spodoba się wam mój pomysł. Okładka by: Juliusz Słowacki Btw. Regis w tym opowiadaniu to nie "growy" Regis. Kieruję się książowymi opis...